Artykuły

Żywa trupa

Uwaga nadchodzi! Skąd? Ze wsi. Co? Polska komedia - o Polskiej Scenie Komediowej pisze Piotr Gadzinowski w Nie.

Z polskimi komediami jest tragedia, stękają stołeczni krytycy. Wystarczy spojrzeć na trzy prestiżowe stołeczne teatry od lat specjalizujące się w tak zwanym lekkim repertuarze. Komedia, Syrena i Kwadrat wystawiają głównie zagraniczne, zwykle anglosaskie komedyjki i farsy. Przez co zatraciły już swój indywidualny charakter. Czasem w Syrenie pojawi się coś premierowego, krajowego, stołecznego. Czasem w Kwadracie błyśnie coś z prowincji. Ale poza tym ramotki albo zagraniczne kalki.

Z polskimi komediami jest tragedia, ale tylko w Warszawie. Na stołecznych scenach, w teatrze publicznej telewizji i w stołecznych firmach produkujących tak zwane polskie filmowe komedie. Prowincja od przynajmniej siedmiu lat boki zrywa. Na spektaklach objazdowego "teatru bez sceny". Niepoprawnego Teatru Marka Rębacza.

Na wsi on powstał i na wsi żeruje. W podlubelskiej wsi Matycz, gdzie właściciel, autor, reżyser i czasem drugoplanowy aktor mieszka. I większość jego dotychczasowych komedii, jak "Madejowe podwórko", "Atrakcyjny pozna panią", "Dwie morgi utrapienia", na wsi też się działy. Na wsi, czyli w Polsce. Bo przecież kraj nasz wciąż jest jedną wielką wiochą. Bo każdej nowej formacji rządzącej wciąż słoma z butów wychodzi. Bo nasi reprezentanci za granicą zwykle jedynie wieś potrafią tam zrobić. No i w końcu cała kultura ze wsi wyszła.

Towarzysz Mao Tse-tung nieraz pisał o wyższości wsi nad zdegenerowanym miastem. To zdrowa ludowa wieś miała otoczyć miasto i przynieść mu wyzwolenie. Taką taktykę stosuje Marek Rębacz ze swym teatrem niepoprawnym, teraz zamienionym w Polską Scenę Komediową.

W ciągu siedmiu lat Rębacz wystawił swoje komedie kilkaset razy. Na scenach prowincjonalnych teatrów, których dyrektorzy odważniejsi są niż stołeczni. W zamierających domach kultury. Nie są to żadne stołeczne chałtury. Choć grają tam aktorzy świetni, popularni jak: Witold Pyrkosz, Zofia Merle, Joanna Brodzik, Krzysztof Kiersznowski. Przez siedem lat drwił z moherów Radia Maryja i lewicy popegeerowskiej. Rejestrował przemiany kulturowe po wprowadzeniu nowego słusznego ustroju.

Satyra zwykle jest lewicowa, ludowa, rubaszna. Balansująca na granicy kiczu, salonowego dobrego smaku. Z komedii na komedię sztuka ta udaje się Rębaczowi coraz lepiej. W ostatniej "Kochanie, posadź Jumbo Jetta" polską wiochę wsadził do samolotu. Aby było bliżej nieba, by oderwać się od przyziemnej dosłowności.

Tak to powstała najlepsza w tym sezonie polityczna satyra na kaczyzm. Znana już w Przemyślu, Koninie, Zielonej Górze i Szczecinie. Dwugodzinna, dynamiczna, pełna błyskotliwych grepsów. Z zaskakującym, cierpkim i wyjątkowo przenikliwym jak na zwykłą komedię zakończeniem. Nie warto go zatem zdradzać.

Można za to dodać, że rozstrzygnięto już otwarty konkurs na polską komedię ogłoszony przez rębaczowską PSK. Osiem nagrodzonych sztuk niebawem stanie się premierami. I objedzie polską prowincję. Drzyjcie, państwo Kaczyńscy. Ten przyszły śmiech zerwie niejeden moherowy beret z głów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji