Artykuły

Mieć kontakt z polska publicznością

- Ta uwaga, z którą widzowie słuchają, jest dla mnie bardzo pocieszająca. Świadczy o tym, że publiczność ma potrzebę obcowania ze sztuką ważną i poważną - mówi WOJCIECH PSZONIAK o swoim mondramie "Belfer!".

Aktor zwykle sięga po monodram, gdy zespołowa gra w teatrze nie daje mu wystarczająco dużo satysfakcji. Czy z Pańskim "Belfrem!", którego zobaczymy w Krakowie, było podobnie?

- Nie. Jako aktor żyjący i pracujący od wielu lat pomiędzy Polską i Francją poczułem potrzebę szczególnego kontaktu z polską publicznością. A monodram wydaje się dobrym sposobem na zaspokojenie tej potrzeby. Poza tym chciałem podjąć kolejne ryzyko artystyczne i zmierzyć się z nową dla mnie formą wypowiedzi aktorskiej.

Jak dotarł Pan do nieznanego wówczas w Polsce tekstu?

- Zobaczyłem spektakl w Paryżu, zachwycił mnie, więc zadzwoniłem do autora, Pierre'a Dopagne'a i zaklepałem sobie prawo do polskiej prapremiery. "Belfer!" jest poruszającym wyznaniem nar uczyciela literatury, który codziennie musi stawać oko w oko z tzw. trudną młodzieżą. W tym tekście znajdują odbicie zdarzenia znane z pierwszych stron gazet.

Niestety, ostatnio również w Polsce.

- Dlatego ten mądry, ciekawy i bardzo aktualny utwór nabiera szczególnego znaczenia po tym, co ostatnio dzieje się w polskiej szkole. Ten tekst jest doskonałą okazją do rozmowy o naszej współczesności, o relacjach między młodymi ludźmi a nauczycielem. Świat, o którym opowiadam, nie jest wesoły, on nas otacza i wiemy, jak trudno w nim żyć. To świat, który traci wartości, stąd też stawiam w tym spektaklu pytania: Co dzieje się z naszą kulturą, cywilizacją? Dokąd zmierzamy w tym chaosie życia? W sztuce Pierre'a Dopagne'a, wykształconego Europejczyka, który był niegdyś nauczycielem i wie, o czym pisze, dostrzegłem tragedię człowieka chcącego ofiarować swoim uczniom coś, co uważa za najpiękniejsze, a czego oni nie potrafią przyjąć. Zobaczyłem człowieka wrażliwego, postawionego wobec wszechogarniającego nas chamstwa, człowieka, który próbuje wytrzymać ten napór. Człowieka, który cierpi. To sztuka bolesna, o zabawnych momentach, widz nie wyjdzie z niej uradowany, ale też nie znokautowany.

A przecież tytułowy bohater to idealista, człowiek z marzeniami...

- I dlatego tak ciężko mu żyć. W Polsce mamy teraz pokłosie po PRL-u, w którym nauczyciel był zawodem pomiatanym, mógł go pełnić każdy, czego efektem jest niedokształcone społeczeństwo. A przecież szkoła i rodzina to są dwa filary, bez których człowiek nie może się obyć. O tym też jest "Belfer!".

Od dwóch lat jeździ Pan z tym spektaklem po Polsce - z jakim odbiorem Pan się spotyka?

- Zaskakująco dobrym. A obawiałem się reakcji, bo przecież to nie jest żaden show, ja nie mam piór i nie tańczę, tylko rozmawiam z publicznością o poważnych sprawach. Ta uwaga, z którą widzowie słuchają, jest dla mnie bardzo pocieszająca. Świadczy o tym, że publiczność ma potrzebę obcowania ze sztuką ważną i poważną.

Ostatnio o ważnych sprawach rozmawia Pan również tekstem Dostojewskiego, grając pułkownika Rostaniewa w spektaklu "Wasza Ekscelencja" w warszawskim Teatrze Współczesnym

- Dostojewski zawsze był mi bliski, już od czasów krakowskich, gdy grałem Piotra Wierchowieńskiego w "Biesach" zrealizowanych przez Andrzeja Wajdę w Starym Teatrze. Dostojewski to autor, który mnie pociąga, choć trudny, męczący i widzący w człowieku zwykle jego ciemne strony. Spotkanie aktora z Dostojewskim jest kosztowne, ale fascynujące.

Czy Pańska współpraca z polskim teatrem świadczy o tym, że na dłużej związał Pan swoje losy artystyczne z ojczyzną?

- Ostatnio nakręciłem "Nadzieję" wg scenariusza Krzysztofa Piesiewicza, film zrealizowany przez Stanisława Muchę, pojawiłem się w telewizyjnych "Oficerach", a niebawem wyreżyseruję w teatrze Montownia "Zemstę", w której zagram Papkina. To nie pierwsze moje reżyserskie spotkanie z Fredrą, wcześniej realizowałem "Dożywocie".

A czy możemy oczekiwać na Pańską nową książkę kucharską, skoro poprzednia "Pszoniak & Company, czyli Towarzystwo Dobrego Stołu" cieszyła się tak dużą popularnością?

- Nie. Kulinariami zajmuję się nadal, ale jedynie w kuchni. Natomiast od dawna męczę się nad książką o sztuce aktorskiej. To bardzo trudne zadanie, wymaga osobnej koncentracji, więc nie spieszę się. Kiedy napiszę - wtedy będzie.

Czy przyjazd do Krakowa będzie Pańskim kolejnym powrotem sentymentalnym do miasta, w którym zaczął Pan przecież swoją karierę?

- Zawsze jest takim. A tym razem spotkamy się w Teatrze STU, z którego dyrektorem, Krzysztofem Jasińskim, byłem na jednym roku w krakowskiej PWST. Potem grałem w "Lekcji" Ionesco, która dała początki Teatrowi STU. Zawsze z wielką przyjemnością odwiedzam to miasto. Szkoda, że nie leży w centrum Polski. Wówczas miałbym bliżej i być może częściej zaglądałbym pod Wawel.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji