Artykuły

Espresso na zimno

Jeleniogórski spektakl "Espresso" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej można polecić głównie tym, którzy nie wierzą w totalny rozpad wartości i więzi. Jest szansa, że po wyjściu z teatru ich świat legnie w gruzach - specjalnie dla e-teatru pisze Wojciech Wojciechowski.

Sztuka kanadyjskiej aktorki i dramatopisarki z włoskimi korzeniami, Lucii Frangione, opowiada cierpieniach i mękach, przez jakie trzeba przejść, aby otworzyć się na rzeczywistość i zaufać sobie oraz światu. Poznajemy historię Rosy (Magdalena Kuźniewska), która zostaje zabrana w podróż przez przystojniaka o imieniu Amante (Jakub Giel). Ten mężczyzna znikąd - ideał kochanka, anioł, a może mesjasz - przeprowadza Rose przez bolesne wydarzenia, które mają oczyścić ją duchowo i spowodować emocjonalny wybuch, aby mogła uwierzyć w siebie oraz otworzyć się na miłość. Zaczyna się od pobytu w szpitalu, gdzie trafił jej ojciec po tragicznym wypadku samochodowym. W poczekalni spotykamy m.in. lekarza, macochę, babkę Rosy, pocieszającą siostrę zakonną. Jest także były chłopak bohaterki, który okazał się jej jedyną wielką miłością i, jak się potem dowiemy, zginął w tym samym wypadku jako pasażer. Postaci wiele, ale wszystkie są grane tylko przez dwójkę aktorów, którzy nawet na chwilę nie schodzą ze sceny. Kto jest kim, rozpoznajemy po zmianie tonacji głosu i gestykulacji. Zadanie to niestety realizowane jest niekonsekwentne i początkowo z trudem można rozpoznać wszystkie przeobrażenia bohaterów.

Spektakl rozgrywa się w skromnej, sterylnej scenografii Izy Toroniewicz. W głębi ściana z wytartej i poniszczonej glazury, z której fuga już dawno odpadła. Przed nią jakby fragment szosy z kratką ściekową. Całość przypomina pomieszczenie, w którym dochodzi do crash-testów nowych aut. Z boku parę krzeseł z poczekalni na OIOM-ie oraz wysokie, błyszczące łóżko szpitalne. Ciekawym znakiem są dwie ciągłe linie na fragmencie szosy, oznaczające zakaz wyprzedzania. Podporządkowuje się mu Amante, który nie oszczędza Rosy, każąc jej przeżyć dokładnie każdą bolesną chwilę bez żadnego przyspieszania i omijania niewygodnych faktów. Tylko prawdziwy ból i duchowa wiwisekcja pozwala zerwać maskę i pokochać zarówno drugiego człowieka, jak i otaczającą nas rzeczywistość. Każda z postaci ma otwarte rany na duszy, ukryte pretensje i kompleksy. Magda Kuźniewska, ostatnio często obsadzana w rolach kobiet z problemami, mimo drobnych niekonsekwencji poradziła sobie dosyć dobrze nie tylko z rolą Rosy, ale również jej macochy. Wyśmienity jest również Jakub Giel w roli mężczyzny, któremu ojciec głównej bohaterki o mały włos nie wjechał samochodem do mieszkania przy drodze.

Po ciężkiej operacji ojciec umiera, pijąc jednym haustem filiżaneczkę mocnej espresso. Owdowiała macocha jedzie do Włoch, a Rosa z babcią udaje się w podróż do Izraela. Zdaje sobie sprawę, że niemożliwe jest wymazanie genetycznego piętna, jakie pozostawia w nas rodzina. Mimo trudnej życiowej wycieczki, jaką zafundował jej Amanto, Rosa przyznaje pod koniec sztuki, że zaczyna poznawać język swojej duszy.

Niemożliwe jest wyrzucenie z siebie cech odziedziczonych po bliskich, więzi rodzinne się zdegradowały, a człowiek jest niezdolny, by komukolwiek zaufać - tak w skrócie można podsumować potencjał myślowy "Espresso". Po innych spektaklach jeleniogórskich, m.in. wstrząsającym "Honorze samuraja" Adama Rappa w reżyserii Moniki Strzępki oraz potrzebującej czasu na ułożenie sztuce "Merlin Mongoł" Nikołaja Kolady zrealizowanej przez Justynę Celedę, wszystkie te problemy dobrze już znamy. To kolejne przedstawienie z serii: "Smutek i kapitalizm w naszych małych światach, których problemy narastają do skali makro".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji