Artykuły

Markietanka z bloku

"Matka cierpiąca" w reż. Eweliny Pietrowiak w Laboratorium Dramatu w Warszawie. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Czarna komedia o rodzinie żyjącej jak w oblężonej twierdzy

Blokowisko stało się w ostatnich latach ulubionym miejscem akcji i tematem polskich filmów i sztuk teatralnych. Nic dziwnego: w końcu na wielkich osiedlach mieszka olbrzymia część polskiego społeczeństwa. Jednak obraz blokowiska w kinie i teatrze bywał niebezpiecznie jednostronny. Twórcy skupili się na problemach subkultur i społecznych patologiach, tak jakby wielkie osiedla zamieszkiwali wyłącznie blokersi, dilerzy narkotykowi i młodociani bandyci.

Debiutancka sztuka Tomasza Kaczmarka "Matka cierpiąca" również rozgrywa się w bloku, ale nie jest to jeszcze jedna opowieść o trudnej młodzieży. Zbiorowym bohaterem jest tutaj normalna rodzina: ojciec, matka, nastoletni syn i córka, którzy rano siadają do wspólnego posiłku. Ale w tej zwyczajnej, katolickiej rodzinie Kaczmarek odkrywa przemoc, przy której agresja blokersów wydaje się niewinną igraszką.

Bezpośrednią inspiracją była "Matka Courage" Brechta, opowieść o markietance, która ze swoim wozem i dziećmi wlecze się za żołnierzami podczas wojny trzydziestoletniej. Z Brechta pozostała w sztuce tylko postać dominującej matki, która rządzi mikroświatem rodziny. Próbuje uchronić bliskich przed wyobrażonymi niebezpieczeństwami, zarazkami, insektami i wrogami, w tym celu barykaduje się w mieszkaniu jak w twierdzy wyposażona w zapas konserw i chloru do odkażania. Ale zamiast uratować rodzinę, doprowadza do zagłady - kolejni jej członkowie znikają w tajemniczych okolicznościach, jedni uciekają z domu, inni zostają zamknięci w pomieszczeniach niczym w zalanych wodą przedziałach okrętu podwodnego. W końcu na placu boju w stołowym zostaje samotna matka.

Kiedy czytałem tę sztukę rok temu, przygotowując antologię współczesnego dramatu "Made in Poland", widziałem w niej przede wszystkim groteskową opowieść o syndromie Radia Maryja, które mobilizuje swoich słuchaczy przeciwko wrogom Kościoła i narodu polskiego: Żydom, liberałom, zagranicznym koncernom. Kaczmarek uchwycił świetnie język tej rozgłośni, w którym podniosłe religijne zwroty mieszają się z określeniami z felietonów Jerzego Roberta Nowaka, "sianie żyznej gleby" z "liberalną mamoną", "poranne zorze" z "wszechświatową degrengoladą".

Dzisiaj widać, że mechanizm, jaki opisał Kaczmarek, z mikroskali rodziny przenosi się na całe społeczeństwo żyjące fobiami prawicowych polityków. Słuchając ich, można odnieść wrażenie, że cała Polska jest wielkim, zabarykadowanym mieszkaniem, wokół którego kłębią się siły ciemności. Już są w kuchni, już wdarły się do łazienki, ale w stołowym wciąż jeszcze bohaterska matka broni im przystępu z różańcem w jednym ręku i płynem do dezynfekcji w drugim.

Reżyserka prapremierowego spektaklu w Laboratorium Dramatu Ewelina Pietrowiak fantastycznie wydobyła psychologię zastraszenia i emocjonalnego szantażu. Matka, którą gra Maria Maj, jest w gruncie rzeczy ciepłą, miłą, opiekuńczą osobą. Ojciec, syn i córka już przyzwyczaili się do jej fobii i koszmarnych wizji. Biorą udział w szaleństwie matki z miłości, traktując ją jak nieszkodliwego wariata, któremu nie warto zaprzeczać. Ojciec (Zdzisław Wardejn) potakuje znad gazety, Janek (Robert Majewski) gra jej Chopina na keyboardzie, Eliza (Iza Nowakowska) symuluje nawet chorobę, aby zrobić jej przyjemność. Matka to wykorzystuje, powoli i niepostrzeżenie budując w rodzinie autorytarny porządek.

Nad spektaklem unosi się duch czarnych komedii Rolanda Topora, który codzienność doprowadzał do absurdalnego wykrzywienia. Tutaj pójście do toalety urasta do rangi egzystencjalnego problemu, który jest wnikliwie dyskutowany w kręgu rodziny, w wyniku czego publiczność płacze ze śmiechu. Na premierze sami aktorzy nie mogli pohamować śmiechu i mało brakowało, a musieliby przerwać przedstawienie.

Cała sprawa jest jednak tyleż śmieszna, co straszna. Kaczmarek nazwał poważny problem - zalęknionych i zamkniętych na rzeczywistość ludzi łatwiej zmanipulować. "Matka cierpiąca" to nie tylko metafora specyficznej mentalności, ale także ostrzeżenie przed nowym totalitaryzmem. Miejmy nadzieję, że ta fikcyjna komedia nie zmieni się w prawdziwy dramat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji