Artykuły

Czystość dźwięku na scenie. Rozmowa z Martą Sokołowską i Katarzyną Kalwat

- Powiedziałabym jeszcze tak: my w naszej pracy wciąż odbijamy się od tego, co nam się wydaje, że Tomasz Sikorski sobą reprezentował, i aktorzy się do tego ustosunkowują. Wtedy ja i Katarzyna otrzymujemy materiał do tego, by opowiadać dalej o Tomaszu Sikorskim, i na poziomie naszej projekcji tworzymy personę kompozytora - Dorocie Jovance Cirlic opowiada Marta Sokołowska.

DOROTA JOVANKA ĆIRLIC: Przy okazji druku sztuki "Pałac w Bożkowie" powiedziała pani Justynie Jaworskiej, że interesuje panią trudna przestrzeń. Tym razem nie jest to podupadający pałac, ale wyobraźnia Tomasza Sikorskiego, pianisty i kompozytora zmagającego się z demonami, a także mit o nim, świadomie w przygotowywanym spektaklu tworzony.

SOKOŁOWSKA: Tak, ale wszystko zaczęło się od tego, że ja nie zafascynowałam się trudnym kompozytorem, cierpiącym człowiekiem, tylko jego piękną muzyką, tak więc moje intencje były inne niż przy każdej z poprzednich sztuk. Tym razem chodziło o zachwyt i wzruszenie, że odkryłam muzykę, która jest poruszająca, szczera i dla mnie interesująca.

Ale chyba, co jest z pewnością konsekwencją pani wyuczonego zawodu, interesujące było też życie na krawędzi tego kompozytora?

SOKOŁOWSKA: Z pewnością taka muzyka, jaką tworzył Sikorski, te wszystkie powtórzenia, echa, nie mogłyby zostać stworzone przez kogoś, kto pracuje od ósmej do szesnastej. Wierzę w to, że istnieje sprzężenie zwrotne między bytem artysty a tym, jakie artefakty wytwarza, czym się z nami dzieli.

Jak do tego doszło, że zrezygnowała pani ze swojej oryginalnej sztuki i zdecydowała się na teatr powstający w drodze?

SOKOŁOWSKA: Zaczęło się tak, że napisałam sztukę "Holzwege", to była próba stworzenia mody na Sikorskiego, stworzenia współczesnej ikony, wydobycie go z niepamięci. Ale po spotkaniu z reżyserką Katarzyną Kalwat, po wspólnych rozmowach, doszłyśmy do wniosku, że mój pierwotny tekst to tylko pewien etap w dochodzeniu do prawdy. Kasię w tym temacie zainteresowało coś innego, i poprosiła mnie, żebym napisała inny tekst. "Holzwege" miało pozostać tajemnicą, ale fragmenty sztuki są w trakcie prób przywoływane jako refren Ostatecznie, na afiszu będzie jednak tytuł "Holzwege", a nie "Próby z Sikorskiego", jak na pewnym etapie pracy planowałyśmy.

KALWAT: Sztuka Marty jest rzeczywiście wciąż przywoływana w naszej pracy, tyle że są to strzępy zdań, sytuacji, krótkich, nieheblowanych, wziętych z pierwotnego tekstu. Aktorzy szukają poprzez nie swoich emocji, próbują powiedzieć, kim jest artysta, jakie dylematy ma dzisiaj awangardzista teatralny, jakie lęki odczuwa artysta sceniczny. Można powiedzieć, że Sikorski otwiera nam w pracy przestrzeń na bardzo osobisty eksces. Tak więc porządek jest taki: mamy "Holzwege", malutkie fragmenty sztuki, bo ona pozostaje tajemnicą, wpuszczamy je w przestrzeń próby, one są improwizowane, opatrzone naszymi komentarzami, często - nie bójmy się tego słowa - filozoficznymi, dyskutowane. I właśnie te dyskusje, te dywagacje są dla nas teraz mięsem dramaturgicznym. Marta to wszystko analizuje, przerabia i przynosi nowy materiał do pracy.

Czyli takie pisanie na scenie?

SOKOŁOWSKA: To raczej zbieranie materiału na scenie, pisanie dokonuje się w domu. Nie wszystko, co dzieje się w czasie prób, jest dla mnie jako autorki interesujące, nie zawsze prowadzi nas do wyznaczonego celu, do tego, co było pierwotne. To takie sprzężenie zwrotne. Im bardziej chcemy opowiedzieć o Sikorskim, tym głębiej sięgamy po własne doświadczenia i przekonania, i go w ten sposób kreujemy, mówiąc zarazem o tym, co jest dzisiaj dla nas ważne. Nie chciałabym zrezygnować z tych dwóch źródeł. Z jego biografii, z jego muzyki, z jego wyborów artystycznych. Nie tworzymy tylko biografii konkretnego artysty, nie idziemy za nim krok w krok, mówimy o nas samych.

Tak więc w czasie prób dochodzi do twórczego dialogu: panie dialogujecie ze sobą, potem z aktorami, a wszyscy z Sikorskim?

KALWAT: Ustaliłyśmy z Martą, że interesuje nas najbardziej ten moment, kiedy w aktorach urzeczywistniają się postaci z "Holzwege" i rodzaj płynnego przejścia od konkretnej postaci do siebie samego. Moment tworzenia persony. Nasze marzenie to stworzyć taką przestrzeń dialogu, kiedy wszystkie granice zostają zatarte i widz nie jest w stanie powiedzieć, czy to jest Tomasz Tyndyk czy Tomasz Sikorski. Ten rodzaj fantasmagorii wydaje nam się najbardziej hipnotyczny, najbardziej nas wciąga.

SOKOŁOWSKA: Powiedziałabym jeszcze tak: my w naszej pracy wciąż odbijamy się od tego, co nam się wydaje, że Tomasz Sikorski sobą reprezentował, i aktorzy się do tego ustosunkowują. Wtedy ja i Katarzyna otrzymujemy materiał do tego, by opowiadać dalej o Tomaszu Sikorskim, i na poziomie naszej projekcji tworzymy personę kompozytora.

Ale nie nagrywa pani prób, nie powtarza dosłownie tego, co zostało powiedziane?

SOKOŁOWSKA: Nie nagrywam prób, nie robię notatek, po prostu słucham uważnie, cały czas jestem obecna.

To nie jest pierwsza wasza współpraca?

SOKOŁOWSKA: Pracowałyśmy razem w Teatrze Polskim we Wrocławiu, przygotowując "Pałac w Bożkowie". Tam też zresztą zaczęłyśmy rozmawiać o Tomaszu Sikorskim Z Kasią tak się współpracuje, że naprawdę chciałabym się temu poświęcić. Gdybym miała dalej pisać dla teatru, to właśnie w taki sposób. Czyli mój tekst jest tylko propozycją, rodzajem zaproszenia. Pisanie sztuk zamkniętych - choć mam szacunek dla osób, które tak piszą - to nie jest coś, w czym ja się dobrze czuję. Katarzyna jest idealną partnerką, ona każdy mój tekst wywraca do góry nogami, ma do niego mnóstwo uwag, i poprzez naszą wspólną energię zmusza mnie, nas, do sięgania głębiej, a to znaczy, że ja za biurkiem nie doszłabym sama do pewnych rozwiązań, ktoś z boku musi się dopytywać dociekliwie.

Takie duety artystyczne - nie powiem, że są w modzie - ale są coraz częstsze, niekiedy bywają wręcz rodzinne. Zapytam panią, pani Katarzyno, jak to jest pracować, czując na plecach oddech autorki?

KALWAT: Bardzo dobrze pracuje mi się z Martą, ponieważ ona jest niezwykle otwarta na propozycje, na nowe rozwiązania, które mogą przynieść próby. Dla mnie tekst to tylko i aż punkt wyjścia do dalszej pracy, i świat mojego teatru jest mocno zbudowany na osobowości, wrażliwości aktorów, za każdym razem ważne jest dla mnie, kto będzie mówił poprzez tekst Marty. W zależności od tego, kto ostatecznie mówi na scenie, spektakl będzie wyglądał inaczej niż w momencie rozpoczęcia prób. A Marta jest bardzo wyczulona na to, co dzieje się na scenie. Potrafi czerpać z toczących się prób, potrafi czerpać z aktora. Potem wraca do domu, przepuszcza to przez swoją wrażliwość i na drugi dzień nowa wersja tekstu już jest. Dodam, że jej wrażliwość jest mi bliska. Co ciekawe, ona pisze sztuki mało teatralne, to wspaniałe dla mnie, to wyzwanie i papierek lakmusowy dla wrażliwości reżysera i aktorów. W finale pracy dochodzi do fuzji różnych wrażliwości, wyłapanych i przekutych w słowo przez Martę.

Macie panie jakieś dalsze plany?

KALWAT: Mamy dwa projekty, nad którymi pracujemy. Pierwszy będzie miał premierę w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Jesteśmy tak naprawdę na tym etapie, na którym Marta była, pisząc "Holzwege". Nie znamy jeszcze aktorów, ich osobowości, więc prawdziwa robota czeka nas, gdy wejdziemy do teatru. Mamy koncept, zarys całości, pewne tropy, które nas interesują.

A tytuł?

SOKOŁOWSKA: "Ekstazy". Nie zdradzimy teraz, o czym to jest.

To dopowiedzmy jeszcze, jaki jest drugi projekt.

KALWAT: Drugi będzie opowiadał o kataklizmach wywołanych przez człowieka. Musimy przekopać się przez ogromne ilości materiałów, także naukowych, które dotyczą na przykład energetyki.

Pani Marto, dlaczego pisze pani dla teatru?

SOKOŁOWSKA: Tak naprawdę? Nie wiem. Muszę się nad tym poważnie zastanowić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji