Artykuły

Kraina wyobraźni

Miejsce, w którym można hulać beztrosko do woli, wychodząc ku nowej przygodzie, nosi nazwę "Nibylandia" - o spektaklu w reż. Jacka Malinowskiego w Białostockim Teatrze Lalek pisze Katarzyna Warnawska z Nowej Siły Krytycznej.

Wykreowana przez dziecięcą wyobraźnię rzeczywistość wypełniona zabawą, beztroską i przygodą - oto Nibylandia, w której nie ma miejsca na prozaiczne i nudne czynności, takich jak pisanie wypracowań, a dorosłym wstęp jest tu surowo wzbroniony.

Nibylandia jest miejscem, w którym jak ryba w wodzie czuje się główny bohater opowieści - Piotruś Pan - pragnący na zawsze pozostać dzieckiem.

Pewnego dnia Piotruś Pan zaprasza do swego świata dziewczynkę o imieniu Wendy, która ku uciesze pozostałych małych mieszkańców Nibylandii - Stalówki, Drobinki i Kędziorka - zgadza się zostać później ich mamą, co dla chłopców oznacza tylko jedno: upragniona bliskość i ciepło nareszcie będą dostępne na wyciągnięcie ręki. Spragnieni uczucia rezolutni chłopcy zafundują Wendy wiele przygód. Jak to na wyspie bywa (Nibylandia to "wyspa pełna przygód") - nie ominie ich także spotkanie z Kapitanem Hakiem i Bandą Piratów, których Piotruś w sprytny sposób przechytrzy... Jak to więc w bajkach bywa, wszystko dobrze się kończy.

I dobrze. Po pierwsze dlatego, że to spektakl przeznaczony głównie dla młodszych widzów (choć i dorosłym między wersami dawał do myślenia) i zbędnym zabiegiem byłoby tu nadmierne psychologizowanie. Po drugie, dlatego, iż sam gatunek "bajki" nie przewiduje innego w swej treści zakończenia - pomyślny finał, morał - to cechy charakterystyczne tego gatunku. Dobrze, że nikt nie chce tego zmieniać, ani w sposób nazbyt wydumany przedstawiać, modyfikować zakończenia, ubarwiać, kombinować.

Na pozór wydawałoby się, że to prosta opowieść o dzieciach, które grymaszą, gdy muszą odrobić lekcje, bądź narzekają na swoich rodziców. Łatwo popaść w opowiadaniu takiej historii w banał, w próbę podania wszystkiego wprost, dosłownie i bez tajemnic.

Spektakl Jacka Malinowskiego to niedosłowna opowieść o marzeniach, dziecięcej imaginacji bez granic, opowieść o tym, że nie ma nic lepszego niż bycie dzieckiem, dla którego liczy się wolność i spontaniczność. I wszystko byłoby piękne, gdyby nie to, że w życiu maluchów nieco kłopotu narobili rodzice. Ot, choćby swoimi dywagacjami na temat: "Kim nasz syn zostanie w przyszłości? Prawnikiem! Lekarzem!". Spragnione ciepła i odrobiny zainteresowania, a nie oschłych poleceń dzieciaki włączają swój mechanizm obronny - uciekają w świat wyimaginowanej krainy - wyspy, na której nie trzeba być ani lekarzem, ani prawnikiem, nie trzeba się zastanawiać nad przyszłością, gdzie można pozwolić sobie na bycie sobą i na robienie tego, na co akurat ma się ochotę, bez ponoszenia konsekwencji.

Na to możemy pozwolić sobie jedynie w świecie wyobraźni. Bo jak wyglądałby świat, gdyby nagle każdy zaczął robić to, na co ma ochotę? Sobą też nie jesteśmy zbyt często. Albo nigdy.

Atmosfera krainy "na niby", oddziałuje także choćby poprzez senną scenografię - obracającą się wolno wokół własnej osi konstrukcję przypominającą statek z masztem. Znajduje się na nim ogromny wózek dziecięcy, w środku którego rozgrywają się poszczególne sceny lalkowe; tu i ówdzie przymocowane niedbale do konstrukcji strzępy jasnych materiałów podkreślają nierealny, nieuporządkowany świat marzeń. Wszystko to oddziałuje na siedzące na widowni dzieci, o czym świadczą żywe i spontaniczne reakcje: wzdychania, okrzyki, śmiechy, szepty. Oddziałuje też na dorosłych, czego dowodem były: skupienie, milczenie, potem śmiech, oklaski.

Płynąca ze sceny opowieść wsysa widza niemal od pierwszego momentu, szkoda więc, że nieco później pojawia się kilka luk w związkach przyczynowo-skutkowych, a to rozprasza uwagę widza i nie pozwala momentami na konsekwentne śledzenie fabuły.

"Nibylandia" to spektakl dla dzieci i dorosłych, w którym nie ma udawania, że coś się gra. Duża w tym zasługa zespołu aktorskiego. Opowieść ze sceny płynie, wciąga, zaskarbiając sobie uwagę szczególnie widzów dorosłych, a to już nie lada sztuka. Wartka akcja, okraszone humorem dialogi, błyskotliwe riposty to atut tego spektaklu. Podana mądrze bajka, w której zostawia się widzowi margines na niedopowiedzenie i własną interpretację, może narobić apetytu na więcej i każe łamać stereotyp, że jej odbiorcą musi być wyłącznie mały widz.

W skomputeryzowanym i przesiąkniętym technicyzacją świecie dobrze odetchnąć, choć na chwilę zapomnieć o wszystkim - o pośpiechu, punktualności, rywalizacji, wywiązywaniu się z obowiązków. Świat "na niby" w pełni nam na to pozwala. I korzystajmy z tego. Nawet, jeśli mamy już swoje lata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji