Artykuły

Spod Mrożka nie widać reżysera

"Krawiec" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Nieudany "Krawiec" w Teatrze Polskim w Poznaniu. Dlaczego młodych reżyserów nie interesują dziś zamknięte, gotowe, precyzyjnie skonstruowane sztuki Sławomira Mrożka?

Polskim reżyserom bliżej do awanturników epoki elżbietańskiej, chaotycznych, rozedrganych romantyków czy krwawych autorów antycznych niż do sprawdzonych, oswojonych tekstów Sławomira Mrożka. Od lat zachwycamy się spektaklami na postawie Eurypidesa, Szekspira czy zachodnich brutalistów, nie słychać za to o spektakularnej, porywającej czy choćby mądrej realizacji Mrożkowego dramatu. Warszawski Teatr Narodowy z poczucia misji wystawi czasem "Rzeźnię". Po "Tango", "Emigrantów" czy "Męczeństwo Piotra Oheya" z niezmiennym zapałem sięgają już tylko teatry offowe. Widzą w nich samograje, które udadzą się niezależnie od jakości gry aktorskiej i pomysłu inscenizacyjnego.

Młodzi twórcy albo skutecznie Mrożka omijają, albo rozbijają się o niego jak o ścianę. W ostatnią niedzielę przydarzyło się to Arturowi Tyszkiewiczowi, autorowi świetnej, wielokrotnie nagradzanej "Iwony, księżniczki Burgunda" (Teatr im. Szaniawskiego w Wałbrzychu, 2005). "Krawiec" z Teatru Polskiego w Poznaniu powinien śnić się po nocach wszystkim reżyserom, tak jak kreacje Britney Spears (uznanej przez "US Weekly" za najgorzej ubraną gwiazdę) śnią się pewnie wszystkim projektantom mody. Nic do niczego nie pasuje, każda część funkcjonuje oddzielnie jak wycięta z innej epoki, innego spektaklu.

Reżyser nie może się zdecydować, czy opowieść o barbarzyńcach, którzy przejmują władzę nad zepsutą krainą sztuki krawieckiej, utrzymać w konwencji baśni, czy naładować ją współczesnymi odniesieniami. W rezultacie wśród złotych dekoracji i smukłych efebów miotają się wąsaci prowincjusze prosto z komitetu strajkowego. Nie pomaga nawet pomysł, by pokazać władcę krainy (Piotr Łukawski) jako współczesnego Nerona, prymitywnego, niebezpiecznego rudzielca bez gustu. Po kilku scenach reżyser porzuca ten trop, zmieniając Ekscelencję w klona Ojca Dyrektora. Klonem niemieckiego dyktatora mody Karla Lagerfelda jest z kolei nadworny arbiter elegancji (Michał Kaleta). To jedna z niewielu ról opartych na czymś więcej niż na kostiumie. O podobieństwie do słynnego dyktatora mody decyduje nie tylko charakterystyczny czarny, opinający garnitur i biały kucyk, ale też stonowane, powściągliwe ruchy. Kaleta kroczy powoli i precyzyjnie, jakby ćwiczył tai-chi albo zbliżał się po wybiegu do tłumu wielbicielek. Dopiero podczas tańca z wachlarzem pokazuje swoją demoniczną, szatańską naturę. Paradoksalnie spektakl oparty na dramacie Mrożka sprawdza się w scenach, gdzie słowa w ogóle nie padają. Chaotyczną reżyserię ratują pomysły autora ruchu scenicznego Maćko Prusaka. Czy powodu niepowodzenia należy szukać w tekście? Czy to reżyser "nie dorósł", "nie zrozumiał"?

Problem nieudanego związku Mrożka ze współczesnym teatrem to coś więcej niż mezalians. To problem wizji teatru i relacji między autorem i reżyserem. Powtarza się zdanie młodej reżyserki Agnieszki Olsten: "Mrożka nie da się wystawiać, bo pisze całymi zdaniami". Twórcy spektakli nie chcą już wystawiać literatury. Wolą, gdy (jak w teatrze elżbietańskim) dramaturg współpracuje z nimi przy tworzeniu scenariusza/partytury. Nawet sięgając po teksty klasyczne, wolą traktować je jako materiał do dalszej obróbki. Szukają w nich współczesnych kontekstów albo uniwersalnych mitów, zderzają je z innymi utworami, inkrustują, tną, przeplatają.

W ich rozmowach padają pytania: "Wystawiasz Szekspira? Ale którego: tego od Wystana Hugh Audena, Heinera Müllera, Feridunowa Zaimoglu? A ten twój Ibsen to bardziej Elfriede Jelinek czy Susan Sontag?". Zarówno błahe dramaciki, jak i podstawowe teksty kultury czytają przez dzieła filozofów, współczesne teorie socjologiczne, nowoczesną poezję. Znaczeń szukają nie tylko w słowach i fabule, ale też w ciele aktora, w ruchu, w świetle, przestrzeni. A przez co czytać Mrożka? Jak go ciąć, co mu dopisywać? Tyszkiewicz próbował szukać efektów poza słowem i w rezultacie stworzył dwa sfastrygowane spektakle: ciekawy teatr ruchu i fatalną inscenizację. Teksty Mrożka są skończone, gotowe, zbyt zamknięte jak na epokę reżyserów. Odbierają im pole do działania. Spod Mrożka reżysera nie widać. "Krawiec" miał opowiadać o dyktaturze mody. Pokazał, że pewnych tekstów w sposób modny zrobić nie sposób.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji