Artykuły

Nina Andrycz wielka dama polskich scen

Wiele razy tłumaczyła dziennikarzom, że nie starała się o królewskie role kobiece w wielkich dramatach. Sylwetkę NINY ANDRYCZ kreśli Irma Wieczorkowska-Bednarek w Super Linii.

>>W udzielanych wywiadach, w swojej twórczości pisarskiej, przywołuje słowa Goethego: "Kto się urodził z talentem i dla niego, znajdzie w nim swoje szczęście".

Dla wiernej publiczności, dla czytelników jej prozy i wierszy, słowa te brzmią jak obrachunek z życiorysem stawnej gwiazdy, ostatniej z plejady wielkich aktorek dramatycznych, wykreowanych w twórczym klimacie międzywojnia. Gdy w roku 2000 obchodziła jubileusz 65-lecia pracy artystycznej, na fasadzie warszawskiego Teatru Polskiego widniał ogromny transparent: NINA ANDRYCZ - KRÓLOWA SCENY POLSKIEJ.

PRACA NIE ZDRADZA

Artystka chętnie godzi się na wizytę dziennikarki z "Super Linii". Zapisuję adres: Aleje Jerozolimskie. Więc już nie Aleja Róż, gdzie przemieszkała pół minionego wieku, z czego 21 lat jako żona premiera PRL, Józefa Cyrankiewicza? Wyjaśnia, że źle się czując w pustce prawie 170 m2 po śmierci bliskich, niedawno przeniosła się do przytulnego oraz tańszego metrażu. Przy tym jest to dzielnica jej młodości. Tu mieszkała jako studentka, w sercu miasta. Wnętrze to stylowa prostota, która w życiu prywatnym cechowała ją zawsze. Swego czasu dziennikarze wydziwiali, że gwiazda i premierowa zarazem nie nakupiła antyków ani cennych płócien, tylko mebelki z "Ładu". A ona tłumaczyła, że gdy pobrali się w 1947 roku, kraj był zrujnowany po wojnie, więc uważała, że wszyscy powinni mieszkać skromnie. Świeżo przeczytałam dwie powieści Niny Andrycz: na poły autobiograficzną "My rozdwojeni" - od startu w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej aż do wybuchu wojny, i powieść autobiograficzną "Bez początku, bez końca" - aż do małżeństwa. Teraz oglądani zapełniające ściany portrety-kreacje, w których zatrzymał się czas: Izabela Łęcka grana około 300 razy, Lady Milford - 318 razy, Kasandra grana w zburzonej Warszawie i mówiąca o zagładzie miasta... Heroina najwspanialszych dramatów świata i kobieta, którą mężczyźni uwielbiali, pożądali, czcili, prosi, aby powiedzieć od niej czytelniczkom: - Polegajcie tylko na sobie i własnej pracy. Praca da wam niezależność psychiczną, materialną i poczucie bezpieczeństwa. Po najgorętszej miłości kochanek może zdradzić, a praca nie zawiedzie.

BLASK KORONY

Początki kariery Niny Andrycz los zaaranżował w sposób, o jakim młoda aktorka mogłaby marzyć. Na końcowym egzaminie po szkole teatralnej, na scenie Teatru Polskiego zagrała Salome. l wtedy dyrektor tego teatru, Arnold Szyfman, zaproponował jej angaż, a wkrótce sławną rolę Solange w "Lecie w Nohant" Jarosława Iwaszkiewicza. Debiutowała natomiast jako królewna Regana w "Królu Lirze" Williama Szekspira, w reżyserii Leona Schillera. Wtedy po raz pierwszy włożono jej na głowę królewski diadem. A potem - w ciągu 65 lat bezprzykładnej wierności Teatrowi Polskiemu - nosiła koronę na jego scenie niemal bez przerwy: jako Lukrecja Borgia, wielka księżna Joanna, królewna Kasandra, Księżna Ryngałła Mazowiecka, Maria Stuart - królowa Szkotów, Elżbieta Valois- królowa Hiszpanii, Kleopatra - królowa Egiptu, caryca Katarzyna II, konsekwentnie obsadzana w rolach władczyń, ponieważ byty dochodowe. - Zadaniem aktora jest przekazanie widzom, co w granej postaci najistotniejsze, więc trzeba się nią stać. To ciężka i trudna praca - mówi. Notując myślę, że aby przeistoczyć się w Lady Makbet, jaką pamiętam, trzeba mieć "jeszcze" intuicję aktorską Andrycz, jej niezwykłą urodę i ową trawiącą prawdziwego artystę gorączkę tworzenia, bez której nie powstaje nic wielkiego. Dopiero wtedy przekazane ze sceny przesłanie: Nie sięgajcie za wszelką cenę po władzę, bo oszalejecie!

Wiele razy tłumaczyła dziennikarzom, że nie starała się o królewskie role kobiece w wielkich dramatach. Tak widzieli jej emploi Leon Schiller, Aleksander Zelworowicz, Aleksander Węgierko i wszyscy inni znakomici reżyserzy. Ona zaś chętnie zdejmowała koronę, gdy tylko nadarzyła się okazja, by wcielać się w postać niezapomnianą Świętej Joanny albo chińskiej rewolucjonistki, czy mieszczki Anieli Dulskiej... Z radością też przyjmowała propozycje z Teatru Telewizji, grała Damę Kameliową, Dianę z "Psa ogrodnika", Annę Kareninę, Emmę Bovary. Cztery razy zdobyta nagrodę publiczności, w 1977 r. dostała nagrodę ministra kultury i sztuki, a w grudniu ubiegłego roku - nagrodę literacką miasta Warszawy za powieść "Bez początku, bez końca". Od dzieciństwa pisała wiersze, ale zaczęła publikować dopiero w latach 80. minionego wieku. Ukazało się 6 tomików poezji, wszystkie wyczerpane. Ostatnie wielkie role artystki, które widziałam, to Żona w "Krzesłach" lonesco i Elżbieta I Tudor w sztuce "Królowa i Szekspir" Esther Villar - grana gościnnie w Teatrze na Woli. Zjeździła z tą sztuką kraj od Świnoujścia po Krynicę, grata ją w Londynie, a "Krzesła" w Chicago. Urodziła się w roku 1915. Nie robi z tego tajemnicy, bo zamieściły tę datę cztery encyklopedie. Bogusław Kaczyński powiedział, że jest jedyną kobietą, która odniosła zwycięstwo nad czasem.

NIE WSZYSTKO NA SPRZEDAŻ

Życie prywatne sławnych ludzi jest najczęściej tajemnicą poliszynela, tymczasem o okresie małżeństwa artystki z Józefem Cyrankiewiczem wiemy niewiele. W "Bez początku, bez końca" wspomina o kwiatach, które dostawała po spektaklach, z nic jej nie mówiącymi inicjałami na bilecikach: "J. C". Rozszyfrował je wreszcie jej przyjaciel i współpracownik premiera, dziennikarz Zbigniew Mitzner. On też zaaranżował pierwsze spotkanie, upoważniony przez zakochanego szefa. 0 latach małżeństwa, dyplomatycznych podróżach u boku męża Nina Andrycz nie chciała opowiadać, tłumacząc, że przyrzekła mu milczenie. Zawsze też podkreślała, że jest przede wszystkim aktorką, i nader często zdarzało się, że zamiast towarzyszyć premierowi na oficjalnym bankiecie, grała w Teatrze Polskim.

Pytam, jak premier to znosił. - Dopóki mnie bardzo kochał, to znosił - odpowiada i nie rozmawiamy więcej na ten temat. Ceniła męża i jego oddanie - ale wybrała teatr. Inni mężczyźni w jej życiu też przegrywali z tym potężnym rywalem. Bardzo martwi ją to, co dzieje się dziś w teatrze i w kulturze:

- Mam ogromną skalę porównawczą. Znam Polskę przedwojenną, bo zanim nadszedł wrzesień '39, przez cztery sezony pracowałam w Teatrze Polskim i byłam już gwiazdą. Przez 6 lat okupacji nie grałam, ale z koleżankami i kolegami pracowałam jako kelnerka, więc żyłam wśród nich. PRL przeżyłam na scenie od początku do końca, a okres transformacji zaczęłam od ciekawej roli królowej Małgorzaty w "Ryszardzie III" Szekspira - z Janem Englertem. Niestety, dziś widzę upadek polskiej kultury elitarnej.

W PRL wprawdzie mecenat państwa był uciążliwy, ale nauczył wielu ludzi pisać, czytać i chodzić do teatru, a teatr miał warunki, żeby zainteresować publiczność, nie tylko w kraju, ale i za granicą. Dziś rządzący uczą wyłącznie pogoni za pieniędzmi, a to inteligencji nie służy.

Przeglądając przyniesiony przeze mnie numer "Super Linii", artystka z humorem przyznaje, że bardzo często się odchudzała. - Lady Milford, na przykład, grałam w sumie przez trzy lata, w kostiumie, w który musiałam się zmieścić. Mowy nie było o przybyciu. Najważniejsze - nie dopuścić do nadwagi. Nie chodzi o to, żeby się katować, wegetować po trzy tygodnie na głodówce, bo wtedy nie sposób pracować. Ja po prostu zawsze bardzo uważałam na to, co jem - i uważam nadal.>>

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji