Artykuły

Apogeum nieudacznictwa

To media okrzyknęły Dorotę Masłowską cudownym dzieckiem literatury po jej pierwszej - no, niech już będzie - "powieści" o długim tytule "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną". I tak zostało. Tymczasem dzieckiem już dawno nie jest, a to, co pisze, literaturą też nie jest. Ale co tam, przecież to nie ma znaczenia, czy literaturą jest, czy nie, ważne, że ów bełkot językowy i myślowy suto zaprawiany wulgaryzmami nie zagraża środowiskom lewicowo-liberalnym, więc redakcja "Polityki" w podskokach, czym prędzej, przyznała Masłowskiej swój "paszport" za (tu śmiech mnie ogarnia, choć tak naprawdę, to wcale mi nie do śmiechu) "oryginalne spojrzenie na polską rzeczywistość oraz twórcze wykorzystanie języka pospolitego" właśnie w "Wojnie polsko-ruskiej...", której, przy najlepszych nawet chęciach, czytać się nie da.

Wątpię, czy ktokolwiek zdołał przebrnąć przez te bzdury do ostatniej kartki. Toteż moje zdumienie było ogromne, kiedy na otwarciu Międzynarodowych Targów Książki, na których gościem honorowym byli w tym roku Niemcy, usłyszałam, że literatura polska jest znana w Niemczech, i tu, na jednym oddechu, wysokiej rangi przedstawiciel Niemiec wymienił: Mickiewicza, Miłosza i Masłowską! Na szczęście prezydent Polski, profesor Lech Kaczyński opanował sytuację, delikatnie przywracając właściwe proporcje, tyle tylko że akurat tej wypowiedzi nie znalazłam wieczorem w Wiadomościach TVP. I w żadnych innych.

Po takim pasowaniu Masłowskiej na pisarkę równą Mickiewiczowi nie pozostało nic innego, jak "pójść za ciosem" i napisać następny bełkocik "Paw królowej", jeszcze większą bzdurę. A nuż tym razem otrzyma nominację do Nobla? Wszystko się może zdarzyć, skoro taka Jellinek czy Dario Fo dostali... No niestety, Nobel jakoś nie wyszedł, ale za to przypadł lokalny "nobelek", czyli nagroda NIKE. Oczywiście, ze wszystkimi honorami przynależnymi nagrodzie literackiej. Wprawdzie prestiż NIKE przepadł dużo wcześniej, ale tym razem to już z kretesem. (Warto by się zastanowić nad mentalnością i gustem jurorów).

Nagrody, szum medialny wokół owych bełkocików zachęciły niektóre teatry do ich wystawienia. I tu zaczęło się prześciganie się reżyserów w tzw. pomysłowości inscenizacyjnej. Daruję już sobie opisywanie efektu owych wyścigów. Tymczasem Dorota Masłowska, sztucznie wykreowana na pisarkę pokolenia nastolatków i dwudziestolatków - a właściwie dwudziestotrzylatków, bo tyle ma obecnie to "cudowne dziecko" literatury - nie próżnuje, lecz rozszerza swój "twórczy" wachlarz. Oto mamy najnowsze "dzieło" laureatki NIKE, tym razem sztukę teatralną "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku". I znowu szum medialny, reklama za reklamą, zachwyty, zwłaszcza "Gazety Wyborczej", choć nie tylko. I to wszystko, nim jeszcze ukazała się premiera. To jest dopiero manipulacja i ogłupianie widza! Koleżanka, osoba znakomicie wykształcona humanistycznie, mówi do mnie: "Wiesz, Temida, coś jest jednak w tej literaturze, portret pokolenia, nowy język". I powtarza tu te wszystkie dyrdymały, które można wyczytać w gazetach. Choćby na tym przykładzie widać, jak działa owa manipulacja, i to nie tylko u nas, lokalnie, ale jak wspomniałam, nawet poza granicami Polski.

Owe zabiegi nie pomogły jednak "Dwojgu Rumunom mówiącym po polsku". Premiera okazała się klęską wszystkiego: tekstu, reżyserii i aktorstwa (z jednym wyjątkiem, o którym za chwilę). Apogeum bełkotu. Jedyne wyraźne słowa, jakie słychać ze sceny, są tak rynsztokowo wulgarne, że nie powtórzę ich tutaj. Dwoje głównych bohaterów, Dżina i Parcha, udaje wędrujących po Polsce Rumunów. Próbują okazją dojechać do Warszawy. Najpierw z przypadkowym kierowcą (Janusz Chabior), potem z pijaną aktorką (Magdalena Kuta). Dżina udaje, że jest w ciąży, Parcha przedstawia ją jako swoją żonę, dziewczynę, wreszcie obcą, nieznajomą osobę.

Spotkali się na jakiejś imprezie narkotyczno-alkoholowej i nadal są otumanieni używkami. Zresztą raz po raz "poprawiają" swój stan, czy to wąchaniem kleju (ona), czy wchłanianiem białego proszku (oboje). W tzw. międzyczasie dowiadujemy się, że on jest aktorem grającym w serialu telewizyjnym rolę księdza Grzegorza, ona zaś matką kilkuletniego synka, którego parę dni temu zostawiła w jakimś przedszkolu czy gdzieś tam. Po drodze napotykają jakiś bar z nieprzychylną im barmanką (Maria Maj) i Wieśkiem (Lech Łotocki).

Wreszcie pod koniec spektaklu trafiają na dziwnego osobnika, Dziada, któremu myli się świat rzeczywisty z telewizyjnym, co sprawia, że Parchę traktuje jak swego dobrego znajomego, księdza Grzegorza. Dziada gra doskonale Marek Kępiński. Charakterystyczny, wyrazisty. I to jest ten jedyny, znakomity wyjątek w tym marnym przedstawieniu. Ale Marek Kępiński, choć jest tu najlepszy, nie udźwignie przecież całego nieudacznictwa reżysera. Można odnieść wrażenie, że aktor sam znalazł sposób na "zrobienie" postaci Dziada. Rola niewielka, drugoplanowa, ale to ta postać pozostaje w pamięci widza, a nie główni bohaterowie.

Dżina w wykonaniu Romy Gąsiorowskiej, pozostająca w nieustannej drżączce, wydająca jakieś dziwne okrzyki i zachowująca się jak nastolatka, to raczej dzidzia-piernik, aniżeli nastolatka. I to, że w finałowej scenie wreszcie się wiesza, przynosi widzom jedynie ulgę, bo mają gwarancję, że nie zobaczą jej na scenie. Takiej gwarancji nie mają zaś w stosunku do Eryka Lubosa grającego Parchę. Nie dość że aktor przez cały czas wrzeszczy, rzuca się po scenie niczym w ataku epilepsji, to jeszcze pryska swoim potem na siedzących w pobliżu widzów. A swoją drogą w całym moim dotychczasowym życiu zawodowym widziałam tylko trzech aktorów tak straszliwie pocących się w trakcie przedstawienia. Tym trzecim jest Eryk Lubos. Ciekawe, czy aż tak trudne zadanie ma do wykonania? Może trzeba by wymyślić jakiś powód artystyczny, by aktor mógł podczas spektaklu wycierać się ręcznikiem. Bo naprawdę wątpliwa przyjemność siedzieć w pobliżu sceny...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji