Artykuły

Kobieta, która pyta sąsiadów o kaszę

- Aktorstwo to mój zawód, ale los tak sprawił, że tych zawodów mam jeszcze co najmniej kilka. Byłam modelką, fotografem, fotoreporterem, redagowałam dwie gazety. Od kiedy wydałam moją pierwszą książkę, pokochałam też pisanie - mówi AGNIESZKA PEREPECZKO-FITKAU.

Agnieszka Osiecka napisała o pani w "Fotonostalgii": "Ona kocha stragany, gdzie można kupić świeże kraby i poplotkować ze straganiarką, kocha dobrze zjeść i dobrze ugotować. Smaczne kąski, słoneczne dni, nieśpieszne ranki w mieście, które umie ładnie żyć - to wybrała". Trochę mi w tym opisie brakuje Agnieszki Perepeczko jako aktorki, bo od sceny wszystko się zaczęło...

- Aktorstwo to mój zawód, ale los tak sprawił, że tych zawodów mam jeszcze co najmniej kilka. Byłam modelką, fotografem, fotoreporterem, redagowałam dwie gazety. Od kiedy wydałam moją pierwszą książkę, pokochałam też pisanie. Może to jest moje przeznaczenie? Dziennikarze często mnie pytają, co wybrałabym - aktorstwo czy właśnie pisanie. Odpowiadam bez wahania, że to drugie.

Czy ten dystans do aktorstwa bierze się stąd, że - jak pani twierdzi - reżyserzy nie rozpieszczali pani rolami?

- Bo tak było. Pamiętam, kiedy miałam dwadzieścia cztery lata, dostałam propozycję zagrania w jakiejś produkcji. Pojechałam do wytwórni na Chełmskiej, by tam dowiedzieć się, że będę sekretarką w fabryce. Obejrzano mnie i zadecydowano, że trzeba mnie "pobrzydzić", bo za dobrze wyglądam. Zrobiono mi więc szarą twarz, zmarszczki. Dziś sama siebie pytam, dlaczego? Byłam młoda, miałam urodę, nikt tego nie wykorzystał.

Przyznaje pani, że nie pamięta wielu filmów, w których grała...

- Gdybym chciała o tych filmach opowiadać, mój mąż skwitowałby to w ten sposób: "O czym ty w mówisz, przecież tam ciebie nie było widać".

W takim razie na pewno nie pamięta pani, kogo zagrała w filmie "Nie ma róży bez ognia"...?

- Ależ wiem, grałam kobietę, schodzącą ze schodów i pytającą któregoś z sąsiadów, czy ma kaszę. I tyle, to już był koniec mojej obecności na ekranie w tym filmie.

Czy to znaczy, że źle pani wspomina początki kariery aktorskiej?

- Ależ nie, choć są to wspomnienia, z racji warunków, w jakich wtedy żyliśmy, dość dziś egzotyczne. Pamiętam na przykład bufet w wytwórni, do której dziś biegam, by zagrać Simonę, gdzie piło się herbatę w tak zwanych musztardówkach. Podawano tam też wędlinę o wdzięcznej nazwie serwolatka.

Niektórzy mylili panią z Ewą Lemańską, odtwórczynią roli Maryny w "Janosiku", gdzie partnerowała pani mężowi, Markowi Perepeczko.

- Rzeczywiście, wielu myślało, że Ewa Lemańska, zresztą piękna kobieta, to ja. Ale mnie nikt nawet nie zaproponował zdjęć próbnych. Ja z Markiem, pierwszym harnasiem w PRL-u, jak go nazywam, byliśmy już z sobą w małżeńskim stadle. Może dlatego myślano, że gramy zakochanych w sobie Marynę i Janosika?

W pani najnowszej książce pod tytułem "Śniadanie w łóżku i inne rozkosze... kulinarne" wspomina pani o jego pierwszych wizytach w domu rodzinnym, w podwarszawskim Milanówku. Właściwie jest obecny na jej kartach niemal nieustająco...

- Marek ją doskonale znał, konsultowałam z nim każdy rozdział książki. Okładka "Śniadania" miała być inna, mieliśmy być na niej obydwoje. Marek wymyślił całą scenerię, scenografię, a także kostiumy. "Będę w szlafmycy i w długiej, białej koszuli nocnej, z tacą piękną, rzeźbioną a na niej... śniadanko dla żony, właśnie przebudzonej ze snu, ułożonej niedbale w antycznym, pałacowym łożu..." - planował z entuzjazmem To niezrealizowane przedsięwzięcie na pewno zapamiętam z czułością, tak jak i te wszystkie nasze śniadania tylko we dwoje. One pozostaną już tylko w moich wspomnieniach.

"Śniadanie w łóżku, czyli rozkosze... kulinarne" nie jest książką kulinarną, prawda?

- To raczej poradnik, jak żyć szczęśliwie, spokojnie, wśród ludzi, których się kocha i którzy nas kochają. Nawet jeśli ich zabraknie... To książka, która mówi o mnie prawie wszystko - przede wszystkim o tym, za czym tęsknię przez całe życie.

Co jest tą tęsknotą?

- Marzenie o idealnym domu. Takim, w którym żyją kolejne pokolenia, który jest pełen gości, ciepła, serdecznej atmosfery. Miejsce, w którym można schronić się przed pułapkami pędzącego świata, posłuchać ulubionej muzyki. Taki dom próbowałam stworzyć tak w Polsce, jak i w Melbourne, w Australii.

Sądząc po tym, jak ciepło pisze pani o Milanówku, miała pani szczęśliwe dzieciństwo?

- Wychowałam się w latach pięćdziesiątych, ale oddaję cześć moim rodzicom, że w tej obłąkanej komunie stworzyli mi bezpieczny świat.

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że zapach dzieciństwa to zimny przedpokój w Milanówku, gdzie przechowywano ciasta...

- On miał podobną rolę, jak spiżarnia. Ta zaś dla mnie, jako dziecka, była niezgłębionym światem tajemniczych, pachnących przysmaków, pięknych, pękatych słoi, wypełnionych marynatami. Temu światu dedykowałam rozdział mojej książki pod tytułem "Truskawki w Milanówku". Może nie wypada tak mówić, ale jestem "trzaśnięta" na tle własnego dzieciństwa. W Mila-nówku była fabryka jedwabiu i krówek Pomorskiego. Ja się na tych krówkach wychowałam. Do dziś, gdy ktoś rozwija przy mnie krówkę, to myślę: O Boże, Milanówek! I robi mi się ciepło na sercu.

Skąd brała pani przepisy do najnowszej książki?

- Są te domowe, zapamiętane z dzieciństwa i młodości, ale też wzięte stąd, że wszędzie tam, gdzie bywałam, również w Australii, podpytywałam, a nawet... podkradałam jakieś kucharskie tajemnice. Niezwykłym doświadczeniem były dla mnie spotkania z premierem Australii, który wspaniale gotował, wydał dwie czy trzy książki kucharskie. Był barwną postacią, bo miał nie tylko kulinarne pasje, ale także pięknie deklamował sonety Szekspira i grał Chopina.

Czy nie było pani żal, pani, kochającej gotować i potrafiącej to robić, że Simonie, bohaterce serialu "M jak miłość" nie udało się pewne danie wigilijne?

- Ona była usprawiedliwiona, bo mąż się spóźniał i denerwowała się, że gdzieś poszedł z kochaneczką. A kiedy kobieta jest poirytowana czy zmartwiona, potrawy mogą nie wychodzić.

Dzięki temu serialowi stała się pani na powrót bardzo popularna. We Włocławku, podczas promocji pani książki, w "Empiku" pojawiły się tłumy. Pytano panią na przykład o to, czy ułożą się sprawy Simony z panem Kisielem. Ułożą się?

- Gdy scenarzyści wymyślili, że Simonę zdradza mąż, to ja sobie pomyślałam trochę chytrze, że chyba chcą, abym została w Grabinie i trochę narozrabiała. Ona z początku miała być taką typową teściową, wymalowaną, elegancką, wciąż krytykującą. Potem jednak jej rola w serialu zaczęła się rozwijać, bo, jak się okazało, oczekiwali tego widzowie. Więc gdy dla Klausa znaleziono kochaneczkę, chciano też znaleźć kogoś dla mnie. Najpierw był Kisiel, a potem wymyślono Egona. Nie ma pani pojęcia, ilu było przeciwników związku Simony z Egonem! Widzowie twierdzili, że jest za chudy, za żylasty, że ma jakąś dziwną siatkę na głowie. Więc znów na orbitę Simony wrócił Kisiel. Ale co będzie z tą parą? Nie mogę zdradzić!

Dlaczego kobiety tak polubiły Simonę?

- Być może dlatego, że wyczuły, co chciałam im przekazać za pośrednictwem tej postaci - że nieważna jest uroda, nie jest ważny wiek. Chodzi o ten błysk w oku, postawę. To od nas zależy, jak będą nas postrzegać inni. Czy jako przegraną, smutną kobietę, która mówi, że wszystko w życiu już przeżyła, czy wprost przeciwnie.

Skąd w pani tyle urody życia?

- Po ojcu dostałam w genach refleksyjność, która ogrania mnie najczęściej w Australii. Natomiast po mamie, która była moją najwierniejszą fanką i przyjaciółką, odziedziczyłam ogromną werwę. Uwielbiam życie ze wszelkimi jego konsekwencjami.

***

AGNIESZKA PEREPECZKO

Absolwentka Warszawskiej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza (obecnie Akademia Teatralna). Pracowała w teatrach: Dramatycznymi Rozmaitości. Przez jedenaście lat była aktorką Teatru Komedia w Warszawie. W latach 70., jako modelka, po raz pierwszy wyjechała do Australii. Tam otrzymała tytuł "Ambasadorki polskiej wełny". Przed stanem wojennym wyjechała na Antypody po raz kolejny i pozostała tam przez wiele lat. W Australii wydała pierwszą książkę "Babie lato, czyli bądź szczęśliwa przez całe życie". Po powrocie do Warszawy została naczelną redaktorką "Magicznej Kuchni" i "Werandy". Od 2003 r. gra w serialu "M jak miłość". Informacje o Agnieszce Perepeczko także na stronie: www.aperepeczko.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji