Zawrót głowy
- Są momenty, że od emocji podczas prób dostaję zawrotu głowy. Chcę nie tylko pokazać Kafkę, ale spotkać się z nim - mówi JULIA WERNIO, reżyserka "Pułapki" w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie.
"Pułapka" nie jest Pani pierwszym spotkaniem z Tadeuszem Różewiczem. Jak doszło do realizacji tej sztuki?
- To moja trzecia realizacja jego tekstów. Pierwszą była - przygotowana jako dyplom na reżyserii - "Stara kobieta wysiaduje". W ubiegłym sezonie zrobiłam "Kartotekę" i od tego czasu chodziła mi po głowie "Pułapka". Bardzo ucieszyłam się z propozycji zrealizowania jej w Olsztynie.
Różewicz jest autorem, którego forma teatralna odbiega od tradycyjnych opowieści. Nie ma tu jedności czasu czy miejsca. On pisze sceniczną poezję. Sztuki mają niezwykłą, osobliwą narrację. I to pozwala mi rozwinąć skrzydła.
Oboje jesteśmy z Wrocławia. Niedawno spotkałam Różewicza w galerii mojej siostry. Zapytał: "Pani Julio, czy będzie Pani robiła jeszcze coś mojego, czy jestem już niemodny?" Kilka miesięcy później zadzwoniłam do niego z informacją, że będę w Olsztynie robić "Pułapkę". Odradzał mi tę realizację, polecał raczej sztukę "Wyszedł z domu". W końcu jednak uległ. Zapytałam, czy przyjedzie do Olsztyna obejrzeć spektakl. A on na to: "Niech pani sprawdzi w encyklopedii, ile mam lat!". Ale obiecał, że napisze dla nas parę słów z okazji premiery.
"Pułapka" to spotkanie z Franzem Kafki. Jak Pani sobie radzi z jego skomplikowaną osobowością?
- To niezwykłe spotkanie, nie tylko moje, ale całego zespołu. Kafka wciągnął nas wszystkich w swój sposób myślenia. Różewicz napisał kiedyś, że nie boi się recenzentów, ale Franza K. Bo wchodząc w jego życie, w pewnym momencie zaczyna się funkcjonować w innej rzeczywistości. Kafka, zupełnie inaczej niż większość ludzi, widział świat. Kojarzy mi się to ze zdjęciem rentgenowskim, na którym widać całą bezwzględność rzeczywistości, przekleństwo ciała i przekleństwo historii. Życie i mit, egzystencja i sztuka - pomiędzy tymi wartościami rozgrywała się tragiczna szamotanina Kafki. Nosił w sobie konflikt między samotnością, bólem tworzenia a obowiązkami życia codziennego. Choroba, na którą umarł w wieku czterdziestu paru lat, stała się dla niego wyzwoleniem. Poczuł się zwolniony od życia, od bycia synem, narzeczonym i urzędnikiem. Czytając "Pułapkę" wyostrza się spojrzenie na rzeczywistość.
"Pułapka" składa się z warstwy biograficznej i historycznej. Która z nich przeważa w Pani spektaklu?
- Próbuję upleść spektakl z losu jednostki i historii. "Pułapka" to nie jest typowa biografia, ale życie i twórczość widziana z różnych perspektyw. Zobaczymy je w kilkunastu scenicznych obrazach. Przenika je Holokaust. Chociaż bezpośrednio Kafki, który zmarł w 1924 roku, nie dotknął, ale przeczuwał los swojego narodu. Zginęły też jego siostry. A dzisiaj? Widzimy swastyki na murach, słyszymy hasła typu "Bij Żyda". I nikomu to nie przeszkadza. Nie wyczuwamy pułapki, przed którą Różewicz i Kafka nas ostrzegają.
A jakie pułapki czyhają na reżysera tej wielowarstwowej sztuki?
- Ja chcę najpierw poczuć, że dałam się w nią złapać. Są momenty, że od ilości emocji podczas prób dostaję zawrotu głowy. Mam nadzieję, że nad tym zapanuję. Bo chcę nie tylko pokazać Kafkę, ale spotkać się z nim. Mieć odwagę zajrzeć do swojego wnętrza. To spektakl o wielości pułapek, w których jesteśmy zamknięci. Uciekając z jednej, wpadamy w drugą, szamoczemy się.
Ale jest chyba jakaś nadzieja na wyjście?
- Tak, uświadomienie sobie źródła cierpienia. Podobnie jak Franz, próbujemy uciec, przekładając lęki na obraz, poezję i wiarę, że przez sztukę można coś nazwać. Że w niej można znaleźć sens i ulgę.
0 reżyserce
Julia Wernio, reżyserka teatralna i telewizyjna z Wrocławia. Przez 9 lat była dyerektorem Teatru Miejskiego im. W. Gombrowicza w Gdyni. Pracowała na scenach całej Polski: w Krakowie, Zakopanem, Lodzi, Opolu, Poznaniu, Tarnowie, Wałbrzychu i Olsztynie, gdzie wyreżyserowała sztukę "Milczenie" Shelagh Stephenson.