Artykuły

Powrót do Gdyni

- Wracam do Gdyni dla Iwo Galla i z powodu tęsknoty za tym pierwszym i wielkim przeżyciem artystycznym, jakim była budowa tego teatru. Budowa w sensie duchowym. Nasz teatr materialnie był ubogi, mieścił się w niewielkim domu, baraczku raczej, a stał tu, w tym miejscu, czyli w Teatrze Muzycznym w Gdyni - mówi BARBARA KRAFFTÓWNA, która dzisiaj monodramem "Błękitny Diabeł" obchodzić będzie jubileusz 60-lecia pracy na scenie.

Jej figlarne oczy, skądinąd o wyjątkowej zielono-błękitno-szarawej barwie, nie podobały się partyjnym kacykom. Gdy nawiedzali gdyński Teatr Wybrzeże, a z widowni powiewało napuszoną komunistyczną propagandą, koledzy mówili Baśce - chowaj się do tyłu, i nie patrz na nich. Radość życia, która wyzierała z oczu Barbary Krafftówny, zresztą tak jest do dziś, nijak pasowała do robotniczej powagi powojennego socjalizmu. Teraz wróciła do Gdyni, by na scenie Teatru Muzycznego zagrać monodram "Błękitny Diabeł", przygotowany specjalnie na 60-lecie pracy artystycznej.

Ona jak Marlena

Słowem wróciła do miejsca, gdzie zaczęła się jej kariera i wielka przygoda ze sztuką. Swoją drogą to nie przypadek, ze Krafftówna wejdzie w skórę "Błękitnej Diablicy", czyli Marleny Dietrich. Wydaje się bowiem, że jest pomiędzy obu paniami kilka podobieństw. Po pierwsze uroda. I jedna i druga na jej brak narzekać nie mogły. Tyle że szala przechyla się na korzyść Polki. Ona nie żądała od ekipy filmowej, by oświetlano ją tak, by nie było widać kaczkowatego nosa. Bo takiego problemu - jak Marlena - nie miała. Po drugie emigracja. I jedna i druga opuściły ojczyzny. Marlena Niemcy, Barbara Polskę. I obie na czas jakiś - na przybraną ojczyznę - wybrały USA. Obie również charakteryzowała niecodzienna, bardzo charakterystyczna barwa głosu. Nie da się zapomnieć śpiewu Marleny Dietrich w "Błękitnym Aniele", kiedy opierała się o bar, odziana we frak, z nogami "aż do głowy" otulonymi jedynie pończochami. Nie da się zapomnieć jak nasza rudowłosa Barbara w Kabarecie Starszych Panów wyśpiewywała: "Spójrz jak ludzie z uczucia wyzuci niskiej chuci oddają się w ucisk. Jak łódź chuci ich nieraz wyrzuci na życia dno - gdzie giną, bo zepsuci. Z drogi tej czym prędzej wróć i w uczucia wsiadaj łódź! Uczucie - nie wiesz, jak ono zdobi. Uczucie z ciebie Petrarkę zrobi. Dajże dziewczynie z tych rzeczy coś wynieść - uczucia ty nie poskąpiaj jej. Uczucie sprawi, że zachwyt dławić cię będzie na widok zwykłych zjawisk. Panowie, panie! Uczucie - tanie i każdy w stanie jest żywić je. Więc rzuć, rzuć chuć! I miast żyć chucią, ku uczuciom ty się zwróć!"

Dla niego tu wróciła

Spotykamy się w foyer teatru. Z jednej strony kanapy ona: drobniutka z śmiejącymi się oczyma i burzą rudych (bo jakże mogłoby być inaczej) włosów. Honorata z "Czterech pancernych" , aktorka Wajdy, Kutza, Hasa, pieśniarka Kabaretu Starszych Panów.

Z drugiej strony ja. Lekko onieśmielona spotkaniem z damą polskiej sceny, kobietą, dzięki której Ameryka pokochała Witkacego, aktorką która na scenie i poza nią, czyli w garderobie, pracowni krawieckiej potrafiła zrobić niemal wszystko, jedną z ostatnich artystek z wielką klasą.

Wymienię jedno nazwisko Iwo Gall. To dla niego pani tu wróciła? - zagajam rozmowę.

- Dla niego i z powodu tęsknoty za tym pierwszym i wielkim przeżyciem artystycznym, jakim była budowa tego teatru. Budowa w sensie duchowym. Nasz teatr materialnie był ubogi, mieścił się w niewielkim domu, baraczku raczej, a stał tu, w tym miejscu, gdzie teraz siedzimy, czyli Teatrze Muzycznym w Gdyni. I tu właśnie Iwo Gall, fenomenalny pedagog, reżyser, inscenizator, który przed wojną współpracował z najwybitniejszymi artystami naszej kultury - z Osterwą czy Jaraczem, postanowił stworzyć teatr. Budowaliśmy go naprawdę od zera, budowaliśmy to, co nazywa się kulturą sceny i tradycją teatru.

Chwila, która trwała 22 lata

Co rodowitą warszawiankę pchnęło nad morze?

- Gall - odpowiada bez zastanowienia. - Miałam to szczęście, że trafiłam jeszcze do Studia Podziemnego Iwo Galla i jego żony Haliny. Po powstaniu warszawskim wszyscyśmy się poszukiwali. Państwo Gallowie wrócili do rodzinnego Krakowa, gdzie założyli studio dramatyczne. To z niego wyszły takie znakomitości jak Holoubek, Dejmek czy nasz wielki mim Henryk Tomaszewski. W gdyńskim teatrze Galla wyrośli tacy artyści jak Pawlik, Benoit, Kossobudzka, Świderska, Wilczyńska czy Perczyńska.

O sobie pani Barbara wspomnieć zapomniała. A jest osoba nietuzinkową, równie doskonale władającą językiem polskim, jak i angielskim. Wszak za anglojęzyczną wersję "Matki" Witkacego otrzymała prestiżową nagrodę amerykańskiego miesięcznika "The Drama Logue". Do USA wyjechała w 1983 roku. Niby na chwilę, ale ta chwila trwała - bagatela - 22 lata.

- Zapuściłam tam korzenie - śmieje się rudowłosa dama. - Ale tych polskich nigdy nie wyrwałam.

I dobrze, nie musi ich na powrót zapuszczać.

JUŻ 24 PAŹDZIERNIKA

Prapremierę monodramu "Błękitny Diabeł", opowiadającego o ostatnich latach życia Marleny Dietrich spędzonych w Paryżu, z dala od oczu paparazzich, z Barbarą Krafftówna w jedynej, czyli głównej roli, będzie można obejrzeć w Teatrze Muzycznym w Gdyni już 24 października.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji