Artykuły

Spotkania. Akt ósmy. Eraritjaritjaka

"Eraritjaritjaka" w reż. Heinera Goebbelsa na Festiwalu Festiwali "Spotkania". Specjalnie dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.

Pamiętacie pierwsze strony "Doktora Faustusa", na których Mann opisuje ojca Adriana - Jonathana Leverkühna? Pośród całej kolekcji drobnych skarbów, posiadał on muszlę z Nowej Kaledonii. Jej skorupa pokryta była tajemniczym pismem rysunkowym, którego nikt nie rozumiał. Rozpoznanie okazało się niemożliwe. Jednak Jonathan z ogromną żarliwością bronił ukrytego znaczenia tych znaków, które poprzez ornamentykę łączyły w sobie ozdobność i sens. To, że coś jest powierzchownie niezrozumiale, nie znaczy jeszcze, że jest niezrozumiałe w ogóle. Zagłębianie się w tajemniczy i niejasny sens pisma rysunkowego z Nowej Kaledonii było dla starego Leverkühna największą rozkoszą.

Podobną rozkoszą jest każde spotkanie z teatrem Heinera Goebbelsa, który nigdy nie pokazuje świata wprost, a spektakle konstruuje tak, by głęboko ukrywać znaczenia. Ci, którzy lubią mieć wyłożoną kawę na ławę, twierdzą, że jego spektakle są pozbawionymi treści wydmuszkami, nie dostrzegając, że za ozdobnością kryje się sens. "Eraritjaritjaka" z teatru Vidy w Lozannie wydaje się niewinną zabawą w teatr. Trzeba być jednak ślepym i głuchym, by traktować to widowisko jedynie jako formalną zabawkę. Perfekcyjna forma jest jedynie pretekstem do wyrażania treści istotniejszych - do zadania pytań o relację między jednostką a społeczeństwem (główny bohater przeciwstawiony kwartetowi smyczkowemu), o granice jakie dzielą zorganizowane społeczeństwo od chaotycznej masy (podobnie jak muzyka wykonywana na żywo przechodzi od harmonii do bezładnej kakofonii, jakby stateczne instrumenty smyczkowe zbuntowały się i nagle zechciały grać ostrego rocka), o napięcia pomiędzy społeczeństwem a władzą (w spektaklu pokazane na podstawie dyrygenta, który próbuje zapanować nad orkiestrą), o tym, jak prywatne staje się publiczne (kamera śledzi powrót głównego bohatera do domu, przygotowania do kolacji, wieczorne czynności). Gdyby skrupulatnie prześledzić wszystkie wątki "Eraritjaritjaka", można by na tej podstawie napisać współczesny podręcznik socjologii, co zresztą nie dziwi, bo Goebbels studiował nauki społeczne, a sztuką zajął się, gdyż uznał, że jest ona znakomitym medium, by wyrażać treści polityczne.

"Tajemnica jest źródłem władzy" - powtórzy za Eliasem Canettim znakomity francuski aktor André Wilms, który w spektaklu gra profesora Kiena z "Auto da fe" oraz alter ego samego pisarza. Goebbels poszerza fragmenty tekstów Canettiego o doświadczenie współczesnego społeczeństwa masowego. Wzbogaca je o prawie sto lat rozwoju ludzkiej świadomości. To, co dla pisarza było zaledwie przeczuciem katastrofy, już się dokonało. Nie ma sensu utyskiwać, że grozi nam wpadnięcie do szamba, skoro od dawna siedzimy w nim po uszy. W jednej ze scen oglądamy na wideo profesora Kiena, który zaczyna oglądać "Świat według Kiepskich". Przez chwilę zdaje się nawet zainteresowany tym, co dzieje się u rodziny Kiepskich i Boczków. Nagle zauważa, że jest podglądany. Patrzy w stronę publiczności. Tylko wielkie aktorstwo pozwala w ułamku sekundy nazwać cały świat, sprawić, że widz wpada w osłupienie. Na twarzy Wilmsa maluje się ni to pogarda, ni zdziwienie, może to smutek, że sam także nie jest odporny na uroki masowej rozrywki. Sprawia wrażenie, jakby w tej właśnie chwili dotarło do niego, że spełniło się najgorsze proroctwo.

Kwartet smyczkowy gra, światło powoli gaśnie. Byliśmy na koncercie smyczkowym czy na spektaklu? Zarówno na jednym jak i drugim, bo dla Goebbelsa sztuka jest sztuką, a nie katalogiem dziedzin, które bez wzajemnego oddziaływania stają się martwe i nudne. W teatrze Goebbelsa nuda nam nie grozi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji