Artykuły

TVP. W niedzielę Różewicz o telewizji

Studio Teatralne Dwójki pokaże w niedzielę telewizyjny spektakl "Trelemorele" według pięciostronicowego poematu Tadeusza Różewicza.

Sam poeta uznał swój tekst za "scenariusz telenoweli dla telewizji publicznej i prywatnej", i tym kierowali się realizatorzy programu. W czasie 43 minut obserwować możemy popisy aktorskie Jana i Marii Peszków, którzy odtwarzają tekst w absurdalnej scenerii. Montaż scen upodabnia przedstawienie teatralne do wideoklipu. Początek niedziela, 15 pażdziernika godz. 23.10

Magda Nogaj: Poemat Tadeusza Różewicza "Trelemorele" jest rodzajem żartu, humoreski. To tekst kpiący z telewizji, wyśmiewający jej głupotę i kreowany przez nią świat gwiazd i gwiazdeczek. Dramaturg może sobie na to pozwolić, ponieważ na świat mediów patrzy z dystansu. Ale dlaczego Pan sięgnął po ten tekst? Przecież sam Pan niejednokrotnie tworzył dla telewizji.

Piotr Łazarkiewicz: Może właśnie dlatego ten utwór mnie zainteresował. Telewizję znam z bliska i ją widzę tak, jak przedstawiłem w spektaklu. Telewizja jest najczęściej czymś głupim i nieszlachetnym, a bywa też groźna. Nie wiemy, kto i dlaczego nas nabiera, co próbuje nam sprzedać, ustawić nas za lub przeciw czemuś. Rzeczy wartościowe mieszają się z chłamem. W jednym z kanałów trafimy na wybitny film, w drugim na pornografię, w trzecim na dyskusję polityków. Z samego faktu wielości kanałów telewizyjnych wynika, że trudno nam się zorientować, co jest fałszem, a co prawdą.

Tadeusz Różewicz kończy w tym roku 85 lat. Dlaczego z tej okazji postanowiliście zrealizować właśnie "Trelemorele"?

Tekst dostałem jakiś rok temu od Jana Peszka. Gdy zacząłem się przygotowywać do realizacji, nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z jubileuszu. Dwukrotnie wystawiałem "Kartotekę", najpierw w Jeleniej Górze, potem w Gdyni. Różewicz to autor niezwykle mi bliski w myśleniu, poczuciu humoru i sposobie szyfrowania pewnych treści. Cenię jego cudowny świat języka wymyślanego na potrzeby danego wiersza czy dramatu. Uważam, że "Trelemorele" to swoisty aneks, rodzaj post scriptum do "Kartoteki". Różewicz całe życie pisze o sobie, oczywiście szyfrując znaki. Cała Jego twórczość to swoiste świadectwo pokolenia. Pokolenia, które przeżyło wojnę i potrafiło odróżnić fałsz od prawdy. Doświadczyło czegoś ważnego, co odsłoniło prawdę o człowieku, a dziś spotyka się dookoła z fałszem.

"Trelemorele", mimo błahej formy - to dla widzów gorzka do przełknięcia pigułka. Chyba także dla telewizji. Dlaczego aż rok musiał Pan przekonywać TVP 1 do tego projektu?

Na początku wszyscy w TVP byli zachwyceni pomysłem na zasadzie, że napisał to Różewicz, który wielkim poetą jest. Wielu nawet nie przeczytało tego tekstu, wystarczyło im nazwisko autora. Ale potem zaczęły się problemy. Trafiliśmy na "stan przejściowy" - rządzili jeszcze poprzedni dyrektorzy, a po korytarzach krążyło już widmo "nowych". Strach przed produkcją jakiegoś prototypu był olbrzymi. Do realizacji przedstawienia "Trelemorele" doszło w końcu dzięki serii pozytywnych przypadków.

Bohaterami spektaklu są: "młoda kobieta, która jest obiecującą aktorką, scenarzystką, kompozytorką, melomanką, kelnerką..." oraz "obiecujący polityk lub człowiek biznesu". Role te powierzył Pan Marii i Janowi Peszkom. Dlaczego zdecydował się Pan obsadzić właśnie tę parę aktorów?

To była sugestia autora, ale zgadzająca się z moim widzeniem tej realizacji. Mój pomysł na ten tekst wymagał zaangażowania aktorów, którzy są nie tylko świetni warsztatowo. Potrzebowałem ludzi, którzy widzą więcej, są czuli na różewiczowski kod. To wyższa szkoła jazdy. Wiedziałem, że to, co robimy, to materia trudna, że nieporównywalna z czymkolwiek innym. Mieliśmy świadomość, że tworzymy swego rodzaju prototyp. To największa przyjemność, gdy robi się coś, co nie jest powtarzaniem. Taka sytuacja pozwala wyzwolić kreatywność, ale bardzo rzadko się zdarza. Myślę, że dzięki Janowi i Marii zdarzyła się nam wspólnie.

Kiedy czytałam "Trelemorele", uderzyła mnie młodość i świeżość poety w obserwacji współczesnego świata.

Różewicz pisze mało, ale smacznie. W tym zalewie tekstów, które się teraz produkuje, właściwie każdy może pisać, kto tylko posługuje się klawiaturą, pojawia się nagle pięć stron Różewicza i to jest na temat, i po coś. Gdyby ktoś nie znał autora, po lekturze poematu "Trelemorele" może sądzić, że napisał to jakiś młody człowiek. Sprawdziłem to nawet, przeprowadzając eksperyment. Zasłaniałem nazwisko autora i ludzie myśleli, że to bardzo dobry utwór jakiegoś młodego twórcy, a nie tekst wielkiego poety, który kończy właśnie 85 lat. Różewicz jest mentalnie młodszy, nawet od tych, którzy dziś uchodzą za młodych.

Spektakl realizowany był we Wrocławiu. Różewicz odwiedził Was na planie? Dawał Panu wskazówki, kiedy przygotowywał pan scenariusz?

Mogę powiedzieć, że autor był obecny duchem. Na planie odwiedzał nas jego przekaźnik, pani Maria Dębicz, która opiekuje się twórczością poety. Jej rady i sugestie, którymi się ze mną dzieliła, były bardzo inspirujące.

Czy Tadeusz Różewicz widział już ten spektakl?

Chyba jeszcze nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji