Artykuły

Jak mógłbym grać siebe samego?

- Dzisiaj najmodniejsze jest to, co ja nazywam aktorstwem osobowościowym, tzn. człowiek wychodzi i w swoim imieniu coś mówi cudzymi słowami. Ten styl wpływa na postawę wielu młodych aktorów, którzy boją się pokazywać innymi, niż są na co dzień - mówi aktor ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ.

Jeden z największych polskich aktorów. Podczas trwającej już pół wieku kariery zagrał w prawie stu filmach i serialach, a jego teatralnych ról chyba nikt nie zliczy. Teraz możemy podziwiać aktora w spektaklu Teatru Telewizji "Pan Gustaw i Matylda", gdzie partneruje mu Magdalena Cielecka.

Mówi Pan o braku porozumienia z młodymi aktorami...

- To wynika z różnicy pokoleniowej. To nie jest ich, ani moja wina, że nie możemy nawiązać kontaktu. Oni funkcjonują w zupełnie innych warunkach niż my, gdy byliśmy młodzi Kiedy to teatr dla absolwenta szkoły aktorskiej był podstawą. Poza filmem, telewizją, estradą i teatrem nie było żadnych form, które dzisiaj - na szczęście dla nas wszystkich - bardzo się rozwijają. Mam na myśli prywatne inicjatywy teatralne, seriale i reklamy. To wszystko, w czym, szczególnie młodzi aktorzy, znajdują zaspokojenie ekonomiczne oraz zyskują ogromną popularność. W związku z tym ich myślenie jest skierowane na inny świat

Pan jako miody człowiek też się buntował, kłócił z profesorami...

- Oczywiście! I zawsze to my, młodzi, mieliśmy rację. A jednak to było inne wykłócanie się. Myśmy toczyli zajadłe spory, ale nie potępialiśmy wszystkiego. Dziś młodzi oceniacze krytykują wszystko, co było podstawą naszego zawodu. Teraz każdy może być aktorem i jeżeli ma silną osobowość, jest otwarty, to nie jest ważne, czy umie zagrać kogoś innego niż jest, czy ma umiejętność czytania tekstu, czy potrafi wejść w psychikę innego człowieka. Dzisiaj najmodniejsze jest to, co ja nazywam aktorstwem osobowościowym, tzn. człowiek wychodzi i w swoim imieniu coś mówi cudzymi słowami. Ten styl wpływa na postawę wielu młodych aktorów, którzy boją się pokazywać innymi, niż są na co dzień.

Bo nie będą trendy?

- Właśnie. Mogą wypaść z rynku, bo nie wiadomo, jacy są, jeżeli grają różne role. Nie wiadomo, czy on jest śmieszny, liryczny czy tragiczny, bo myśli się i ocenia schematami. To wywołuje we mnie niepokój. Bo, żebym ja się sam pokazywał jako ja? To bardzo mały powód do uprawiania aktorstwa, to jest nudne ciągle widzieć tego samego człowieka, który tylko różne rzeczy mówi, nie wchodzi w głąb problemu. Zawsze uważam, że aktora trzeba zobaczyć w trzech rolach i dopiero wtedy można powiedzieć, czy jest to ktoś, kto ma profesjonalne umiejętności.

Jest Pan aktorem, który się ciągle rozwija...

- Przez całe życie starałem się być w każdej roli inny. Po moim księdzu Marku w Teatrze Dramatycznym pisano, że powinienem grać tylko księży. Jak zagrałem proletariusza w "Pieszo" Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego pisano, że powinienem grać wyłącznie takie role... Zagrałem w filmie dwa razy jakichś naukowców i przylgnął do mnie "docent". Nikt nie zauważył, że ci naukowcy to byli zupełnie różni ludzie! Zawsze chciano mnie wepchnąć w jakąś szufladkę, w jakiś kanał. A ja im uciekałem. I teraz też staram się uciekać. Dlatego nie jestem aktorem modnym. Z wyboru. Być innym, zaskakiwać, to dla mnie jest ciekawe w tym zawodzie.

Ma Pan wielu wspaniałych uczniów. Jest Pan z nich dumny?

- Oczywiście. Jednocześnie bardzo żałuję tych, którzy zasłużyli na sukcesy, sławę, popularność i nie mieli szczęścia.

Nie ma ukłucia zazdrości, że oto jest lepszy?

- Skąd! Nie mam takich myśli. Czasem z zazdrością patrzę, że ci młodzi ludzie są lepsi ode mnie, gdy byłem młody. Moje pierwsze lata były trudne, bez sukcesów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji