Artykuły

Myśl...pali głowę czyli "Wacława dzieje"

Już przy wejściu wyczuwa się szczególną atmosferę emocjonalną, podobną zresztą jak przed wszystkimi przedstawienia­mi Hanuszkiewicza. Oczekiwanie na coś odkrywczego i niezwykłe­go - na wyjątkowe przeżycie emocjonalne i intelektualne. Na swoiste misterium.

Tym razem owo oczekiwanie jest, być może, silniejsze niż przed innymi spektaklami. Idzie prze­cież o rzecz nie graną nigdy na scenie, co więcej - nie wyda­ną ni razu w naszym stuleciu! Jak wypadnie? Czy przemówi do wyobraźni współczesnego widza, zwłaszcza tego młodego, który przyzwyczaił się już odnajdywać w teatrze Hanuszkiewicza zaw­sze coś nowego i pasjonującego, coś, co - jak napisała kiedyś w ankiecie jedna z dziewcząt - "jest zaprzeczeniem banału, któ­rego wszędzie pełno".

Naturalnie, "Wacława dzieje" nie mogłyby się pojawić na sce­nie, gdyby Hanuszkiewicz nie ro­bił przedtem "Norwida" i "Be­niowskiego". Przecież utwór Ste­fana Garczyńskiego jest poema­tem, choć - co gwoli ścisłości należy dodać - z fragmentami pisanymi dialogiem. Ale mimo pewnych partii dialogowych, mi­mo kilku didascalii - praca nad tym spektaklem nie była łatwa.

Lecz oto już na scenie Krzy­sztof Kolberger. Teraz - w pro­logu - jest na moment Poetą, czyli Stefanem Garczyńskim. Pa­trzymy - wraz z jego przyja­ciółką, Klaudyną Potocką - na śmierć poety, śmierć w dwudzie­stym ósmym roku życia!

Bo Garczyński żył tylko 28 lat. Ale mocno i pięknie, w peł­nym tego słowa znaczeniu - romantycznie. Biografia jego jest pasjonująca. Uczestnik tajnych stowarzyszeń młodzieżowych pilny uczeń Hegla. Powstaniec 1831 roku walczący pod Grochowem i autor niezwykłego poematu.

Ponieważ jednak - o ironio i paradoksie - biografia ta jest mało znana, przypomnijmy, za starannie wydanym programem teatralnym, niektóre fakty. Ste­fan Florian Garczyński urodził się 13 października 1805 roku w Kosmowie pod Kaliszem. Pocho­dził ze starej i zamożnej rodzi­ny szlacheckiej. Straciwszy wcze­śnie rodziców, od ósmego roku życia wychowuje się w domu swego wuja hrabiego Fryderyka Skórzewskiego - w Lubostroniu w Poznańskiem. W latach 1814-1817 uczy się w szkole w Byd­goszczy, a potem - w gimnazjum w Trzemeszynie.

Od 1819 roku kształci się w Li­ceum Samuela Bogumiła Lindego w Warszawie. Wykazuje się szczególnymi uzdolnieniami do nauk ścisłych i poezji. Czyta na­miętnie dzieła Boileau, Montaigne'a, Woltera, Byrona. W liceum styka się też z działalnością taj­nych związków, jeden z nich, zwany od miejsca zebrań na Dy­nasach, "dynasowskim", działa właśnie w szkole Lindego.

Liceum kończy Garczyński z odznaczeniem w 1823 roku. Po­czątkowo zamierza podjąć studia na Wydziale Filozoficznym Uni­wersytetu Warszawskiego. Ale rychło zapragnął słuchać głoś­nych wykładów Hegla i w 1825 roku wyjeżdża aa studia do Ber­lina. Tu do 1829 roku studiuje, na Uniwersytecie Berlińskim, pra­wo i filozofię; ze szczególnym za­interesowaniem słucha wykładów Hegla i historyka Gansa. Właśnie w Berlinie poznaje Mickiewicza, który w drodze do Włoch, zatrzy­muje się w czerwcu 1829 roku w tym mieście.

W okresie studiów berlińskich Garczyński jest przywódcą ary­stokratycznego skrzydła berliń­skiej "Polonii". Niektóre fakty zdają się przemawiać za tym, iż utrzymywał również kontakty z konspiracją w Warszawie.

Po ukończeniu studiów - w grudniu 1829 roku opuszcza Ber­lin i udaje się do Włoch. W Rzy­mie znajomość z Mickiewiczem przeradza się w serdeczna przy­jaźń. Właśnie już we Włoszech pisze pierwszą wersję swego poe­matu noszącego początkowo ty­tuł "Apostata czyli Wacława ży­cie".

18 grudnia 1830 roku dociera do Rzymu wieść o wybuchu po­wstania listopadowego, a w czte­ry dni później Garczyński - mi­mo bardzo słabego zdrowia -opuszcza Rzym i udaje się do kraju, by stanąć w szeregach po­wstańców. Początkowo walczy ja­ko szeregowiec, a później - w randze porucznika - jako adiutant generała J.N. Umińskiego. Bierze udział w bitwach pod Gro­chowem, Wawrem, Dębem i Ostrołęką. W przerwach między bitwami pisze wiersze, między in­nymi opublikowaną w większości dzienników powstańczych "Me­lodię obozową". Za waleczność otrzymuje Złoty Krzyż Zasługi.

Po upadku powstania - chory i przybity klęską - wraca do Lu­bostronia, gdzie pisze rozpoczęty w Rzymie poemat. Ostatnie dni pobytu w Wielkopolsce spędza w Objezierzu (dokąd się przenosi ze względu na bezpieczeństwo), gdzie między innymi odwiedza go Mickiewicz.

Ze względu na dalsze poszuki­wania władz pruskich opuszcza kraj - w początkach 1832 roku udaje się do Drezna, a stąd, już ciężko chory na gruźlicę, do Szwajcarii. Tu chorego przyjacie­la odwiedza Mickiewicz i prze­wozi go do Awinionu. Autor "Wa­cława dziejów" umiera w tym właśnie mieście - we wrześniu 1833 roku. Przed śmiercią zdą­żył jeszcze ujrzeć wydanie swych "Poezji", które ukazały się w Paryżu.

Pisali o nim:

Bogdan Zaleski - "Nie był z rzędu owych pstrych, drapieżnych Odyńców, Witwickich, Słowackich,. Garczyński ma duszę i duszę nie­pospolitą. Czuje po swojemu, jak suchotnik gorączkowo, ale młodzieńczo i rzewnie, maluje niekiedy lepiej jak Mickiewicz, sny fantazji...".

Adam Mickiewicz - "Talent wielki i daleko pójdzie, już teraz jest na stanowisku, na którym ostatnie dzieła moje spoczęły".

Seweryn Goszczyński - "Poe­zje Garczyńskiego, uważane nie ze stanowiska narodowego atrty­stostwa, mają niepoślednie zale­ty. Fantazja, pełna uczucia, wy­obraźnia, pełna ducha...".

L. Niedźwiecki - "Nie uwie­rzysz, jak jestem zakochanym w Garczyńskim, wszystko się przed nim, spłaszczyło. Mickiewicz przy nim mniejszym mi się wydał. Nie masz, nie masz, pod wzglę­dem nade wszystko języka, to­ku myśli, układu, w polskim ję­zyku nic równego ani, pozwól mi powiedzieć, nic wyższego, bo naj­wyższą prawdą nacechowanego".

Juliusz Słowacki - "Ukazał się był na chwilę nowy talent poety­cki, Garczyński. Wydał dwa to­miki, w których było wiele pięk­nych rzeczy, a więcej jeszcze na­dziei...".

Tadeusz Pini - "Garczyński bowiem nie był wcale ani po­spolitym umysłem, ani tuzinko­wym poetą. Wszakże i Mickiewicz nie oparł się jego wpływowi w "Reducie Ordona"; Słowacki zaś w "Kordianie" prawie całą sce­nę, w podziemiach stworzył tylko przez rozszerzenie ustępu w "Wacława dziejach"...

Marian Zdziechowski - "Na smutny pomysł zemsty i spisku Garczyński i Słowacki trafili jak się zdaje, niezależnie od siebie. Wprawdzie "Dzieje Wacława" wyszły w lecie 1833 roku, "Kor­dian" zaś dopiero w styczniu ro­ku następnego, wiemy jednak z listów Słowackiego, że pracował nad "Kordianem" już od począt ku 1833 roku, a jeszcze wtedy "Wacława" znać nie mógł".

Czytając te wypowiedzi - do­prawdy trudno uwierzyć, że osta­tnie wydania poezji Garczyńskie­go pochodzą z XIX wieku!

Tym większa zatem zasługa Adama Hanuszkiewicza. że po­kusił się o kształt teatralny poe­matu, o którym pisano kiedyś z takim entuzjazmem. Zresztą ró­wnież z inicjatywy dyrektora Teatru Narodowego - Państwo­wy Instytut Wydawniczy wydał "Wacława dzieje" (według dru­giego wydania paryskiego z 1868 roku, poprzedzonego prelekcjami Mickiewicza z 17, 21 i 28 czerwca 1842 roku) i można je nabyć

właśnie w teatrze.

I żeby jeszcze bardziej przybli­żyć widzowi odkrywanego, po stu kilkudziesięciu latach, poetę - w kuluarach teatru zorganizowa­no niewielką wystawę poświęco­ną Garczyńskiemu, na której eks­ponowane są pamiątki wypoży­czone z Biblioteki Kórnickiej, a między innymi fragmenty rękopi­su "Wacława dziejów", dwa li­sty Mickiewicza do Garczyńskie­go i pamiątki powstańcze.

Tak więc wszystkie te inicja­tywy, a przede wszystkim wy­stawienie poematu jest nie tyl­ko spłaceniem długu zapomnia­nemu poecie, ale także weryfi­kacją wartości tego utworu, war­tości uważanych przez niektórych badaczy - o czym świadczą choć­by przytoczone powyżej opinie - za prekursorskie zarówno w sto­sunku do "Dziadów", jak i "Kor­diana", a także - w pewnym stopniu - do "Nieboskiej kome­dii". Wystawienie tego dzieła to odważna próba wzbogacenia na­szej literatury romantycznej - u­tożsamianej jak dotychczas tyl­ko z kilkoma wybitnymi utwora­mi - o dzieło Garczyńskiego,

Wróćmy jednak do spektak­lu. Po prologu wprowadzającym od razu w życie poe­ty - właściwe "Wacława dzie­je". Szereg scen i obrazów o róż­nych nastrojach i odcieniach: młodość bohatera, "karczma", "bal", "spisek", "obrazy". Gała ta różnorodność spięta - niczym klamrą - zamysłem reżysera, który chce niejako pokazać prze­de, wszystkim myśl Garczyńskie­go (za co, niestety, płaci pew­nymi dłużyznami).

No i połączona w jednolitą ca­łość znakomitą, doskonale har­monizującą z tym niespokojnym, poszarpanym poematem, muzyka Kurylewicza, stanowiąca - bez wątpienia - jeden z głównych walorów przedstawienia. Podob­nie jak to miało miejsce w "Kor­dianie", "Beniowskim" i "Norwi­dzie" - niektóre fragmenty pre­zentowane są w formie songów i ballad czy czegoś w rodzaju me­lorecytacji; w "Wacława dzie­jach" wypadły one szczególnie interesująco.

Naturalnie w przedstawieniu są różne fragmenty - słabsze i niezbyt oryginalne (na przykład scena w kościele z mnichami i świecami), i znakomite. Najcie­kawszą jest chyba odkrywcza, za­skakująca świeżością, scena gry w karty wyższych oficerów z udziałem tak wytrwanych akto­rów, jak Kazimierz Wichniarz Włodzimierz Bednarski, Sylwe­ster Pawłowski, Andrzej Kopi­czyński i Mieczysław Kalenik. Zresztą w ogóle utwór Garczyń­skiego zyskał obsadę wyśmieni­tą: w epizodycznych rolach wy­stępują aktorzy tej miary, co Aleksander Dzwonkowski, Krzy­sztof Chamiec, Mirosława Du­brawska, Maria Chwalibóg, no i sam Adam Hanuszkiewicz.

Najbardziej podobał mi się, choć właściwie należałoby napisać: wzruszył mnie głęboko, odtwórca tytułowego bohatera - Krzysztof Kolberger: wcielenie poezji, nie­zwykłej siły i czystości uczuć.

Jego alter ego - Nieznajomego - gra Daniel Olbrychski, zaska­kujący w tej roli skalą swych moż­liwości, prezentujący się zupełnie od innej strony niż ta, do której przywykliśmy. To znakomita, zwłaszcza w drogiej części przed­stawienia, kreacja!

Śledząc oryginalną interpretację motywu faustowskiego, przypa­trując się jeszcze jednemu wcie­leniu postaci spokrewnionej z Konradem i Kordianem - odkry­wamy w tym przedstawieniu piękno i mądrość zapomnianego poematu. Usiłujemy zapamiętać ot choćby ten fragment młodego fi­lozofa i poety:

"Zamknijcie księgi dumne i

w nauk warsztacie

na każdej ścianie, każdej

książkowej okładce

Zapiszcie jedną prawdę -

wypadek zagadce:

I ja z wami zapiszę - że

człowiek zrodzony

by wszystkiego dociekał,

sam niedocieczony".

I nie dziwimy się słowom Mi­ckiewicza, który tuż po lekturze rękopisu Garczyńskiego pisał do poety: "Niezawodnie pokazuje się, że więcej przez głowę twoją prze­szło myśli niż przez moje".

Po tym wszystkim nie muszę już chyba dodawać, że przed­stawienie to trzeba koniecz­nie (oczywiście, jeśli to tylko możliwe) zobaczyć i zrobić wszy­stko (a jest to serdeczny apel za­równo do nauczycieli, jak i tere­nowych władz oświatowych), by jak najwięcej młodzieży mogło je obejrzeć.

Dodam więc tylko, że spektakl (przynajmniej ten, na którym by­łam) kończy się długą i gorącą owacją. Widownia, jak zawsze u Hanuszkiewicza składająca się głównie z młodzieży - nagradza burzliwymi oklaskami twórców przedstawienia, a przede wszy­stkim Adama Hanuszkiewicza, Andrzeja Kurylewicza, Daniela Olbrychskiego i Krzysztofa Kol­bergera.

Pośród tej owacji przypomnia­ło mi się zdanie, które napisał kiedyś Garczyński do Klaudyny Potockiej: "Myśl czasem lekka zatrwoży dzień cały i - jak By­ron powiada - pali głowę....". Tak chyba należy scharakteryzo­wać najkrócej ten spektakl: on właśnie "pali głowę...".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji