Artykuły

Umarła klasa XXI wieku

"Transfer!" w reżyserii Jana Klaty w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Wielki spektakl o zbiorowej pamięci, który odbiera politykom monopol na prowadzenie polsko-niemieckiego dialogu - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Dokumentalne przedstawienie Klaty, oparte na autentycznych historiach wysiedlonych Polaków i Niemców, jeszcze przed premierą wywołało protesty. Stowarzyszenie Gdynian Wysiedlonych miało za złe reżyserowi, że chce pokazywać krzywdę obu narodów, podczas gdy to przede wszystkim Polacy byli ciemiężeni. Gdyńska senator PiS Dorota Arciszewska-Mielewczyk poprosiła nawet teatr o scenariusz celem "wyrobienia sobie opinii", jednak dyrektor Krystyna Meissner odmówiła, wyjaśniając, że w Polsce nie ma już cenzury. Pani senator mimo zaproszenia nie pojawiła się na premierze, a szkoda. Przedstawienie Klaty wbrew jej obawom nie zaciera odpowiedzialności Niemców za wojnę, której skutkiem były zmiany granic i wypędzenia. Przeciwnie: z głośników płynie głos Goebbelsa nawołującego do wojny totalnej, jest także mowa o masowym kupowaniu przez Niemców portretów Führera i egzemplarzy "Mein Kampf". Nie jest to licytacja krzywd obu narodów. Jeśli ktoś tu może poczuć się dotknięty, to tylko Rosjanie, bowiem to ich brutalność zapamiętali przede wszystkim świadkowie historii zaproszeni na scenę: Polacy wysiedleni z Podola i Wileńszczyzny oraz Niemcy z Pomorza, Łodzi i Dolnego Śląska.

Politycy będą mieli problem z "Transferem!", bowiem przedstawienie Klaty nie odpowiada na żadne ideologiczne zamówienie, za to pozbawia ich monopolu na prowadzenie dialogu polsko-niemieckiego. Historia powojennych wysiedleń została tu pokazana poprzez cierpienie pojedynczych ludzi, a nie grę interesów. Na scenie pokrytej grubą warstwą czarnej ziemi starzy ludzie opowiadają i odgrywają historie swoich transferów. Z Pomorza do Berlina, z Podola do Wrocławia, z Wileńszczyzny na Dolny Śląsk, ze Żmudzi do Frankfurtu. Po jakimś czasie słowa niemieckie i polskie zlewają się w jeden głos, który przenikają te same uczucia: ból po utracie bliskich, tęsknota za utraconym domem, samotność i niepewność w nowym miejscu osiedlenia.

Klata nie ucieka jednak od politycznej diagnozy. Kontrapunktem dla relacji wypędzonych są sceny z konferencji w Jałcie, na której w lutym 1945 r. przywódcy trzech mocarstw zdecydowali o podziale powojennej Europy. Oparte na autentycznych dokumentach i wspomnieniach, przedstawiają w karykaturalny sposób obrady wielkiej trójki. Churchill (Wiesław Cichy), Roosevelt (Zdzisław Kuźniar) i Stalin (Przemysław Bluszcz) obradują na metalowej konstrukcji wysoko ponad głowami wypędzonych. Przywódcy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii podlizują się Stalinowi, zachwycają jego myślami, gdy tymczasem wódz Związku Radzieckiego, pykając fajeczkę, okręca ich sobie wokół palca. Wszyscy trzej niczym bogowie z antycznej tragedii igrają losem milionów ludzi, opowiadając dowcipy i śpiewając rosyjskie szlagiery na zmianę z mroczną piosenką Joy Division "Transmission".

Ze szczytu tego politycznego Olimpu nie widać świata śmiertelnych. Tymczasem w dole, poza zasięgiem wzroku wielkiej trójki, Jan Charewicz ucieka przed sowieckim patrolem na Wileńszczyźnie, Angela Hubrich umiera ze strachu w schronie w oblężonym Breslau, Jan Kruczkowski przypatruje się egzekucji upowca na Podolu, a Hanne-Lore Pretzsch patrzy, jak żołnierze Armii Czerwonej gwałcą jej matkę w gospodarstwie koło Słupska. Ich losy skonfrontowane z Jałtą są oskarżeniem i protestem przeciw ideologii i politycznej manipulacji.

Wielkim nieobecnym bohaterem przedstawienia są Żydzi: ich zagłada jest wpisana zarówno w opowieści Polaków, jak i Niemców. Jedynym materialnym śladem po narodzie żydowskim jest pierze z rozerwanej poduszki, które sypie się na scenę w chwili, gdy jeden z polskich uczestników opowiada o niemieckiej akcji eksterminacyjnej na Podolu, podczas której sąsiedzi rabowali żydowskie domy. Biały puch krążył w powietrzu jeszcze długo po zakończeniu przedstawienia, nie dając zapomnieć o tym, co się stało.

Klacie udało się przekroczyć konwencję dokumentalnego widowiska i stworzyć egzystencjalny spektakl o pamięci i śmierci. Nad "Transferem!" unosi się duch Tadeusza Kantora i jego "Umarłej klasy" - przedstawienia, które było sumą doświadczeń pokolenia I wojny światowej. To "Umarła klasa" XXI wieku. Tutaj również starzy ludzie wracają do swego dzieciństwa zarażonego śmiercią: Jan Kruczkowski bawi się w wojnę makietą czołgu, Ilse Bode odczytuje listy od ojca z frontu, łącznie z tym ostatnim, po którym przyszła wiadomość o jego śmierci, Jan Charewicz jako siedemnastoletni chłopak jeszcze raz strzela z parabellum. Wstrząsająca jest chwila, kiedy osiemdziesięcioletnia Karolina Kozak odczytuje sporządzony przez siebie spis prawie stu gospodarzy z rodzinnej wioski na Podolu. Nazwiska polskie i ukraińskie układają się w litanię nad umarłym światem.

"Transfer!" z pewnością nie zaspokoi wszystkich oczekiwań. Dla Polaków będzie zbyt proniemiecki, dla Niemców - zbyt oskarżycielski. Jednak jego rolę w dialogu polsko-niemieckim trudno przecenić. Jan Klata pokazuje, że porozumienie w trudnej kwestii pamięci historycznej jest możliwe na poziomie jednostek. Wprowadzając pomiędzy wypędzonych postać Matthiasa Goeritza, młodego pisarza z Frankfurtu, potomka niemieckiej rodziny ze Żmudzi, daje sygnał młodym generacjom, że wykorzenienie to także ich problem. Że transfer to nie tylko pojęcie z informatyki, oznaczające przesyłanie danych, że także dzisiaj politycy przesuwają na mapie całe narody. To spektakl o tym, że wszyscy musimy wziąć odpowiedzialność za historię, aby w przyszłości uniknąć powtórki z transferu.

Tekst dedykuję rodzinie Pawłowskich, wysiedlonej z Grodna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji