Artykuły

Dobre, odporne, twarde jak czołg. Rozmowa z Piotrem Rowickim

- Matka kocha bezwarunkowo i co z tego, że mordercę, łobuza albo oszusta. Macierzyństwo ma swoje prawa i żaden sąd tego nie zmieni. Matka Polka kochająca ślepo i nadmiernie wywodzi się bezpośrednio z naszych burzliwych dziejów. Kto wyczekiwał a potem opłakiwał tych wszystkich powstańców, no przecież nie ojciec! Ojciec z synem kosy na sztorc osadzali i w bój szli, a matka swój krzyż miała w oknie, w czekaniu, w modlitwie. Matka Polka to kobieta w czerni, ale nie płaczka. To też kobieta twarda, zaradna, zmuszona radzić sobie w trudnych czasach niewoli, okupacji, komunizmu, wolnego rynku, kryzysu gospodarczego - Justynie Jaworskiej opowiada Piotr Rowicki.

Justyna Jaworska: Parę sezonów temu teatr zajął się ojcami (sami drukowaliśmy "Ojcze nasz"; Artura Pałygi i "W imię ojca i syna" Szymona Bogacza), teraz jakby nadszedł czas na matki, na przykład "Utwór o matce i ojczyźnie" Bożeny Keff doczekał się już dwóch inscenizacji. Czy pisząc swoją sztukę, miał pan wrażenie, że temat wisi w powietrzu?

Piotr Rowicki: Nie śledzę na bieżąco mód teatralnych, wydaje mi się, że zająłem się zagadnieniem dość powszechnym, wręcz odwiecznym w całej literaturze, ze szczególnym uwzględnieniem literatury polskiej. Miałem wrażenie, że temat "wisi" we mnie. Chodził za mną i nie dawał mi spokoju. No to spróbowałem się z nim zmierzyć. Oprócz klęski nie miałem wiele do stracenia. Chcę też powiedzieć, że ta sztuka nie jest zapisem moich osobistych doświadczeń, jeśli już, to może bardziej całego pokolenia, tych roczników siedemdziesiątych, którym matki zimną nocą grudniową "relaksy" wystawały.

No właśnie, gdzie są matki, które pan opisuje? To już chyba odchodzący model?

Nie wiem, czy jest ich dużo, ale wydaje mi się, że jeszcze są. Gdzieniegdzie. Jeszcze się uchowały "dobre matki". Takie odporne. Na różne rzeczy. "Twarde jak czołgi i wiotkie jak młode brzozy", że zacytuję samego siebie. To są nawet matki, obawiam się, dość liczne, chociaż w odwrocie. Matka Adasia Miauczyńskiego na przykład. Też dobra i odporna na wiele rzeczy. Ta moja matka z dramatu jest posągowa, patyna z niej spada, a wręcz zostaje zerwana przez dzieci. Bo ta jej dobroć jest niedobra, a miłość do granic możliwości ślepa. Dzisiejsze matki są inne. Mają mniej czasu, są bardziej zgadżetowane, mobilne, partnerskie i komunikatywne, ale nie wiem, czy lepsze.

Jest pan autorem kilkunastu książek dla dzieci. Może ma pan pomysł na to, jak wychowywać potomstwo, by nie chciało nas wrzucać, jak w pańskiej sztuce, do matkozmieniacza?

Odkąd moja żona wróciła do pracy, sam zostałem dla moich synów "matką". Ojcem bywam, ale matką podcierającą, wyprowadzającą, tulącą i wyjaśniającą świat muszę być cały czas. I w całym tym ferworze domowych obowiązków nie zastanawiam się nad szczegółami technicznymi, dzieci należy kochać, a reszta powinna się jakoś poukładać.

Kochać, to tak łatwo powiedzieć... W takim razie dlaczego matka kochająca źle lub za bardzo to nasza specjalność narodowa?

Matka kocha bezwarunkowo i co z tego, że mordercę, łobuza albo oszusta. Macierzyństwo ma swoje prawa i żaden sąd tego nie zmieni. Matka Polka kochająca ślepo i nadmiernie wywodzi się bezpośrednio z naszych burzliwych dziejów. Kto wyczekiwał a potem opłakiwał tych wszystkich powstańców, no przecież nie ojciec! Ojciec z synem kosy na sztorc osadzali i w bój szli, a matka swój krzyż miała w oknie, w czekaniu, w modlitwie. Matka Polka to kobieta w czerni, ale nie płaczka. To też kobieta twarda, zaradna, zmuszona radzić sobie w trudnych czasach niewoli, okupacji, komunizmu, wolnego rynku, kryzysu gospodarczego. Przez całe wieki matka w Polsce miała jedno zadanie: urodzić syna i przygotować go na męczeńską śmierć ku chwale ojczyzny. Być może z tego wszystkiego wzięły się te nasze matki źle kochające, może to jakaś spuścizna dziejowa albo zapis w kodzie genetycznym.

Czy matka żołnierza z pańskiego "Chłopca malowanego" nie była przymiarką do tego tematu?

Przymiarką w pewnym sensie, bo wtedy jeszcze nie wiedziałem, że napiszę sztukę, w której matka stanie się główną bohaterką. Ale coś w tym jest, bo matka z "Chłopca malowanego" też czeka na swojego syna a jej miłość okazuje się wyjątkowo silna, prowadzi ją do zbrodni.

Do tej pory pisał pan sztuki mocniej osadzone w kontekście historycznym czy nawet publicystycznym (na przykład tekst "I będą święta" powstał w reakcji na konkretną katastrofę), sztuka drukowana przez nas jest chyba najbardziej abstrakcyjna i zarazem szalona. W którą stronę ciągnie pana w pisaniu dla teatru?

Ciągnie mnie w stronę umiarkowanego szaleństwa. To jest możliwe w przypadku, gdy piszę bez żadnego zamówienia, oczekiwań. Tak było z "Matkami". Mogłem poszaleć z językiem, postaciami, sytuacjami. To wielka frajda dla autora, taka mała zabawa w Pana Boga. Trochę gorzej jest, gdy trzeba pisać na zadany temat, ilość postaci ogranicza księgowy z teatru a reżyser prosi o konkretne sytuacje. Z drugiej jednak strony pisanie dla kogoś to wyzwanie i okazja nauczenia się nowych rzeczy a także sprawdzenia swoich możliwości warsztatowych.

Najczęściej sięga po pańskie teksty Piotr Ratajczak. Czy można powiedzieć, że znalazł pan swojego reżysera?

Może reżyser znalazł swojego autora. Połączył nas konkurs "Metafory Rzeczywistości" w Poznaniu, Piotr wyreżyserował tam "Chłopca malowanego" a potem zaprosił mnie do współpracy do Bielska-Białej, gdzie powstali niemal na scenie, w trakcie prób "Królowie Dowcipu". Następnie pracowaliśmy nad monodramem "I będą święta". Równolegle walczymy z kolejnymi projektami, ale nie jesteśmy związani jakimś tajnym węzłem wyłączności. Zdradzamy się teatralnie jak jest tylko taka możliwość i wychodzi nam to na dobre.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji