Artykuły

Ksero

Szkoda, że pomysł konceptualnego przeanalizowania relacji trojga postaci ugrzązł w banalnej historyjce z niby-przewrotnym finałem - o "Scan" w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu pisze Marcin Maćkiewicz z Nowej Siły Krytycznej.

"Scan" dotyka najbardziej podstawowych relacji w życiu człowieka. Oglądamy dwie kobiety i mężczyznę, ich relacje zdominowane przez miłość i pożądanie, wzajemną zależność i emocjonalne uwikłanie. Ale wszystkie typowe cechy tego "trójkąta" prowadzą nas do finału tyle zaskakującego, co przewrotnego. - tak w programie wprowadza nas w świat najnowszej premiery Atelier Polskiego Teatru Tańca twórca choreografii, Andrzej Adamczak. Aspiracje olbrzymie, ale już sama przestrzeń podejmowanego tematu tyleż głęboka, co banalna. Pojawia się pytanie, jak pisać o tym spektaklu, by nie zabrzmiało to równie górnolotnie, ale by równocześnie nie zostać niewolnikiem tej zapowiedzi i nie zabrnąć w kilka ironicznie skrojonych stwierdzeń?

Zostawiając już zapowiedź choreografa, trzeba przyznać, że sam koncept wydaje się interesujący. Oto mamy na scenie troje tancerzy (Karina Adamczak-Kasprzak, Agata Ambrozińska-Rachuta oraz sam Andrzej Adamczak), którzy umieszczeni zostali w wielkim, metaforycznym skanerze. Stają prawie na baczność, podczas gdy na wysokości proscenium przesuwa się przed nimi wielka, zwisająca z sufitu, pionowa lampa. Dokładnie taka, jaką znamy z urządzeń skanujących. Dostajemy wyraźny sygnał, że tancerze (czy ich wzajemne relacje) będą poddawane głębokiej analizie, że ich codzienność zostanie zmierzona z dokładnością cyfrowego urządzenia, któremu nie umknie żaden szczegół.

Najpierw analiza przebiega w odosobnieniu. Każdy z tancerzy dostaje małą, wyznaczaną światłem, prostokątną przestrzeń, na której może zaprezentować się w solowych popisach. Później uruchomiony zostaje mechanizm relacji, w którym każdy będzie mógł w tańcu "wypróbować" pozostałych partnerów. Każdego z osobna (metodami bliskimi contact improvisation), a także razem - w sekwencjach synchronicznych.

Pozostaje jeszcze kwestia zapowiadanego przez Andrzeja Adamczaka "przewrotnego finału", w którym zaskakujące chyba powinno być to, że prześwietlany w przedstawieniu "trójkąt" skończy się wypchnięciem z niego mężczyzny. Ten, który wcześniej był obiektem zainteresowania dwóch kobiet, teraz w samotności poddaje się światłu skanera, który powiela jego odbicie, projektując je na ścianę. Usuwa się w cień zajętych sobą kobiet.

Szkoda, że pomysł konceptualnego przeanalizowania relacji trojga postaci ugrzązł w banalnej historyjce z niby-przewrotnym finałem. Mieliśmy obietnicę głębokiej analizy relacji, a w rezultacie dostaliśmy schematyczną historyjkę wypełnioną przeciętnym i w dużej mierze przypadkowym ruchem. Zamiast precyzyjnego skanowania - niedbałą odbitkę ksero banału sytuacyjnego, ruchowego i mentalnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji