Artykuły

Debiutu Bogdana Paprockiego, legendy polskiej sceny operowej

Puszczając oko do najładniejszej na widowni melomanki śpiewa pieśń Jana Galla "Gdybym był młodszy, dziewczyno ". Wielka tkwi w tym przekora, bo chociaż dawno przekroczył już osiemdziesiątkę, głosu i kultury wykonawczej mogą pozazdrościć mu młodzi tenorzy. BOGDAN PAPROCKI jest już legendą polskiego teatru operowego.

Kariera tego jednego z najwybitniejszych polskich śpiewaków rozpoczęła się na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu dokładnie 23 listopada 1946 roku. Minęło 60 lat od jego debiutu na scenie. Śpiewał wtedy partię Alferda w "Traviacie" Giuseppe Verdiego.

- To były niesamowite nerwy. Przygotowałem partię zaledwie w ciągu trzech tygodni. Już wołają mnie na scenę, bo rozpoczyna się drugi akt, a ja stwierdzam, że nawet się nie przebrałem w odpowiedni kostium - wspomina. - Jakoś to wszystko przeleciało. Miałem szczęście, bo miałem genialnych partnerów, Barbarę Kostrzewską w tytułowej roli i Andrzeja Hiolskiego jako mojego ojca. To były już wówczas wielkie nazwiska. W Operze Śląskiej była ciasnota. Jak szli, to człowiek cały wbijał się w ścianę, byleby tylko zrobić gwiazdom przejście.

Bogdan Paprocki urodził się w Toruniu 23 września 1919 roku. Łatwo więc policzyć, że niedawno obchodził 87. urodziny. Z pierwszym publicznym koncertem wystąpił 9 lipca 1944 roku, zaledwie po roku nauki. Dalsze studia śpiewacze pod kierunkiem Eugeniusza Koppa i słynnego tenora Ignacego Dygasa kontynuował już jako solista Reprezentacyjnego Zespołu Wojska Polskiego. Potem trafił do Opery Śląskiej w Bytomiu, dołączając do grupy wielkich gwiazd tej sceny. Dwukrotnie sięgał po laury na ogólnopolskich konkursach wokalnych w Warszawie. Występował jako: Almaviva w "Cyruliku Sewilskim", Belmonte w "Uprowadzeniu z seraju", Nadir w "Poławiaczach pereł", Książę w "Rigoletcie", Rudolf w "Cyganerii", Don Josew "Carmen", Jontek w "Halce", Leński w "Eugeniuszu Onieginie" czy Manrico w "Trubadurze".

Ubóstwia Don Josego

- Przez wszystkie sezony niezmiennie najbardziej odpowiadała mojemu temperamentowi partia Don Jose w "Carmen", którego ubóstwiam - zdradza artysta, pytany o ulubioną partię. - Moje wnętrze mogło się gdzieś aktorsko wyszumieć. Nie lubiłem na przykład Księcia w "Rigoletto", chociaż jest tam dużo pięknego śpiewania (na przykład słynna aria "La donna e mobile" - przyp. aut.). Nie potrafiłem jednak wykrzesać w sobie takiego lekkoducha, jakim był bohater "Rigoletta".

Z Bytomia Bogdan Paprocki przeniósł się do Opery Warszawskiej. Tam publiczność, teraz już okazjonalnie, ma sposobność nadal go oklaskiwać. Nikt tak przejmująco jak on nie potrafi oddać dramatu Starego Fausta w "Fauście" Ch. Gounoda. Na Śląsk powraca bardzo chętnie. Niedawno zaśpiewał w koncercie poświęconym zmarłym artystom Opery Śląskiej.

- Przy każdej okazji zjawiam się tutaj i spotykam ze śląską publicznością, która zawsze była dla mnie najlepsza - zapewnia. Ma do Bytomia wielki sentyment. - W naszej kochanej budzie operowej spędzaliśmy przecież czas od rana do wieczora. W rodzinnym gronie, bo taka atmosfera panowała w zespole - opowiada Bogdan Paprocki. Oprócz tego mile wspomina boisko Polonii Bytom, gdzie artyście kiedyś często rozgrywali mecze z przedstawicielami klubu.

A najważniejsze wspomnienie z Bytomia? Narodziny córki Grażyny. - Jechałem wtedy na spektakl "Cyrulika Sewilskiego". Do żony w szpitalu mogłem dotrzeć dopiero rano - mówi.

Ani śpiewać nie potrafią, ani grać w karty

60 lat od swojego debiutu, w czwartek 23 listopada, spotkał się w Katowicach ze studentami katowickiej Akademii Muzycznej. Ci spoglądali na artystę z nabożną czcią. - Jak można przez tyle lat zachować tak świetną formę i nie zniszczyć głosu - zastanawiali się.

- Jak się jest przygotowanym dobrze technicznie, to najważniejsze jest śpiewać partie odpowiadające głosowi, którym się operuje. Nie pieniądz, a możliwości muszą dyktować repertuar - zdradził swoją receptę na sukces Bogdan Paprocki.

Podczas sesji w katowickiej Akademii Muzycznej o jubilacie opowiadał m.in. Sławomir Pietras, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu. Przytoczył anegdotę: Kiedyś młodzi tenorzy grali w wolnej chwili w karty. Dołączył o nich Bogdan Paprocki i ograł ich doszczętnie. Wstając mruknął. "Ani śpiewać nie potrafią, ani grać w karty".

Gratulacjom i życzeniom podczas spotkania nie było końca. Artysta odebrał również nagrody i wyróżnienia z rąk przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Województwa Śląskiego. Z powodu żałoby narodowej nie odbył się planowany na czwartek spektakl "Traviaty" z udziałem artystów Teatru Narodowego i jubilata. Opera Śląska chce przenieść galowy spektakl na styczeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji