Artykuły

Na kozetce w teatrze

Nie od dziś wiadomo, że terapią teatr stoi - o "Idź się leczyć" w reż. Inki Dowlasz w Teatrze Śląskim w Katowicach pisze Aneta Głowacka z Nowej Siły Krytycznej.

Mało kto dziś wątpi w leczniczą moc teatru. Już od czasów starożytnych wiadomo, że dostarcza refleksji o świecie, wzruszeń, oczyszcza, doprowadza do Arystotelesowskiego katharsis. Współczesna psychologia korzysta z wynalazków starożytnych, a proces oczyszczania duszy nazywa teatroterapią. Wiadomo, w życiu jak w teatrze, wchodzimy w różne role. Powtórne ich odegranie, wypowiedzenie kwestii innej postaci, a potem chłodna analiza pomagają przepracować życiowe traumy. Na terapiach wykorzystujących teatralną grę w udawanie coraz częściej pomaga się różnej maści rozbitkom odbudować nadwątlone życie psychiczne.

Prawdopodobnie pomysł spektaklu "Idź się leczyć" Inki Dowlasz narodził się na takiej teatralnej kozetce, zwłaszcza, że reżyserka, i zarazem autorka scenariusza, sama prowadzi warsztaty dramowe w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. Pomysł (jak przystało na przedsięwzięcia warsztatowe) jest bardzo prosty. Z jednej strony to zaleta, bo historia może zostać opowiedziana w każdych warunkach, z drugiej - wada: pomysł na fabułę jest, niestety, cokolwiek przewidywalny. W gabinecie spotykają się Terapeuta (Marek Rachoń) i jego Klientka (Alina Chechelska). Ona czuje się niekochana i źle traktowana przez męża, nieszanowana przez dzieci, sfrustrowana, przytłoczona prozą życia i ogromnie nieszczęśliwa. Ma nadzieję, że wizyta u, skądinąd znanego, terapeuty, zmieni jej życie na lepsze, pomoże mu nadać właściwy kierunek i wartość. Z kolei on sprawia wrażenie człowieka, który znalazł się we właściwym czasie na właściwym miejscu. Uwielbia pracować z ludźmi i pomagać im w prostowaniu życiowych ścieżek, tym bardziej, że mimo iż stosowane przezeń metody są dość kontrowersyjne, ma na swoim koncie wiele sukcesów.

Oczywiście, nietrudno przewidzieć, że bohaterowie zamienią się rolami. Klientka nałoży maskę superwizora, Terapeuta okaże się potrzebującym pomocy życiowym rozbitkiem. Na jaw wyjdą niezrealizowane pasje malarskie i aktorskie, wielkie plany, które umarły przyciśnięte dniem codziennym. Nie trzeba dodawać, że wszystkiemu winne będzie dzieciństwo i toksyczni rodzice: w jej przypadku oschła matka, w jego - surowy, wymagający ojciec. Kiedy bohaterowie wreszcie odkryją swój skrypt życiowy, wszystko zacznie układać się inaczej. Znajdą siły, by dalej pchać swój kamień w górę, i nawet się zaprzyjaźnią.

"Idź się leczyć", przynajmniej od połowy, zaczyna męczyć przewidywalnością fabuły. Również realistyczna scenografia, jakby wypożyczona z okolicznej przychodni, nie zaskakuje ciekawymi rozwiązaniami plastycznymi. Dobrze się stało, że tekst został oddany w ręce tej dwójki śląskich aktorów (zresztą to już nie pierwszy ich wspólny udany duet). Alina Chechelska i Marek Rachoń stworzyli wiarygodne, "mięsne" postaci. Przynajmniej na scenie sprawiali wrażenie, że to, o czym rozmawiają ze sobą bohaterowie, w jakimś stopniu ich zajmuje. Zresztą, dłubanie w życiowych traumach wydaje się wdzięcznym tematem do pracy na scenie, zaś sądząc po reakcjach widzów, rozmowy o problemach w małżeństwie, nawet jeśli do bólu trącą stereotypem, wciąż są nam bliskie.

Bohaterowie "Idź się leczyć" przeszli przez pokazową terapię. Przynajmniej ja się czułam jak na otwartym seansie terapeutycznym. Kto wie, może nawet - poza panią w pierwszym rzędzie, która usnęła, i osobach do całej historii emocjonalnie zdystansowanych - zdarzyło się komuś przeżyć małe katharsis. Wszak nie od dziś wiadomo, że terapią teatr stoi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji