Artykuły

Ameryka wciąż jest pępkiem świata

- Teraz, niemal nieprzerwanie od pół roku jestem w Polsce. Piszę książkę, której akcja toczy się w Polsce i w Ameryce. Pracuję także nad scenariuszem, przy którym potrzebny jest mi kontakt z Polską - mówi JANUSZ GŁOWACKI, dramatopisarz i prozaik.

Janusz Głowacki [na zdjęciu], dramaturg, prozaik, autor scenariuszy filmowych (m.in. do komedii "Rejs") opowiada o Ameryce, Marku Hłasce i o tym, czego boi się w Radiu Maryja.

Jest Pan zwolennikiem kontynuacji "Rejsu"?

- Trudno będzie zmierzyć się z legendą tego filmu. Być może udałoby się to osiągnąć z udziałem młodych i nieznanych osób. Podobne zdanie ma Marek Piwowski. Doskonałym testem na to, czy możliwa jest kontynuacja "Rejsu", będzie to, co Staszek Tym zrobi z drugą częścią "Misia". Stworzenie "Rejsu 2" bez Zdzisia Maklakiewicza i Janka Himilsbacha nie jest wykonalne. Nie damy rady tego podźwignąć.

Z pewnością wyobrażał Pan sobie, jak taka kontynuacja mogłaby wyglądać. Absurdów w obecnej rzeczywistości nie brak.

- Z jednej z ogólnopolskich gazet dowiedziałem się, że mam grać w takiej kontynuacji jedną z głównych ról. Marek Piwowski zadzwonił do mnie i pyta: "Słyszałem, że masz grać w "Rejsie". Zgodzisz się?" Odpowiedziałem: "Nie". "A gdybyś miał zagrać Leppera?". "To przekracza moją wyobraźnię". Być może to politycy powinni w nim zagrać. Może byłoby zabawnie. W tej chwili rzeczywistość przerasta fikcję.

A więc pomimo że na stałe mieszka Pan w Nowym Jorku, to cały czas śledzi Pan wydarzenia w Polsce?

- Kiedy przyjeżdżam do Polski, włączam telewizor. Oglądam telewizję, ale tylko przez kilka dni. Zbyt duża dawka powoduje, że wpadam w depresję. Nie po to wyjechałem, abym teraz musiał się tym wszystkim tak bardzo przejmować.

Kaczyzm, Radio Maryja... Budzi to w Panu trwogę czy bawi?

- Jeżeli chodzi o Radio Maryja, to dochodzą do mnie same wiadomości z drugiej ręki. Wszystkie są bardzo niekorzystne. Sam nigdy go nie słuchałem. To chyba jedyna polska rozgłośnia znana w Stanach Zjednoczonych. Co jakiś czas piszą o niej w "New York Times".

Dobrze czy źle?

- Z tym "dobrze" to Pan chyba żartuje. Amerykańscy korespondenci podchodzą do tego radia podejrzliwie. Wyłapują treści antysemickie, które podobno cały czas tam krążą. Osobiście słyszałem kiedyś zdania wygłaszane przez Stanisława Michalkiewicza, publicystę Radia Maryja. To budziło grozę. Bałem się.

Potrafiłby go Pan sportretować w swojej powieści?

- Michalkiewicza? To zbyt trudne. To zadanie dla Dostojewskiego.

To, że Polacy są postrzegani w Stanach Zjednoczonych przez pryzmat Radio Maryja...

- ...z całą pewnością rzutuje na ich obraz. Stawia ich w niezbyt korzystnym świetle.

Podobno Janusz Głowacki zdecydował się zostać pisarzem, ponieważ pozazdrościł Markowi Hłasce powodzenia u kobiet.

- Tego wszystkiego, co piszę o sobie w książkach, nie należy traktować poważnie. "Z głowy" nie jest zeznaniem przed komisją śledczą. Pisałem ją w taki sposób, jak pisze się powieść. Marka Hłaskę poznałem, gdy byłem jeszcze na pierwszym roku szkoły teatralnej. W tym czasie on był zakochany w aktorce Teresie Jeżewskiej. Wielokrotnie odprowadzał ją w tym legendarnym kożuchu. Patrzyliśmy na niego z uwielbieniem, a jednocześnie z zazdrością i nienawiścią. Każdy z nas kochał się wówczas w tej dziewczynie.

A jak było z Pana kobietami? W niektórych kręgach jest Pan uważany za ich wybitnego znawcę.

- Skoro tak mówią, to nie wypada zaprzeczać.

Tysiące młodych Polaków z innych niż Pan pobudek wyjeżdża za granicę. Co by im Pan powiedział?

- Niech jadą. Każdemu przyda się taki wyjazd. Dzięki temu można spojrzeć na świat z innej perspektywy. Nie ma się wówczas wrażenia, że Polska jest najważniejszym krajem. Mieszkając w Warszawie czy Krakowie można tak sądzić. Dodatkowo łapie się dystans do kultury, polityki, religii. Obojętnie, czy jedzie się robić karierę w swoim zawodzie, czy wyjeżdża dla pieniędzy, warto to zrobić.

Mimo wszystko Amerykanie ze swoim patriotyzmem i wiernością fladze Stanów Zjednoczonych są chyba bardziej hermetycznym i zapatrzonym w siebie narodem niż Polacy?

- Ameryka wciąż jest pępkiem świata. Osiemdziesiąt procent Amerykanów nie ma

nawet paszportu. W ten sposób demonstrują swoją miłość do kraju. Uważają, że nie ma po co wyjeżdżać, skoro żyją w najlepszym miejscu na świecie. Obecny prezydent George W. Bush, zanim jeszcze został wybrany, ani razu nie był w Europie. Tylko dwa razy odwiedził Meksyk.

Nie kusi Pana, aby mimo wszystko wrócić do Polski?

- Ja ciągle wracam. Teraz, niemal nieprzerwanie od pół roku jestem w Polsce. Piszę książkę, której akcji toczy się w Polsce i w Ameryce. Pracuję także nad scenariuszem, przy którym potrzebny jest mi kontakt z Polską. Po trzecie żyje tutaj wielu moich znajomych. Ogromnie miło jest mi ich zobaczyć wciąż żywych. Daje mi to ogromną satysfakcję.

Co jeszcze ją daje?

- Ostatnio wydarzyło się coś, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że pisanie ma sens. Oryginalny "Kopciuch" to opowieść o Domu Poprawczym dla Dziewcząt w Kalnicy. Niedawno uwspółcześniłem język tej sztuki. Za konsultantów miałem młodych narkomanów. Teraz dziewczyny z tego ośrodka wystawiły tę sztukę u siebie. Koło się zamknęło. To było przeżycie podobne jak na premierze tej sztuki w Nowym Jorku. Tego nie można kupić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji