Artykuły

Lekcja teatru mistrza Treli

Jerzy Trela zagrał w krakowskim Teatrze STU rolę przejmującą. "Wielkie kazanie księdza Bernarda" jest ostrym oskarżeniem współczesnego świata - pisze Anna Dymna w Dzienniku.

"Wielkie kazanie księdza Bernarda"... Poszłam na premierę, usiadłam w pierwszym rzędzie, a potem zdarzył się cud. Po raz pierwszy od wielu lat słyszałam i rozumiałam każde padające ze sceny słowo. A przecież zadanie aktora jest nieprawdopodobnie trudne. Narzuca je tekst Leszka Kołakowskiego, skonstruowany niczym wykład filozoficzny, dotykający wszystkich problemów naszej współczesności, a przy tym ponadczasowy. Bohater rozmawia z szatanem. A pisarz i aktor stawiają podstawowe pytanie - skąd w świecie bierze się zło, bo przecież diabeł jest uosobieniem zła. I jak z tym złem walczyć? Padają mrożące krew w żyłach odpowiedzi - zło złem zwyciężaj, szatana wypędzaj szatanem, kiedyjesteś truty, sam truj.

Spektakl Krzysztofa Jasińskiego, utwór Kołakowskiego, wielka rola Treli stają się komentarzem do naszego świata. Dlatego chyba Jurek tak bardzo chciał zagrać "Wielkie kazanie...". By pokazać, że sceniczne recepty to podszepty diabła, który ukrył się pod postacią bohatera. Dobrze by było, gdyby to przedstawienie zobaczył cały polski Sejm...

Jerzego Trelę znam cale dorosłe życie. 36 lat. To szczęście spotkać kogoś takiego na swojej drodze. Jest człowiekiem, który wydaje się zrobiony ze szlachetnego kruszcu. Łączy w sobie prostotę i czystość. I na prostocie oraz czystości opiera swoje aktorstwo. Trudno mi go opisywać, bo zawsze był dla mnie mistrzem. Autorytetem jako aktor i jako człowiek. Dlaczego? Chyba dlatego, że on szanuje drugiego człowieka. Kiedy grałam z nim w filmach, zawsze pamiętał, by właściwie traktować na planie każdego - od reżysera do rekwizytora. To przenosi się na jego aktorstwo. Mówi ze sceny prosto i mówi prawdę. Oglądając "Wielkie kazanie księdza Bernarda", poczułam, że nareszcie mnie, widza, potraktowano poważnie. Dostrzeżono we mnie inteligentnego człowieka, który czuje i rozumie. Rola Treli nie ma w sobie niczego z kaznodziejskiego wykładu. Tak bardzo nasycają humorem, będąc w tym samym momencie i wzruszającym, i groźnym, i cynicznym. W każdej chwili mu wierzę, bo jest aktorem, który jak mało kto bierze odpowiedzialność za słowo. W jego ustach ma ono wagę i sens. Patrzę na jego sztukę od lat. I zawsze widzę w nim pasję i delikatność. Nigdy nie robił niczego, bo tak wypadało, bo liczył na korzyści. Takie myślenie jest mu kompletnie obce. Potrafi w przedziwny sposób wywoływać w sobie stany potrzebne do roli. Jak to robi, nie wiem. Graliśmy kiedyś w "Nocy Walpurgii" Jerofiejewa - telewizyjnym spektaklu Kazimierza Kutza. Wcielając się w szalonego Gurewicza, któiy wysadza z ram szpital psychiatryczny, a wraz z nim świat, zbliżył się do bohatera najbliżej jak to możliwe. Patrzyłam na to zafascynowana, zapominając, że ja też mam coś zagrać. Z nikim innym coś podobnego mi się nie zdarzyło. Jest partnerem idealnym. Jak wampir mogę z niego wszystko wypić, a on jest cały dla mnie. Grać z kimś takim i oglądać kogoś takiego na scenie to szczęście

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji