Artykuły

Opole. Nowe twarze u Kochanowskiego

W tym roku skończyli szkoły aktorskie. Nie chcą się wycierać po castingach, choć to szansa na kasę. Od zawsze marzyli o scenie. Na początek swej drogi zawodowej wybrali "Kochanowskiego".

Grażyna Kopeć, warszawianka, absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie. Na egzamin wstępny poszła wyluzowaną, na nic nie licząc. Potraktowała to jako ciąg dalszy super zabawy w teatr, rozpoczętej w jednym z domów kultury. W rezerwie miała kulturoznawstwo na uniwersytecie, ale ku swemu zaskoczeniu od razu dostała się do szkoły na Miodowej. Śmieje się z tego, ale widocznie musiała przed komisją "zaświecić" Tak o kandydatach do akademii mówi jedna z najważniejszych dla Grażyny profesorek, znana reżyserką Agnieszka Glińska - że albo ktoś świeci, albo nie. U Glińskiej i u Jana Englerta robiła dyplom. Na czwartym roku studiów aktorskich atmosfera zwykle jest już bardzo nerwowa. Wszyscy myślą - co dalej. Grażyna nie miała pomysłu na to, co dalej, aż koleżanka podpowiedziała by rozesłała swoje CV do teatrów. Zrobiła wywiad środowiskowy i na liście znalazł się także Teatr Kochanowskiego. Bartosz Zaczykiewicz był jedynym dyrektorem, który odpowiedział i przyjechał na jej dyplom. Kiedy dowiedziała się, że zaraz na początku sezonu zadebiutuje w "Foczce akrobatce" nawet w duchu nie kaprysiła - To był wielki entuzjazm, że tak szybko, że główna rolą że czegoś się nauczę i że będę grać dla dzieci. Same plusy - wylicza

Na razie uczy się żyć w Opolu. W domu aktora zakotwiczyła na dobre, przywożąc ze sobą ukochaną czarno-białą kotkę Marię. W wolnym czasie jeździ na rowerze i maluje pastelami portrety. Czasem wyskakuje do Warszawy po pieniądze -w dubbingach, jakichś serialowych epizodach - ale na krótko, bo Maria pozostawiona pod opieką obcych obraża się i stroi fochy. Poza tym Warszawa przestaje jej się podobać. - Wszyscy się śpieszą, jest tłoczno, to miasto mą złą energię. Opole ma lepszą - mówi. O marzeniach nie chce mówić, by nie zapeszyć. Wszystko jest przed nią, a ona nie chce pominąć żadnej dobrej okazji.

Krzysztof Wrona, urodzony w Tarnowie, skończył krakowską Państwową Wyższą Szkołę Teatralną. Przez chwilę studiował bibliotekoznawstwo, ale jak mówi, był to akt rozpaczy po nieudanym egzaminie wstępnym do szkoły teatralnej. Dostał się za trzecim razem i sam się dziwi tej wytrwałości, bo zazwyczaj szybko rezygnuje, jak mu coś nie wychodzi. Dyplom robił u Jerzego Stuhra i Bogdana Hussakowskiego. Po dyplomie niczym gwiazdka z nieba spadła mu propozycja z opolskiego teatru. Uważa że lepszy jest "Kochanowski" z perspektywą grania w różnych sztukach niż zagranie jednej roli w "Starym" i bezskuteczne wypatrywanie następnych. Kiedy jego koledzy z przerażeniem myśleli o tym, że po studiach zostaną bez angażu i skwapliwie korzystali ze szkoleń typu "jak sobie poradzić w życiu po ukończeniu szkoły teatralnej", on już przygotowywał się do roli Raya Dooleya w "Królowej piękności z Leenane". Czerwcowe "spektakle w ciemno" przeżywał znacznie mocniej od rzeczywistej wrześniowej premiery. Już poznał smak satysfakcji, gdy widzowie dziękują aktorom za talent i pracę owacją na stojąco. Teraz próbuje w "Baalu" u Fiedora i ma poczucie, że idzie dobrze. Będzie jeszcze lepiej, gdy do zastanych w domu aktora dwóch szaf, łóżka i fotela dołoży własny komputer. Uwielbia gry komputerowe, także "zabijanki". W wolnym czasie zamiast myśleć o tzw. karierze, wymyśla sobie potrawy. Uwielbia gotować i mówi, że robi to świetnie.

Adam Ciołek pochodzi z Warszawy, ukończył łódzką "filmówkę". Jego talent dostrzegła polonistka w podstawówce i tak w wieku 13 lat trafił pod skrzydła państwa Machulskich, którzy prowadzili ognisko przy Teatrze Ochoty. Do szkoły teatralnej dostał się za trzecim razem. Po pierwszej nieudanej próbie poszedł do prywatnej szkoły Machulskich, ale szybko uznał, że to nie to. Po drugiej trafił do krakowskiego L'art Studio. Kiedy za trzecim razem na egzaminie wstępnym w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, Filmowej i Telewizyjnej spotkał się z Janem Machulskim i ten na jego widok krzyknął "Cześć, Adaś!" - pomyślał, że to pożegnanie, koniec - za karę, że uciekł z jego szkoły. Ale na szczęście to było powitanie. W trakcie studiów zagrał epizody w serialach "Pierwsza miłość" i "Sprawa na dziś". Dla pieniędzy. Bycie w teatrze jest dla niego ważniejsze od robienia kasy. Uważa że po studiach niewiele się umie. - Zawodu uczy się w teatrze - podkreśla On postanowił uczyć się zawodu w Opolu, z wyboru, w pełni świadomie. Na czwartym roku studenci obierają dwie strategie - jedni z nadzieją wypatrują, czy na dyplom przyjechał jakiś dyrektor teatru, inni tych dyrektorów zapraszają. Adam zaprosił Bartosza Zaczykiewicza. Bo jego zdaniem teatr opolski liczy się na mapie teatralnej kraju, a poza tym wiedział, że nie ma tu aktorów przed trzydziestką. Na razie robi zastępstwo w roli Fiedotika w "Trzech siostrach", ale jego prawdziwy debiut będzie dopiero 10 listopada, na premierze "Baala" w reżyserii Marka Fiedora. Kiedy zaczynał studia w Łodzi, ostatni rok robił dyplom z "Baala" właśnie u Fiedora. Tym bardziej ucieszył się, że zadebiutuje w tym przedstawieniu. Zaraz po premierze zabierze się też do pracy magisterskiej. Uważa że to głupota i anachronizm, ale napisać trzeba Jedyny plus, że będzie pisać o aktorze, którego uważa za wielkiego mistrza - o Bogusławie Sochnackim. Magisterka to mikrocel na przyszłość. O celach makro nie chce mówić, poza tym, że chciałby dużo grać. Jak cała trójka - wierzy w swoje szczęście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji