Artykuły

Światła na scenie

Gra w teatrze, który kocha. Zdobyła prestiżową nagrodę za rolę w pierwszym filmie, w którym grała. Zakochała się i miała ślub, dokładnie taki, jaki sobie wymarzyła. Gra ciekawe role. Podoba się jej Szczecin - portret MARTY MALIKOWSKIEJ , aktorki Teatru Współczesnego.

Klasa maturalna w Jaśle. Większość uczniów to chłopcy, wśród nielicznych dziewcząt jest Marta, która już wie, że nauka w klasie o profilu matematyczno-informatycznym to nie jest to. Dlatego chętnie przystaje do szkolnego teatru prowadzonego przez polonistę. Dobrze w nim się czuje, a wpada prawie w euforię, gdy jej trupa zdobywa główną nagrodę na "Forum Teatrów Szkolnych" w Poznaniu. Wtedy po raz pierwszy staje na deskach profesjonalnej sceny. To był Teatr Polski, w którym odbywało się "Forum".

- Tam zauważyłam, że lubię jak padają na mnie światła, gdy stoję na scenie.

Polonista, który dotąd wystawiał jej trójki, docenił ją na końcowym świadectwie i maturze. Język polski coraz bardziej się Marcie podobał, a czwórka nie była pewnie wzięta z powietrza. Rodzice nie byli zachwyceni tym, że córka złożyła papiery wyłącznie do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, do której dostać się jest równie trudno, jak wygrać w toto-lotka. Nie miała pomysłu na cokolwiek innego. Sama przygotowała się do egzaminów i zdała! Komisji spodobał się Słowacki i Mickiewicz w jej wykonaniu. A pewnie i pełna ekspresji osobowość Marty. - Dyplom robiłam u mojego największego mistrza Jana Peszka, od którego dużo się nauczyłam, a także u Bohdana Hussakowskiego. Ale to Peszek jest moim aktorskim guru i świetnym człowiekiem.

Końcówka studiów. Marta nie wie za bardzo, co dalej ze sobą począć. Któregoś dnia dzwoni kolega ze Szczecina, reżyser Piotr Ratajczak, który zaprasza ją na czytanie sztuki Przemysława Wojcieszka "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię" w ramach cyklicznej imprezy pod nazwą "Noc barbarzyńców". Potem podszedł do niej dyrektor Teatru Współczesnego Zenon Butkiewicz i zaproponował jedną z ról w świetnym, jak się później okazało spektaklu "Napis", wyreżyserowanym przez Annę Augustynowicz. Marta szybko zauważyła, że zespół kierowany przez znakomitą artystkę łączą wręcz rodzinne więzy. Dlatego, gdy otrzymała propozycję etatowej pracy, bez wahania powiedziała: tak! Tego przecież chciała.

* * *

Telefon od producenta filmu Marka Stacharskiego "Przebacz" odebrała w dniu ukończenia studiów. Umowa była jasna. Gra, tak jak inni aktorzy, poza Gabrielą Kownacką, za darmo, a jak film wejdzie do dystrybucji i zacznie zarabiać, otrzyma należną gażę. Zgodziła się. A potem w trakcie dziesięciu dni zdjęciowych wciela się w postać agresywnej członkini gangu bandziorów, która namawia skutecznie kolegów do gwałtu na przypadkowo zaczepionej kobiecie. -To było niesamowite doświadczenie, bo mimo precyzyjnego scenariusza nie brakowało improwizacji na planie. Na dodatek trzeba było posługiwać się wulgarnym językiem. Ale nie żałuję. Warto było, tym bardziej że poznałam wtedy wielu ciekawych ludzi.

* * *

Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Końcowa gala. Przemówienia, nagrody, oklaski, znane postaci, telewizja, błyski fleszy. Prowadzący imprezę ogłaszają, że laureatką nagrody za Filmowy Debiut Roku 2006 zostaje Marta Malikowska za rolę w "Przebacz" Stacharskiego. Ale Marta o tym... nie wie, bo nie została na festiwal w ogóle zaproszona. Później okazuje się, że producent filmu wiedział o nagrodzie wcześniej. Mogła zdążyć i odebrać pierwszą i najważniejszą swoją nagrodę osobiście. - Bardzo się ucieszyłam, bo takiego sukcesu absolutnie się nie spodziewałam. Tym bardziej że nie grałam głównej roli w tym filmie. Szkoda, że nie mogłam odebrać nagrody osobiście. Ale to jest, niestety, nasza polska rzeczywistość. Do tej pory nie dostałam nawet złotówki za tę rolę. Sama jej nie widziałam, bo tego filmu nawet na płycie DVD, mi nie przysłali... Wybiorę się na niego do kina.

* * *

Rodzinna wieś Gogolów w pobliżu Krosna. Sceny jak z filmu. Ślub w wiejskim kościele. Mnóstwo weselnych gości. I wozy, w tym drabiniaste, ciągnięte przez końskie pary. A potem, a jakżeby inaczej, weselisko przy orkiestrze na żywo do białego rana. Taki ślub i takie wesele sobie wymarzyła. I spełniło się. Jej mąż jest liderem słynnego, szczecińskiego zespołu "Pogodno". - To uczucie spadło na nas w jednej chwili. Mogę bez jakiegokolwiek nadużycia powiedzieć, że jestem szczęśliwa.

Festiwal Małych Form Teatralnych "Kontrapunkt" 2006. Marta gra w "Samej słodyczy" Ireneusza Iredyńskiego. I zdobywa nagrodę, którą przeznacza z kolegami na realizację... dziesięciogodzinnego spektaklu w Teatrze Kana. To będzie eksperyment nie tylko z uwagi na czas spektaklu, ale także muzykę (Pogodno), treści i rozwiązania sceniczne. Nie jest łatwo przykuć widza na dziesięć godzin. - Cieszy mnie ten projekt i to, że będę przy nim pracowała z przyjaciółmi, których cenię.

* * *

W chińskim horoskopie jest... psem. A 2006 rok jest Rokiem Psa. Szczęśliwym. Gra w teatrze, który kocha, i w którym czuje się jak w rodzinie. Zdobyła prestiżową nagrodę za rolę w pierwszym filmie, w którym grała. Zakochała się i miała ślub, dokładnie taki, jaki sobie wymarzyła. Gra ciekawe role. Podoba się jej Szczecin, a okolice jeszcze bardziej, bo "do życia potrzebuje dużych przestrzeni".

- Chciałabym grać w dobrych filmach, u reżyserów, których cenię: Krauzego, Wojcieszka czy Smarzowskiego, ale nawet debiut roku nie zapewnia otwarcia drzwi do mocnych agencji aktorskich. Nie narzekam jednak, bo ilu aktorów ma szczęście grać i rozwijać się przy Annie Augustynowicz? Ja mam. I jestem szczęśliwa, bo robię to, co lubię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji