Artykuły

Brutalne widowisko o smutnym świecie

- Inspiracji do "West Side Story" szukałem, spacerując śląskimi ulicami - mówi choreograf JAROSŁAW STANIEK, przed warszawskimi pokazami przedstawienia z Teatru Rozrywki w Chorzowie.

W najbliższą niedzielę i poniedziałek warszawiacy będą mogli obejrzeć w Teatrze Polskim "West Side Story" w reżyserii Laco Adamika z pańską choreografią. Premiera odbyła się w kwietniu w chorzowskim Teatrze Rozrywki.

Jarosław STANiEK:"West Side Story" to temat, który przez cały czas przewija się w moim artystycznym życiu. Zaczynałem jako tancerz uliczny i początkowo nie wiązałem swojej przyszłości z teatrem. Impulsem w tym kierunku stała się właśnie filmowa wersja musicalu Bernsteina i Laurentsa. Po jej obejrzeniu postanowiłem zmienić swoje życie i zająć się teatrem. W 1992 r. zadebiutowałem jako choreograf w Teatrze Muzycznym w Gdyni, przygotowując.....West Side Story".

Czym różni się nowa wersja od tej sprzed 14 lat?

- Teraz jest to zupełnie inny musical. Smutniejszy, bo świat stal się smutny. Jako debiutant myślałem, że "West Side Story" to piękna historia miłosna o uczuciu, które zawsze zwycięża i pokonuje wszelkie trudności. Dziś czuję, że otaczające nas zło się zintensyfikowało. Nasiliły się międzyludzkie animozje i wrogość wobec wszystkiego, co inne. Inspiracji do choreografii szukałem, spacerując ciemnymi ulicami na Śląsku. W efekcie powstało mocne, brutalne widowisko. Bohaterowie to dwie zantagonizowane grupy - biali i Portorykańczycy. Pierwsi przypominają skinów, mają ideologię, której się twardo trzymają, uprawiają sporty walki, są silni. Portorykańczycy natomiast szybciej sięgną po brzytwę, ale cechuje ich większa finezja. Tańczą bardziej spontanicznie. Chciałem pokazać, że biali bronią swojego skrawka ziemi i boją się otwartości Portory-kańczyków. Ta odmienność ich przeraża. Z tego powodu dochodzi do walki i śmierci. A co z wątkiem miłosnym? Jest bardzo ważny, przecież to historia Romea i Julii przeniesiona w realia Nowego Jorku. Starałem się jednak uniknąć bajkowości. Momenty romantyczne ukryte zostały pod postacią wizji i snów o świecie idealnym. Ale w naszej realizacji nawet ta doskonała, wymarzona

rzeczywistość się rozpada. Nie da się znaleźć miejsca, gdzie będziemy szczęśliwi.

Widzów zaskoczy nietypowa scenografia.

- Tylko 15 procent sceny to tzw. klasyczna, płaska forma. Cała reszta skonstruowana jest ze skośnych płaszczyzn, umieszczonych pod dużym kątem. Skosy wykorzystałem do układów tanecznych, sekwencji walk. Artyści ślizgają się po nich, biegają. Pomysł prosty, ale efektowny. Scena przypomina trochę rampę dojazdy na rolkach. Ktoś, kto wpadł między dwa gangi, nie ma wyjścia.

Jakie są pana najbliższe plany artystyczne?

- "West Side Story" zawsze jest wyzwaniem. Ale wydaje mi się, że formuła musicalu powoli się wyczerpuje, dlatego staram się próbować swoich sił w bardziej nietypowych produkcjach. Kompozytorka Kaija Saariaho zaproponowała mi zrealizowanie baletu "Maa". Premierę planuję w maju podczas festiwalu Musica Electronica Nova we Wrocławiu. Poza tym pracuję nad widowiskiem "Wichry" przygotowywanym przez Polskę, Czechy i Słowację. To rodzaj koncertu czerpiący inspirację z ludowych motywów tych trzech narodów. Będzie go można zobaczyć w Pradze, Bratysławie i Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji