Artykuły

Przemoc, co to takiego?

Czułam się brudna, jakby ktoś wylał na mnie wiadro pomyj - o "Terrordrom Breslau" w reż. Wiktora Rubina w Teatrze polskim we Wrocławiu specjalnie dla e-teatru pisze Justyna Pobiedzińska.

We Wrocławiu polała się krew. Od piątego listopada przez pięć dni Rynek zalewała farba. Czerwona. W tak niecodzienny sposób Lech Twardowski, artysta-performer, zachęcał do obejrzenia spektaklu "Terrordrom Breslau".

Premiera odbyła się 17 listopada w Teatrze Polskim na Scenie na Świebodzkim. Reżyserem spektaklu jest Wiktor Rubin (1978), absolwent socjologii i reżyserii. Sztuka powstała na podstawie "Terrordromu" Tima Staffela.

Oprócz zalewania wrocławskiego Rynku krwią twórcy przygotowywali widzów do spektaklu w inny, niecodzienny, interaktywny sposób. Na stronie www.terrordrom.teatrpolski.wroc.pl Tim Staffel specjalnie dla potrzeb "Terrordromu Breslau" pisał bloga-manifest. Nie przez przypadek jego proklamacja pisana była wielkimi literami, zarezerwowanymi w języku internautów dla słów, które chce się wykrzyczeć: wszak o manipulacji społeczeństwem nie sposób mówić cicho. Blog opatrzony został ironicznie reklamą sklepu z bronią (bez pozwolenia!) i prasowymi artykułami. Zestawione ze słowami pisarza informacje zawarte w newsach robią piorunujące wrażenie.

Nie przez przypadek zapewne reżyser, będący jednocześnie socjologiem, sięgnął po temat tak ważki i aktualny, jak terroryzm. Terroryzm wszechobecny, nachalny, atakujący z gazetowych nagłówków, telewizyjnych wiadomości; terroryzm wwiercający się w natrętnie w świadomość wszystkich bez wyjątku. Terroryzm medialny.

Spektakl usiłuje zdemaskować mechanizmy działania środków masowego przekazu i odpowiedzieć na pytanie, czym jest przemoc i gdzie znajdują się jej źródła. Na ile oglądalność, ów Bóg współczesnych mediów, kształtuje świadomość odbiorców? Jak bardzo jesteśmy znieczuleni na najbardziej nawet drastyczne wiadomości, nachalnie atakujące nas z każdej strony? Czy nienawiść i przemoc, której jesteśmy świadkami każdego dnia, jest jeszcze w stanie poruszyć kogokolwiek? A może gwałt i bezprawie stały się naszym chlebem powszednim, może chcemy wciąż więcej i więcej? Chleba i igrzysk dla ludu!

Scenografia autorstwa Pawła Wodzińskiego doskonale oddaje mroczny klimat przedstawienia. Widzowie prowadzeni są na widownię przez ciemny korytarz, zamyka się ich w klaustrofobicznej przestrzeni wydzielonej wysokim ogrodzeniem. Na środku sceny stoi mały dom. To on właśnie jest matecznikiem wszelkiego zła - to tu, pośród rodzinnego piekła wylęgają się demony. Tom (Mariusz Zaniewski) to telewizyjna gwiazda, mąż Anny (Katarzyna Strączek) i ojciec piętnastoletniego Feliksa (Mariusz Kiljan), kochanek Anette (Barbara Prokopowicz) i brat Nico (Mirosław Haniszewski). Szefem Toma i kochankiem jego żony jest Paul (Adam Cywka). Sinan (Michał Chorosiński) to przyjaciel Feliksa. Hakan (Krzysztof Zarzecki) i Lars (Adam Szczyszczaj) to para przyjaciół - kochanków. Lars to "V", anonimowy, domorosły terrorysta, który postawił na własną rękę walczyć z Systemem.

Tom robi wszystko, żeby zwiększyć oglądalność swojego programu. Działania "V" to wspaniały temat. Przed kamerami Tom to przyjaciel i obrońca uciśnionych - we własnym domu terrorysta bijący i gwałcący żonę, a wobec syna stosujący prawo pięści. Nietrudno się domyślić, jaki jest finał, skoro powszechnie wiadomo, że przemoc rodzi przemoc. Lars, na początku realizujący swoje idee, zostaje wessany w tryby medialnej machiny, przerabiającej na rozrywkę wszystko, co cieszy się dużą oglądalnością. Efektem jest pomysł zrealizowania w mieście tytułowego terrordromu, parku rozrywki dla tych, którzy fascynują się zbrodnią. Czyli dla wszystkich?

Reżyser nie ukrywa, że czerpał inspiracje z "Nienawiści" Mathieu Kassovitza i "Urodzonych morderców" Oliviera Stone'a. Widzowie "Terrordromu Breslau" przez cały czas epatowani są przemocą, agresją, brudnym, przedmiotowym seksem używanym jako karta przetargowa w załatwianiu interesów; aktorzy do nich strzelają, spada na nich deszcz ulotek "V". W trzecim akcie publika sama staje się aktorami. Światła skierowane są na widownię, a Lars filmuje widzów - w telewizorze na scenie widać zaskoczone, czasem zawstydzone twarze. Czy bez odbiorców, współuczestników aktów terroru, terroryzm miałby sens? Przecież zbrodnie, które przeszłyby bez medialnego echa, nie spełniłyby swojego zadania - wszak bronią terrorystów nie są granaty, wybuchające samoloty czy szybkostrzelne snajperskie karabiny, a strach. Rozpełzający się, dręczący strach, będący na ustach wszystkich potencjalnych ofiar. Czyli wszystkich nas.

Wydarzenia na scenie podkreśla muzyka Piotra Bukowskiiego, miejscami brutalna, przyspieszająca bicie serca i potęgująca wrażenie lęku. Skoro od pierwszej sceny krew leje się obficie, to co będzie dalej? Jakaś piękna katastrofa?

Reżyser przeniósł akcję "Terrordromu Breslau" do Wrocławia (w oryginale rzecz dzieje się w Berlinie). Widzowie są świadkami wydarzeń, które mają miejsce w dobrze wszystkim znanym miejscach: jest Świdnicka, Galeria Dominikańska, fosa miejska, klub "Niebo" czy "Metropolis". Zło panoszy się nie "gdzieś tam", w wyabstrahowanej przestrzeni za bezpiecznym ekranem telewizora, ale tu i teraz, za ścianą. Nikt nie może czuć się bezpiecznie. A życie to nie gra komputerowa.

Wyszłam ze spektaklu z mieszanymi uczuciami. Czułam się brudna, jakby ktoś wylał na mnie wiadro pomyj. Zastanawiałam się, czy zasadne było użycie aż tylu - chciałoby się powiedzieć - plugawych środków wyrazu. Czy nie można było bardziej dyskretnie, mniej dosłownie? Kiedy tak myślałam, przez ulicę biegł wrzeszczący kibic z butelką wódki w dłoni. "Biegnie do terrordromu się zabawić, to przecież niedaleko", przemknęło mi przez myśl.

Terrordrom działa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji