Artykuły

Wspomnienie o Mistrzu

To był tak naprawdę bardzo skromny człowiek, także w ubiorze. Zawsze w niebieskiej koszuli, niebieskim swetrze, szarych spodniach, z nieodłączną torbą na ramieniu. Buty nosił adidasopodobne, żeby z łatwością w każdej chwili zademonstrować jakieś konieczne pas. Skromnie też jadał, widywałem go nad kaszą gryczaną w barach mlecznych. Ale to nie znaczy, że nie lubił dobrej kuchni. Potrafił czasem i zupę z raków upichcić - obecny dyrektor Wrocławskiego Teatru Pantomimy Aleksander Sobiszewski wspomina swojego mistrza Henryka Tomaszewskiego.

Pięć lat temu zmarł Henryk Tomaszewski [na zdjęciu], twórca i szef słynnego Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Dziś teatr działa pod wodzą jednego z jego najwybitniejszych mimów - Aleksandra Sobiszewskiego.

Magda Podsiadły: Mistrz Henryk Tomaszewski mawiał u progu starości: "Po mnie już nic nie zostanie". Ty jednak zdecydowałeś się kontynuować jego pracę.

Aleksander Sobiszewski: Mistrz narzekał na skarlałą rzeczywistość teatru w Polsce. Po zmianie ustrojowej zawężyła się skala naszej działalności, zaczęły się kłopoty finansowe, coraz krótsze i rzadsze stawały się tournée zespołu. Tomaszewski uważał, że teatr ma robić kolejne przedstawienia, a nie zaciekle walczyć o liczbę widzów w fotelach. On nie mógł się w tej nowej sytuacji odnaleźć. Dochodził do tego jego podeszły wiek, znużenie.

Ostatecznie zrezygnował z bycia dyrektorem naczelnym.

Ale jednak na początku próbował się dostosować. Dał się nawet jedyny raz namówić na spotkanie z potencjalnym sponsorem. Ubrał się elegancko. Wbił w garnitur, on, który preferował luźny styl - koszula dżinsowa, sweter, kurtka. Włożył nawet kapelusz! Sponsor go obejrzał, pochichotał i gówno dał. To było upokarzające dla takiego artysty i faceta w jego wieku. Tomaszewski coraz mniej miał więc ochoty do robienia teatru w takich czasach. Prywatnie wyznał kiedyś, że gdyby teraz miał założyć swój teatr, wycofałby się z tego pomysłu bez wahania.

A jednak wytrwał do samego końca.

Bo uważał, że teatr musi trwać, dopóki ma widzów. I gdy ruszała lokomotywa z premierą, on cały siedział w temacie. Gdy robił ostatni swój spektakl "Tragiczne gry", już był chory, ale w pracy nie dawał tego po sobie poznać. Do końca był sprawny, wskakiwał na scenę, właził na stołki, przeistaczał się w postacie ze spektaklu, demonstrując nam, jak mamy grać. A był już osiemdziesięciolatkiem! Ale on przecież pochodził z tego niezwykłego przedwojennego pokolenia - silnego, witalnego.

Gdy widziałem go ostatni raz przed śmiercią, opowiadał o nowym planowanym spektaklu. Miał już tytuł: "Ludzie w hotelu". Pomysł był gotowy, dopracowany w scenach. Zresztą świetnych. Na przykład z kelnerami, którzy po pracy moczą nogi w miednicach, zdrapują odciski i obgadują życie hotelu od kulis.

Czy w zaświatach nie zżyma się na zespół, że usiłuje wbrew niemu grać dalej?

Nie jest możliwe kontynuowanie jego estetyki, jedynej i niepowtarzalnej. Realizujemy jednak nadal ideę teatru ruchu i pewnie nigdy do końca nie uciekniemy od estetyki Tomaszewskiego, bo jesteśmy jego wychowankami. Gdy zdecydowałem się zostać dyrektorem, zdawałem sobie sprawę, że będę nieustannie porównywany z Mistrzem i że ta konfrontacja z geniuszem nie wypadnie korzystnie. Taka moja karma. Ktoś młody, nowy, nienaznaczony przez niego, mógłby to jednak zmienić.

Czy szef cię lubił?

Doceniał mnie, ale mnie nie wyróżniał.

Jak to? Stałeś się jedną z najjaśniejszych gwiazd jego teatru po świetnej roli Puka w "Akcja - sen nocy letniej" u początków twojej kariery. Dla Ciebie i Łukasza Jurkowskiego Henryk Tomaszewski podjął się realizacji "Kaprysu" według Hauptmanna!

W "Akcji" dostałem szansę i wykorzystałem ją. A co do gwiazdorstwa, to szef nie lubił takiej postawy. Ludzi cenił za talent, ale także za takt i skromność. Taki jest Marek Oleksy.

A przed realizacją "Kaprysu" rzekł do mnie i do Łukasza: "Grzechem byłoby nie wykorzystać waszego potencjału komicznego". No więc zabraliśmy się do roboty.

Z szefem łączyła mnie właściwie wyłącznie relacja zawodowa, choć lubił uciąć ze mną pogawędkę, pochichotać. Często mnie prowokował, droczył się. Kiedyś po przedstawieniu za granicą, za które od publiki dostałem gromkie brawa i dumny zszedłem w kulisy, on spojrzał na mnie z uśmieszkiem i wypalił: "A ja dawnymi czasy taki numer robiłem, co pan by nie potrafił". I opisał dokładnie jakiś swój wyczyn akrobatyczny na scenie. Spróbowałem i walnąłem na tyłek.

Czy podobnie jak Mistrz jesteś bezwzględny podczas pracy wobec swoich aktorów?

Rzeczywiście potrafił być tyranem. Ludzie się go bali, dawał w kość. Ale dziś, gdy jestem na jego miejscu, rozumiem go. Nie jestem taki groźny, ale doświadczam podobnych trudów kierowania grupą utalentowanych artystów, którzy mają także moc przywar, kompleksów, popadają w skrajne nastroje.

Tomaszewski był wymagający i konsekwentny. Gdy podjął jakąś decyzję, nie cofał jej, nawet, gdy okazywało się, że straciła rację bytu. Słynne było jego powiedzenie: "Lepiej raz mieć nieprzyjemność, niż cierpieć nieprzyjemności bez końca".

Sam też był człowiekiem chimerycznym, wiele zależało od jego nastroju. W dobrym humorze był dla nas łaskawy, żartował, praca toczyła się wartko. Jak wstał lewą nogą, drażnił się z ludźmi, wyszydzał ich w pracy, bezlitośnie parodiował ich słabości. Wiedział, jak człowieka zgnieść, był doskonałym znawcą ludzkiej natury.

Ale ten badacz ludzkiej natury przede wszystkim na teatr przekładał swoją pasję, nie na udręczanie!

No jasne. Fascynowała go zwłaszcza ta mroczna strona naszej natury - wybornie ją czuł, rozumiał. To był główny temat w jego przedstawieniach: namiętności, mechanizmy, jakie nimi rządzą. Stworzył taki bardzo cielesny teatr, nasycony erotyzmem.

Jak premiera się sypała, też mieliście przechlapane?

W naszym teatrze wisiał rysunek wycięty ze słynnego brytyjskiego pisma satyrycznego "Punch". Na scenie trzęsą się ze strachu dwie myszy przebrane w kostiumy teatralne. Z budki suflera wystają kocie uszy i wytrzeszczają się wściekle oczy. I te biedaki musiały grać ze świadomością tego kocura. Tak też z nami było. Dręczył nas na każdym spektaklu! Obserwował zza kulis, nic nie umknęło jego uwadze. Często był niezadowolony z przebiegu przedstawienia. Stał zza kulisami i robił nad oczyma taki charakterystyczny daszek, żeby go reflektory nie raziły. I co jakiś czas rozlegał się stamtąd wściekły syk: "I gdzie idzie?" "I czemu tam stoi?" Po takim dictum już po pierwszym akcie ludzie chowali się, gdzie się dało. Pierwsza osoba, jaka mu się nieopatrznie nawinęła, zbierała wszystkie gromy. Ja tak oberwałem w Krakowie, podczas antraktu, gdy poszedłem do bufetu teatralnego coś przekąsić. Starsi aktorzy wiedzieli, żeby nie wchodzić mu w drogę, póki nie ochłonie z gniewu.

Ale chwalił czasem?

Potrafił docenić. Miał pamięć nawet do, wydawałoby się, nieistotnych szczegółów. Mnie po dwóch latach grania spektaklu zagadnął raz: "A pan kiedyś tak tą nóżką kręcił, a teraz tego nie robi, a wielka szkoda".

Dobrze wiedział, że istota pantomimy jest w szczególe.

Starsi mimowie mówią, że miał wielkie poczucie humoru, lubił wygłupy.

To fakt. Raz na wyjeździe siedzimy sobie w kafeterii w parku, kawą się raczymy. Dziada obserwujemy, co z oddali z torbami zgarbiony lezie. Nagle słyszymy: "Kawusię piją, a tu kurwa, człowiek z torbami ledwo lezie!".

To Tomaszewski tak nas nabrał. A w reklamówkach miał swoje łupy po antykwariatach zdobyte. Bo przecież był kolekcjonerem. I poza pantomimą poświęcał na to czas podczas wszelkich naszych wyjazdów.

Jakim go, w taki osobisty sposób, pamiętasz?

To był tak naprawdę bardzo skromny człowiek, także w ubiorze. Zawsze w niebieskiej koszuli, niebieskim swetrze, szarych spodniach, z nieodłączną torbą na ramieniu. Buty nosił adidasopodobne, żeby z łatwością w każdej chwili zademonstrować jakieś konieczne pas. Skromnie też jadał, widywałem go nad kaszą gryczaną w barach mlecznych. Ale to nie znaczy, że nie lubił dobrej kuchni. Potrafił czasem i zupę z raków upichcić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji