Artykuły

W proch i pył

Kiedyś zabił, teraz odkopuje, czyli Kociniak u Kutza w Ateneum

Czaszka z Connemary" to jedna ze słabszych sztuk ulubionego Irlandczyka polskiego teatru Martina McDonagha. Wisi na jednym koncepcie postaci bohatera (grabarza parającego się wykopywaniem i niszczeniem szczątków pochowanych ludzi, aby zrobić miejsce dla nowych nieboszczyków) i jednej zagadce (czy wykopywaną właśnie swoją żonę zabił siedem lat temu przypadkiem czy z premedytacją). Trochę mało, by przykuć uwagę widza przez cały spektakl, nawet tak przyzwoicie i rzetelnie zrobiony jak ten w Ateneum. Kazimierz Kutz zadbał o sprawność i wartkość opowieści; z Jerzym Kaliną znaleźli też sposób na przemianę sceny w upiorną pakamerę grabarza z cmentarzem na zapleczu. Wrażenie robi nawet nie tyle zgrzebność i ubożyzna sprzętów, ile niesamowita, wyczarowana farbą i światłem, zawiesina kurzu i pyłu zalegająca podłogi i wisząca w powietrzu. Dotykalna mieszanina brudu i szczątków wygrzebanych z cmentarza, namacalne "w proch i pył...". Patrzy się jednak nade wszystko na starego grabarza. Jan Kociniak ze szczętem zapomniał o komediowym emploi. Jego twarz z ustami zastygniętymi w podkowę jest esencją zawziętości, złości, pretensji. Ciało przy lada okazji tężeje zbierającą się energią, jakby gotowe do ciosu. To człowiek sprężyna, skondensowana wściekłość płynąca nie wiadomo skąd - z nienawiści czy z bólu; najpewniej z jednego i drugiego. Świetna rola uzupełniona pięknym, mądrym w swej dyskrecji partnerowaniem Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji