Artykuły

Nic mi się nie marzy

- Nic mi się nie marzy. Tak jak nigdy mi się nie marzył ani Hamlet, ani inne wielkie dramaty. Moje drogi z teatrem się rozeszły, bo tak mi się ułożyło życie. Ale nie mam nic przeciwko teatrowi. Musiałbym być idiotą, gdybym coś miał przeciwko - mówi warszawski aktor PAWEŁ WILCZAK.

Kiedy się spotykamy, ma na sobie szlafrok. Przylizane włosy z równym przedziałkiem nadają mu wygląd staroświeckiego pedanta. Niby Paweł Wilczak, ale jak nie on. Okazuje się jednak, że to tylko charakteryzacja do roli Romka w serialu "Faceci do wzięcia". On sam, jeśli wierzyć bulwarowej prasie, został wzięty... pod pantofel aktorki Joanny Brodzik.

Rozmowa z Pawłem Wilczakiem, aktorem

Można odnieść wrażenie, że pan nie lubi dziennikarzy.

- A na jakiej podstawie odniosła pani takie wrażenie?

Niechętnie pan na przykład udziela wywiadów.

- Bo ja nie czuję takiej potrzeby, żeby się dzielić ze światem tym, czy mam samochód zielony, czerwony, czy kupiłem pekińczyka albo nowy zestaw sztućców. Na Boga, to jakieś szaleństwo. A do dziennikarzy nic nie mam. Najwyżej do zachowań związanych z głupotą i łamaniem prawa, które nie mają nic wspólnego z dziennikarstwem.

Ale czuje pan deptanie po piętach bulwarowej prasy?

- Szkoda życia i naszego czasu na rozmowy o tym. Jeżeli ktoś pani kradnie samochód, to ponosi konsekwencje. Tak samo jest z kradzieżą wizerunku. Na to są odpowiednie paragrafy. I jeżeli ktoś to robi, to musi się liczyć z konsekwencją działań sądowych. Koniec, kropka.

Popularność z jednej strony jest uciążliwa. Ale z drugiej strony dzisiaj jak nie piszą o aktorze, to znaczy, że go nie ma.

- Nie sądzę, żeby to tak działało. Najważniejsza jest sama praca. I to, czy ona jest zauważana przez widzów. Pojawianie się w prasie jest już konsekwencją tego. Ale to nie znaczy, że mam pracę dlatego, że o mnie piszą. To byłby jakiś absurd.

Skąd się wzięła histeria związana z aktorami idolami? Te tłumy fanów...

- O tłumie to mogą mówić panowie z The Rolling Stones. Ja nic takiego nie obserwuję wokół siebie. I nie chcę obserwować.

Jest pan aktorem zadowolonym ze swojego miejsca w tym aktorskim szeregu?

- Myślę, że chyba nigdy nie będę zadowolony. I mam nadzieję, że tak będzie zawsze. Bo to jest dopiero inspirujące, jeśli człowiek czuje jakiś głód. A jak tego głodu nie ma, to się dostaje ołowicy.

Głód jakich ról pan teraz czuje? Co się panu marzy?

- Nic mi się nie marzy. Tak jak nigdy mi się nie marzył ani Hamlet, ani inne wielkie dramaty. Mnie się marzą sytuacje, które wydarzają się z dnia na dzień. I jeśli uznam, że one są warte zachodu, to się nad nimi pochylam.

Nie marzy pan o Hamlecie. Może pan za mało chce od tego zawodu?

- Dlaczego? Jest jeszcze wiele ciekawych wyzwań aktorskich.

Ale teatr chyba pana nie pociąga.

- Moje drogi z teatrem się rozeszły, bo tak mi się ułożyło życie. Ale nie mam nic przeciwko teatrowi. Musiałbym być idiotą, gdybym coś miał przeciwko.

Był taki czas, że kreowano pana w mediach na macho. Czy mężczyzna dobrze się czuje z takim wizerunkiem?

- Trzeba by zapytać kogoś, komu machowanie jest potrzebne do życia. Ja się nie zgadzam z tym przyklejaniem mi wizerunku. Raz mówili, że jestem macho, potem, że cwaniaczek. Innym razem, że chłopak z sąsiedztwa, morderca czy dla odmiany policjant. Mnie się wydaje, że jeszcze uda mi się poskakać po tych różnych etykietkach. Więc nie warto się do nich przyzwyczajać.

Kiedy się pojawia radość z wykonywania zawodu?

- (Śmiech). Myślę, że się rzadziutko pojawia. Ale trzeba się starać, żeby pojawiała się jak najczęściej. Nie chciałbym być jednak takim głupkiem zadowolonym z tego, co robię. Bardzo krytycznie podchodzę do swojej pracy. I mówiąc poważnie - nie uważam siebie za aktora. To nie jest żadna kokieteria, tylko tak naprawdę uważam. Aktorem jest pan Gene Hackman. A Paweł Wilczak coś sobie czasami próbuje przed kamerą.

Po co od razu Gene Hackman. U nas też jest paru dobrych aktorów.

- Ja mówię o sobie. Ja siebie nie nazywam aktorem, a pana Hackmana tak.

A co musiałoby się stać, żeby pan siebie tak nazwał?

- Nie mam pojęcia. Jak będę bliski śmierci, to może wtedy powiem.

Zagrać w Hollywood - o to chodzi?

- Zagrać w dobrych projektach. To jest największa radość.

Element frustracji zawodowej pojawia się w pana życiu?

- Frustracja jest wpisana w życie każdego człowieka. Czy ktoś jest strażakiem, dźwigowym czy aktorem, na Boga, to nie ma żadnego znaczenia. Czasem jest słońce, czasem deszcz... jak w piosence z filmu indyjskiego.

O serialu chciałabym porozmawiać. Ktoś powiedział, że pana Romek z "Facetów do wzięcia" ma coś z Bustera Keatona i Flipa.

- To bardzo miłe porównania. Ja bym był chyba skromniejszy w ocenach. Ale staram się, żeby to było najlepiej zagrane. I chyba tyle.

Reżyser Janusz Kondratiuk zdradził, że pan się trochę buntuje przeciwko temu swojemu Romusiowi. Że taki za bardzo pedantyczny i uładzony.

- Z buntu chyba najfajniejsze rzeczy wychodzą. Pod warunkiem że nikt nikomu nie robi krzywdy. U nas też dochodzi do różnych napięć i utarczek. Ale to nieuniknione.

A nie chciałby pan być serialowym Wiktorem? (w tej roli występuje Cezary Pazura - red.).

- Ale my udajemy jakieś historie. Ten zawód polega na nieustannym udawaniu. Czaruś, który jest w życiu prywatnym taki poukładany i porządnicki, tutaj musi grać niepozbieranego bałaganiarza. A ja odwrotnie. Jestem pedantem w serialu.

Ten serial ma bardzo wysoką oglądalność. Chociaż nie ma jakiejś specjalnej reklamy. Nawet aktorzy się o to specjalnie nie starają.

- Ale od reklamy serialu jest dział marketingu Telewizji Polskiej, a nie aktorzy. Co, ja mam biegać z chorągwią po ulicy i zapraszać ludzi przed telewizory?

To nie jest zarzut do pana.

- A ja uważam, że to jest zarzut. To skandal, że się produkuje pewną rzecz i nic się o niej nie mówi. To znaczy, że jest jakiś ukryty cel w tym, żeby nie mówić. Jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji