Artykuły

Gwiazdy się obrażały, a on śpiewał

- Ja mogę śpiewać bez przerwy. Niejeden solista wykona swoją partię, a potem przez tydzień odpoczywa. Mój rekord to 19 przedstawień w ciągu trzytygodniowego tournée - mówi FLORIAN SKULSKI, solista Opery Nova w Bydgoszczy, świętujący rolą Nabuchodonozora w "Nabucco" 70. urodziny.

- Ja mogę śpiewać bez przerwy - zapewnia artysta. - Niejeden solista wykona swoją partię, a potem przez tydzień odpoczywa. Mój rekord to 19 przedstawień w ciągu trzytygodniowego tournée.

W felietonie opublikowanym w "Przekroju" jego autor Lucjan Kydryński postulował, żeby wpisać Floriana Skulskiego do Księgi Rekordów Guinnessa ze względu na niebywałą częstotliwość występów i kondycję. - W "Nabucco" wystąpiłem prawie 400 razy. To jedna z moich ulubionych ról, zaś Verdi to mój bóg. Tych młodszych postaci, ze

względu na wstyd, nie chciałbym już kreować. Wszystko przez biologię, bo głos jest w porządku, ale trudno stale występować jako młodzian. Tak samo trudno mi znosić widok Halki, która ma ponad 60 lat. Pamiętam też odwrotne sytuacje.

Występowałem wielokrotnie w "Rigoletcie", także zrobionym w wersji mafijnej. Grałem w operze kopenhaskiej księgowego mafii. Gdy zobaczyłem kostium: jesionka w jodełkę, walizeczka, to zawołałem, Boże! Taki Rigoletto!? A to był prawdziwy hit. Zaproszono mnie też do "Rigoletta" w Bytomiu. W "Traviacie" byłem ojcem Alfreda, a sam Alfred był ode mnie 20 lat starszy.

No i tamtejsze gwiazdy się poobrażały. Słyszałem komentarze: - Ten gówniarz zaśpiewa cztery razy i będzie po nim, a ten gówniarz śpiewa już tyledziesiąt lat i nie zamierza przestać.

Pamięć wybitnego wokalisty pełna jest rozmaitych historyjek. - Graliśmy "Nabucco" w Luksemburgu, na wolnym powietrzu. Rekwizytor wpychał mnie na rydwanie na scenę, ja dumnie wypięty, we wzniesionej dłoni trzymam miecz. Nagle ów rekwizytor się zagapił. Puścił dyszel od rydwanu, ja poleciałem jak długi z tym mieczem. Publiczność myślała, że tak miało być, a ja się nieźle potłukłem. A z kolei w "Aidzie" nawalił techniczny. Człowiek o pseudonimie "Studzienka", bo był trunkowy, przyglądał się akcji na scenie, zbliżał się finał, tancerze tańczyli z mieczami, była to scena walki. Zawiany "Studzienka" tak się zaangażował, że krzyczał, kibicował rzekomym walczącym. Za chwilę finał, orkiestra miała przed nim krótką pauzę. I ten człowiek, właśnie w tej pauzie, w wielkie ciszy wrzasnął: - Lej sku.......a! I to był koniec jego kariery.

Baryton wcale nie czuje się na swoje 70 lat. - Jakie mam życzenia na jubileusz 50-lecia pracy artystycznej, który już za dwa lata? Kiedy dyrektor Figas zapytał, co chcę na urodziny, podsunąłem "Nabucco". Specjalnie dla mnie trzeba było odnowić kostiumy i dekoracje, które zużyły się podczas licznych wojaży. Teraz podszepnąłbym dyrektorowi - "Rigoletto"...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji