Artykuły

Musiałem wrócić do własnego błota

- Wybieram moją polską tożsamość, bo chcę tu być. W Ameryce nikt z mojego pokolenia nie zrobił dotąd nic ze swoim życiem. W Polsce 30-latkowie rozkręcają niezależne projekty. Trafiłem na czas niesamowitej energii - mówi MICHAŁ ZADARA, reżyser.

W Teatrze Współczesnym w Szczecinie Zadara, jeden z najciekawszych młodych reżyserów, przygotowuje "Na gorąco" - sceniczną wersję "Pół żartem, pół serio" Billy'ego Wildera. Nam opowiedział, skąd przychodzi i dokąd zmierza.

Zadara, jak to z tobą jest? Jesteś nasz czy obcy?

Michał Zadara: Kiedy mówię po polsku, słychać, że nie jestem stąd. Myślę raczej po angielsku. Ale język polski to dla mnie rzeka podziemna, łagodny, kuszący strumień. Rodzice wyjechali z kraju, gdy miałem trzy lata. Mieszkałem w Austrii i w Niemczech. Studiowałem w USA na Columbia Uniyersity. Kiedy zdecydowałem się na powrót do kraju, było dla mnie jasne, że wracam do własnego błota, które muszę rozdrapać pazurami. Potrzebowałem świadomości, skąd jestem. Wiedzy o tym, co wydarzyło się tu przed moim urodzeniem. Jak zrobiłem "Wesele" Wyspiańskiego w krakowskiej PWST - taki szkic spektaklu, który powtórzyłem w Teatrze STU - profesorowie dziwili się, że można mówić o Polsce z takim zapałem, tak osobiście.

Pamiętasz więcej niż my?

- Chyba bardziej uwiera mnie polska przeszłość i jestem bardziej wyczulony na teraźniejszość. To, co oczwiste dla dorastających w Polsce, dla mnie ma inny smak. Inaczej patrzę na romantyzm. I znam historię lepiej niż Polacy wychowani w kraju. W szkole nikt z moich rówieśników nie umiał mi wyjaśnić, co to była konfederacja barska. W Warszawie każdego dnia jadąc tramwajem, czułem, że jadę przez miejsce zagłady. Przez dawne getto, przez ruiny z powstania. Od tego można zwariować. Jak przeniosłem się do Krakowa, nie mogłem żyć bez tego przerażenia.

Czego się boisz w Polsce?

- To są prozaiczne lęki. Boję się, że kiedyś mnie pobiją na ulicy. To jest strach, którego nie znałem w Nowym Jorku. Tam, jak cię ktoś napadnie, chodzi o pieniądze. W Polsce mogą pobić, bo się nie spodobałeś. Boję się bezwzględnego triumfu prawicy. I nawrotu antysemityzmu. Polacy nie oswoili się nigdy ze swoją historią. A jeśli historia może w nieracjonalny sposób powrócić?

Może trzeba było zostać za granicą?

- Wybieram moją polską tożsamość, bo chcę tu być. W Ameryce nikt z mojego pokolenia nie zrobił dotąd nic ze swoim życiem. W Polsce 30-latkowie rozkręcają niezależne projekty. Trafiłem na czas niesamowitej energii.

Nie jesteś uczniem Lupy, jak wielu absolwentów krakowskiej PWST...

- To mistrz wybiera ucznia. Mnie teatru uczył Jan Peszek. Uzmysłowił mi, że w teatrze trzeba dokonywać skrajnych wyborów. Sięgać po działania prowokacyjne - jak Cage, Kantor, dadaiści...

Kim jest nasz bohater współczesny: błaznem czy postacią tragiczną? Na pierwszym planie są dziś kobiety-wojowniczki jak Masłowska, Szczuka. Odnajduję w nich ten sam rodzaj niesamowitej energii, co w bohaterkach sztuk, które inscenizowałem: Judith z "Księdza Marka", Ulrike Meinhol w "Hamlet-machine", Arycji z "Fedry". Baśka Wysocka, która grała te role, zawsze pojawiała się na scenie z bronią. Czuję, że głosy młodych kobiet są dziś bardzo istotne. Mężczyzna musi się z nimi zmierzyć.

Jaką kreację wybierasz jako artysta?

- Nie mam wyrazistego wizerunku medialnego i nie staram się o to. Kiedy za bardzo zaangażujesz się w swój wizerunek, on cię pożre.

A nie pracujesz za dużo?

- Trzy spektakle w sezon to minimum. Niemiec Armin Petras miewa siedem spektakli rocznie. A czasem dobijał do 12! Trzeba robić dużo, żeby się rozwijać.

Co cię drażni w polskim teatrze?

- Praktyka reżyserka, która zakłada, że jak jest tekst, to się go inscenizuje. A może reżyser powinien po prostu aranżować sytuacje? Wpuścić na scenę pięć węży, włączyć film "Easy Rider" na ekranie i niech jeszcze gra kapela punkowa. Boję się braku myślenia o formie w teatrze.

Twoje "Pół żartem, pół serio" ma się rozgrywać w "Szykago" w środowisku polskich emigrantów...

- Mieszkając w Stanach, dużo chodziłem po polskich dzielnicach w Nowym Jorku. "O, ale tu jest fajnie" - wołałem. Sporo rzeczy mnie w emigracyjnej polskości bawiło, wielu nie rozumiałem. Postrzegałem Polskę jako ciekawe miejsce, do którego nie miałem dostępu. Teraz mam.

***

3 X ZADARA

Teatr Wybrzeże w Gdańsku, 2005 Rozterki generacji młodych Polaków. Odpowiedź na pytanie, dlaczego nie mają w Polsce przyszłości. Cynizm pomieszany z rozpaczą, marzenie o Londynie, ziemi obiecanej, skontrapunkto-wane bylejaką. duszną codziennością.

Narodowy Stary Teatr w Krakowie, 2005 Romantyzm w kostiumie political fiction. Chłopaki z osiedla z kałachami i biało-czerwonymi opaskami powstańców na ramionach odpierają rosyjską inwazję.

Teatr Wybrzeże w Gdańsku, 2005

Miks fikcji i docu-drama. Próba spojrzenia na strajk w stoczni okiem dzisiejszego 20-latka. Może nie wszystkie motywacje Lecha Wałęsy i robotników z sierpnia są dla Zadary jasne, ale zazdrości im duchowej żarliwości. łd

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji