Artykuły

Portret Gustawa Holoubka (dokończenie)

- Ja nie czuję obrzydzenia do świata, nie potępiam wszystkiego w czambuł - mówi GUSTAW HOLUBEK. - Ubolewam tylko nad oddalaniem się ludzi od autentycznych wartości. Ale znajduję również w rzeczywistości pozytywne zjawiska. Druga część portretu artysty pióra Magdaleny Grochowskiej.

"Jest Gustaw i jest Gucio. Gustawa trzeba słuchać. Na Gucia trzeba uważać. W jego życiu są akty wielkie i akty pewnej niefrasobliwości

W bufecie Teatru Dramatycznego - sali bez okien nad sceną - stoliki brydżowe tętnią życiem. Stąd rozchodzą się plotki. Tu przybiega z ważnymi papierami sekretarka. Gustaw Holoubek (na zdjęciu) podpisuje, nie patrząc (ma zaufanie do dyrektora administracyjnego Mieczysława Marszyckiego, swej prawej ręki) i z ulgą wraca do kart. Mówią o nim: bufetowy dyrektor. Objął Dramatyczny w 1972 roku. Jego jedenastoletnia dyrekcja nazywana jest złotym okresem tego teatru.

Arab czystej krwi w zaprzęgu

Podkreślał, że dziedziczy po swych poprzednikach świetny spadek, jak - dobrze zgruntowane płótno. Od lat reżyseruje tu Ludwik René, wybitny twórca; w zespole znakomici aktorzy: Halina Mikołajska, Wanda Łuczycka, Ryszarda Hanin, Zofia Rysiówna, Danuta Szaflarska, Jan Świderski, Andrzej Szczepkowski, Andrzej Łapicki, Marek Walczewski i inni.

Zbigniew Zapasiewicz dzielił z Holoubkiem garderobę. - Był pozbawiony dyrektorskiego zadęcia, elementu gwiazdorstwa. Miał niezwykłą umiejętność towarzyskiego prowadzenia zespołu, lecz także trzymania go w dyscyplinie. Uważał, że demokracja w teatrze polega na prawidłowo zbudowanej hierarchii. Jeżeli ktoś miał osiągnięcia, Holoubek go podpychał... Ściągał młodych aktorów, pilnował, żeby zespół nie zamienił się w martwy staw. Miał fantastyczne wyczucie, w kogo należy inwestować.

Młodziutką Jadwigę Jankowską-Cieślak zobaczył w filmie; zaraz gra w Elektrze Giraudoux (1973). Piotra Fronczewskiego spotkał w pociągu Warszawa - Wrocław, widywał go we Współczesnym; przypieczętowali angaż jajecznicą. Aktor zagra główną rolę w Ślubie Gombrowicza (1974) i rozwinie skrzydła.

Holoubek dzwoni do Janusza Gajosa: - Ktoś mi powiedział, że jestem tępy, bo pan od dawna powinien być u nas w teatrze...

Gajos gra w Śnie nocy letniej Szekspira (1980).

Ściąga interesujących reżyserów. Witold Zatorski realizuje Kubusia Fatalistę według Diderota (1976) - ten przebój będzie grany 349 razy. Maciej Prus robi Noc listopadową Wyspiańskiego (1978) - spektakl dostanie nagrodę im. Swinarskiego. Jerzy Jarocki wystawia Szekspira, Mrożka, Gombrowicza. (Wdowa po Gombrowiczu nie godziła się na wystawianie jego sztuk w Polsce z powodu cenzury, to Jarocki przetarł szlak do oficjalnej premiery Ślubu. - Lewym prostym wypunktował panią Ritę - wspominał Holoubek - i uzyskaliśmy jej zgodę. Odtąd również inne teatry w Polsce zaczęły grać Gombrowicza).

Gdy Dejmek wraca z zagranicy i nikt nie kwapi się do współpracy z nim, zaprasza go Holoubek. Jednak dwa spektakle Dejmka z udziałem Holoubka - Elektra i Sułkowski Żeromskiego (1974) - nie są sukcesami.

Opowiada Jerzy Koenig, wówczas kierownik literacki teatru: - Dejmek próbował nas wszystkich wziąć do galopu. Wreszcie mówi: -Holoubek to wspaniały koń wyścigowy, arab czystej krwi, a tu jest zaprzęgnięty do obowiązków dyrekcyjnych. Zamieńmy się - ja jestem perszeron i będę to ciągnął, a Holoubek zostanie pierwszym artystą Dramatycznego. Gustaw był tą propozycją zachwycony, ale władze się nie zgodziły.

Bohdan Korzeniewski wystawia Śmierć Tarełkina Aleksandra Suchowo-Kobylina (1975). - Holoubek przyszedł na próbę generalną, przedstawienie się nie kleiło - wspomina Jerzy Timoszewicz, w tamtym sezonie konsultant literacki. - Po półgodzinnej rozmowie Holoubka z aktorami nagle wszystko zaskoczyło; on potrafił wkroczyć w pewnym stadium prób i dopomóc reżyserowi.

- Generalna Grzegorza Dyndały Moliera w reżyserii Henryka Baranowskiego - opowiada Jerzy Koenig. - Scena kameralna rozebrana, widownia rozbebeszona, widzowie mają siedzieć na workach wypchanych strąkami fasoli, które strasznie skrzypią. Aktorzy w okropnych butach, jakby mieli jeździć na nartach. Holoubek mówi: - Dosyć! Nie będziemy tego grać. Do kilku premier nie dopuścił.

Ma opinię człowieka, który się nie przepracowuje. Pozwala aktorom w trakcie spektaklu na brydża. Lipnego - bo co chwila ktoś kogoś zastępuje. Sam też gra. - Starałem się uświadomić kolegom - mówił o tamtym okresie - że teatr, wbrew temu, co głosili Stanisławski, Osterwa ze swoją Redutą, czy potem Grotowski, nie polega na zatraceniu się w sztuce.

Grają w Hamburgu, Kolonii, Essen, Stuttgarcie, Moskwie, Leningradzie, Budapeszcie; wszędzie owacje.

Życie jest snem

W Sandomierzu w 1962 roku poznał na planie filmu Spotkanie w Bajce Magdalenę Zawadzką, nastolatkę. Z Łapickim zaprosili ją do kawiarni, ale przestraszona uciekła.

W Dramatycznym próbują w 1969 roku sztukę Calderona Życie jest snem. On gra królewicza Segismunda, upokorzonego niewolą, traktowanego jak dzika bestia. Ona - piękną Rosaurę, Segismund próbuje posiąść ją gwałtem.

Garderobiana wnosi codziennie do garderoby Zawadzkiej świeże kwiaty. - Od pana Holoubka - mówi znacząco. On ma 46 lat, ona 25. On ją czaruje słowem. Ona peszy go obcesowym pytaniem: - A dlaczego pan tak dużo mówi?

On jej zostawia piękne listy w sekretariacie teatru.

Wyjechała rano do Zakopanego. Po południu spotyka go w hotelowym holu - jest dziwnie ubrany, na twarzy makijaż. Uciekł z planu filmowego, przyleciał do Krakowa, potem taksówką do Zakopanego.

Pojechała do Sztokholmu. On mówi: - Będę tego i tego dnia o dwunastej pod filharmonią, chyba jest tam jakaś filharmonia? I był.

W 1973 roku, po trzech latach związku, biorą ślub. Stanisław Dygat, Tadeusz Konwicki i całe towarzystwo, z którym od połowy lat 60. Holoubek spotyka się regularnie w kawiarni Czytelnika, dręczą go: - I ty naprawdę jej wierzysz? Przecież ona cię rzuci...

Przez lata Konwicki będzie pytał: - Gucieńku, kiedy ty się czwarty raz ożenisz?

W 1978 roku rodzi im się syn, Jan.

Gustaw Holoubek: - (...) Moje prawdziwie ustabilizowane życie (...) zaczęło się wraz z jego przyjściem na świat i moim ostatnim małżeństwem.

Jan

Nie odczuwałem, żeby z powodu wieku był mniej sprawny niż ojcowie moich kolegów. Jeszcze kilka lat temu żywotnością przewyższał wielu młodszych od siebie. Jest moim przyjacielem.

Nazwisko raczej utrudnia życie, ludzie patrzą na mnie przez pryzmat jakichś oczekiwań. Powinienem być ich zdaniem jakiś szczególny. Często słyszałem, że do szkoły filmowej zdałem, no, wiadomo dlaczego... Pracuję jako operator filmowy w reklamie i nazwisko nie ma tu znaczenia, liczy się sprawność zawodowa.

Wziąłem od ojca pewną myśl, którą uważam za największą mądrość, ale trudno mi ją zastosować we własnym życiu: nie rób niczego za wszelką cenę.

Niewiele z nim rozmawiałem o jego karierze. Kiedy ostatnio robiłem światła do Króla Edypa w Ateneum, zobaczyłem, w jaki sposób reżyseruje.

Gustaw Holoubek w ostatnich zdaniach swej książki wspomnieniowej: - Chciałem moim drogim dzieciom (...), z którymi tak strasznie mało rozmawiałem - przedstawić się. Powiedzieć im, kim byłem, kim jestem i kim chciałbym być...

Wielki front wsysa

Podczas dyskusji w Starym Teatrze w 1992 roku Jerzy Jarocki zapytał Holoubka: - Zawładnąłeś już aktorstwem (...) i było ci mało? Chciałeś więcej władzy, panowania nad większą liczbą ludzkich serc, umysłów i dlatego sięgnąłeś po władzę?

Walny zjazd SPATiF-u w 1970 roku wybiera go na prezesa; aktor będzie reprezentował swoje środowisko do 1981 roku. Nie z ambicji - jak wyjaśnił, odpowiadając Jarockiemu - tylko z woli środowiska. A skoro znalazł się we władzach Stowarzyszenia, chciał być użyteczny.

- Zdawałem sobie sprawę - opowiada - że te wygrane wybory pociągną i takie konsekwencje, iż rządzący będą mnie teraz wsysać w coraz wyższe rejony - dla swoich interesów propagandowych. Tak też się stało.

W styczniu 1971 roku, wraz z innymi przedstawicielami twórców, gości u Edwarda Gierka, nowo mianowanego szefa partii. Relacjonuje w Stowarzyszeniu, że szczerość pierwszego sekretarza i jego troska o sprawy publiczne robią korzystne wrażenie. Rok później znów jest u Gierka - z Antczakiem, Kutzem, Iwaszkiewiczem, Łomnickim... Wyrażają uznanie dla - dotychczasowych decyzji kierownictwa partii i rządu.

Zjazd SPATiF-u w 1973 roku śle do Gierka zapewnienie o wysiłkach środowiska w - walce o coraz pełniejszy i bogatszy kształt ojczystej kultury w oparciu o ideały socjalizmu. Następny zjazd w kwietniu 1976 roku - krótko przed protestami robotniczymi w Radomiu i utworzeniem KOR-u - wysyła telegram z gorącym zapewnieniem o trosce aktorów, by słowo polskie stawało się - narzędziem najgłębiej wyrażającym naszą przynależność do socjalistycznej Ojczyzny.

- Przejście pod sztandary Gierka dziwiło - wspomina Jerzy Timoszewicz - bo przedtem Holoubek nie miał ciągot do władzy, wystarczyło mu jego aktorstwo. Ale nie czyniłbym mu z tego zarzutu, gdyż jego wspaniała dyrekcja w Dramatycznym usprawiedliwia ten udział w życiu politycznym.

Andrzej Łapicki: - Chodził do Gierka, bo miał interesy do załatwienia. Jakieś pieniądze dla środowiska, emerytury, dotacje na dom aktora weterana w Skolimowie... A Gierkowi pochlebiało, że artyści do niego przychodzą. Jako prezes Stowarzyszenia Gucio słusznie postępował.

Jan Englert: - Nie pchał się na te stanowiska. Powierzano mu je, bo był niewątpliwym liderem środowiska i wszyscy to akceptowaliśmy. Nie dało się wtedy prowadzić teatru bez kontaktów z władzą.

Połowa lat 70. W gabinecie Gierka na pierwszym piętrze gmachu KC przy owalnym stole siedzą partyjni notable, Gustaw Holoubek i Jarosław Iwaszkiewicz. Wspomina Józef Tejchma, ówczesny minister kultury: - Holoubek wystąpił z krytyką propagandy sukcesu, na owe czasy bardzo ostrą. Mówił o dwóch rzeczywistościach - realnej i propagandowej. Przypominał, że prawdziwe życie jest inne niż to, w którym zanurzeni są pracownicy tego gmachu. Przyzwyczajony do gładkich słów Gierek był zszokowany. Dla mnie Holoubek był w tamtym czasie jednym z grupy czterech gigantów - Witold Lutosławski, Andrzej Wajda, Jarosław Iwaszkiewicz i on - wybitnych prezesów stowarzyszeń twórczych, z którymi jako minister miałem kontakt. Potrafili prowadzić dialog z władzą z korzyścią dla swoich środowisk. Podejmując decyzje, zawsze zadawałem sobie pytanie: co oni na to powiedzą. Władza ich zapraszała, bo po konflikcie z Dejmkiem już się czegoś nauczyła i chciała mieć ładny wizerunek w kraju i za granicą. Oto istnieje środowisko ludzi kultury, którzy z nami współpracują...

Wiosną 1976 roku Front Jedności Narodu rekomenduje Holoubka na posła z okręgu Warszawa Wola. W Trybunie Ludu, która prezentuje kandydatów do Sejmu, aktor stwierdza, że teatr jest częścią wielkiego frontu kultury. - Oto uchwałami VII Zjazdu PZPR, paragrafami Konstytucji PRL zostało określone nowe miejsce kultury narodowej.

W tym czasie krąży w środowisku protest 59 intelektualistów w sprawie poprawek do konstytucji czyniących z kierowniczej roli PZPR zasadę ustrojową. Wśród sygnatariuszy jest Halina Mikołajska. Niebawem wybuchną strajki w Radomiu i Ursusie.

Namaszczeni

- Nie ma już miłego, nonszalanckiego kompana. Nie ma już Gustawa-Konrada. Jest Gustaw-prezes, jest Gustaw-dyrektor, jest Gustaw-funkcjonariusz. (...) Teraz musimy schylić głowę przed nowym Gucieńkiem - pomnikiem wystawionym przez biurokrację. Drapieżny pasożyt urzędowości podstępnie i niezauważenie oplótł Gucieńka (...), zatkał usta (...), wyłupił oczy - pisał w 1976 roku w Kalendarzu i klepsydrze Tadeusz Konwicki.

- Ja się wstydzę, że tak lekkomyślnie to napisałem - mówi dziś pisarz. - To mogła być moja podświadoma polemika z Gustawem. Mogło mnie irytować to, że poszedł w dygnitarze, mogła drażnić jego dobra wiara, jego wrodzony pozytywizm. Gucio chce widzieć świat lepszym, niż on jest. Guciowi się wydaje, że da się pewne rzeczy poprawić. Zawsze spierał się z naszymi - moimi i Łapickiego - nihilistycznymi opiniami. Usiłował znaleźć coś, co nam dobrze wróży. Nie był próżny, nie zależało mu na zaszczytach. Nie myślał o limuzynach i orderach, chociaż ordery dostawał... W jego książce nie ma spraw z Gierkiem, Solidarnością, wahań, napięć; ona się składa z pozytywnych klocków życia Gucia. Bo on czyści ze swojej świadomości wszystko, co jest dramatyczne.

Gustaw Holoubek: - Nie miałem nigdy poczucia, że służę reżimowi. Pełniłem te funkcje, żeby reżim powstrzymywać od głupoty i szkodliwości wobec naszego środowiska.

Warszawa plotkowała złośliwie, że jego najpiękniejszą rolą w Sejmie było opowiadanie anegdot.

- Nie składał deklaracji, których musiałby się potem wstydzić - mówi prof. Edward Krasiński. - Niczego nie podpisywał, nikomu nie szkodził, był opiekuńczym prezesem. Ale brylował w najwyższym środowisku partyjno-rządowym. Wszyscy biegali za wielkim aktorem, a on - czy chciał, czy nie - brał te serwituty w sposób naturalny.

Holoubek wymienia namacalne korzyści swojej obecności w establishmencie. Znacznie poprawił sytuację finansową aktorów. SPATiF zyskał prawo weta wobec odwołań i nominacji na stanowiska dyrektorów teatrów; dyrektorami byli artyści, a nie funkcjonariusze. Wzrósł w tamtej dekadzie społeczny autorytet środowiska. Ludzie przychodzili do teatru po prawdę.

Zbigniew Zapasiewicz: - Inteligenci przychodzili do teatru, bo się bawili tym, że teatr opowiada o sprawach, o których oni wiedzą, ale nie mogą przeczytać w gazetach. Bo jeśli ktoś wystawia Ryszarda III, to przecież to jest o Stalinie... My, aktorzy, zostaliśmy przez społeczeństwo za wysoko wywindowani. Pytano nas o istnienie lub nieistnienie Boga, a my - jako ci namaszczeni - mieliśmy o tym rozstrzygać. Byliśmy szczęśliwi, że mamy świetną pracę i publiczność; ciągle jeździliśmy z teatrem za granicę. Wiedzieliśmy, że moralnie nie sprzeniewierzamy się niczemu. W latach 70. niewielu było takich ludzi jak Halina Mikołajska, którzy snuli refleksję, czemu to wszystko służy. Dopiero tąpnięcie stanu wojennego spowodowało, że myśmy otrzeźwieli; zorientowaliśmy się, że władza pozwalała teatrowi na tak wiele, żeby nas zmanipulować i wciągnąć.

Opływa nas gnojówa

Marian Brandys, mąż Haliny Mikołajskiej, zaangażowanej wówczas w pracę w Komitecie Obrony Robotników i szykanowanej, notuje w swym dzienniku w grudniu 1976 roku: - Radosna wiadomość o wybitnych aktorach (...), którzy dołączyli swe podpisy do listu literatów skierowanego do posłów reprezentujących w Sejmie świat kultury. (...) Do Haliny dzwonił Gustaw Holoubek. Akces młodych aktorów do listu pisarzy przeraził go jako prezesa SPATiF-u.

Luty 1977 roku: "Gucio Holoubek na niedawnym spotkaniu z Gierkiem mówił o swoich cierpieniach moralnych, jakich doznaje, słysząc, że koledzy podlegają represjom. Gierek przerwał mu ostro: - Nie przelicytowujmy się w uczuciach, ja także cierpię .

Maj: - (...) Przypominam sobie, co powiedziała mi Halina przed rokiem, kiedy zdecydowała się na podpisanie Listu pięćdziesięciu dziewięciu w sprawie konstytucji. Jeżeli już się wie, jak to jest - powiedziała wtedy - to nie można dłużej żyć, jakby się nie wiedziało o niczym .

Maj: wizyta znajomego. - Skarży się na kolegów aktorów, którzy z reguły odmawiają podpisów na nowym liście protestacyjnym w obronie uwięzionych. (...) Zupełni durnie ci aktorzy! (...) Wyrażają tym samym swoją milczącą aprobatę dla całej tej gnojówy, która opływa nas ze wszystkich stron.

- Nie czytałem Brandysa, ale wiem, jaka jest wymowa jego Dzienników - mówi Gustaw Holoubek. - Że jestem niechętny Mikołajskiej, jako prezes nie wziąłem jej w obronę, powodował mną strach... Nie sądzę... Ja i najbliżsi mi ludzie, którzy towarzyszyli mi od początku do końca mojej kariery artystycznej, mieliśmy przekonanie, że to nie my byliśmy winni temu, co się w Polsce dzieje. To właśnie ci, którzy nas oskarżają o uległość wobec władzy, wprowadzali w Polsce komunizm. Gdy oni - wśród nich Brandys - robili socrealizm, my rozpaczaliśmy. Potem przerobili się na liberałów, wystąpili z partii i zaczęli działać w odwrotnym kierunku. Ale to wcale nie zdjęło z nich odpowiedzialności za to, co dotychczas uczynili. Brandys już nie pisze o tym, że pod koniec lat 70. odwiedziłem Halinę w ich mieszkaniu? On siedział w osobnym pokoju i ze mną się nie witał. Powiedziałem: - Halina, bój się Boga! Dlaczego ty mnie posądzasz, że działam na twoją szkodę; że tchórzę; że nie wstawiam się za tobą! Na co drugim zebraniu SPATiF-u mówię o tobie, a sekretarze partyjni wysłuchują ode mnie tej samej opinii, że trzeba z Mikołajskiej zdjąć te wszystkie anatemy. Czego się po mnie spodziewasz? Żebym przystąpił do listu takiego czy innego, podczas gdy uważam, że to nie jest droga do pozbycia się komuny? Właściwą drogą jest dla mnie rzetelnie pracować i nie sprzeniewierzać się zasadom moralnym, które towarzyszą pracy artysty... Zgodziła się ze mną. Wspominaliśmy krakowskie czasy. Rozstaliśmy się, całując i śmiejąc. Potem odwiedzałem ją, gdy była ciężko chora.

W stanie wojennym Holoubek podpisał list dyrektorów warszawskich teatrów do wicepremiera Mieczysława Rakowskiego z prośbą o zwolnienie Mikołajskiej z internowania z powodu jej złego stanu zdrowia. Po uwolnieniu wystąpiła w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej z monodramem złożonym z tekstów biblijnych. Holoubek powiedział jej po spektaklu: - Po raz pierwszy dostarczyłaś mi wzruszeń, których nie zapomnę. Miałem wątpliwości co do twojego aktorstwa, tego odrzucenia świadomości, kiedy wychodzisz na scenę. Byłaś może prorokiem, kimś namaszczonym... Teraz wiem, że jesteś wielką aktorką.

Każdy ma swojego Holoubka

Tadeusz Łomnicki prowadzi w latach 70. Teatr Na Woli. Czerwony teatr, mówi Warszawa. Łomnicki jest członkiem KC, rektorem warszawskiej PWST, zasiada w prezydiach kolejnych zjazdów partii i plecie z trybuny nowomową. Robi świetny teatr i konkuruje z Holoubkiem o palmę pierwszego aktora w Polsce. Mawia: - Każdy ma swojego Holoubka.

Krytycy chętnie ich sobie przeciwstawiają. Intelekt - emocje. Dystans - trans. Ciało prawie nie gra - ciało bywa ryczącą bryłą mięsa, zdeformowane, brzydkie, bulgoczące, syczące, w grymasie. - Małpi talent - ktoś mówi o Łomnickim.

Gustaw Holoubek: - Tego typu aktorstwo mi nie odpowiada. Nie sądzę, żeby aktorstwo polegało na naśladowaniu, zatraceniu własnej osobowości, penetracji siebie na granicy psychopatologii. Ale to, co robił Łomnicki - w tej dziedzinie dla mnie obcej - było wspaniałe. Z punktu widzenia rzemiosła aktorskiego - niezmiernie efektowne i miejscami fascynujące.

Mówi Erwin Axer, u niego w Teatrze Współczesnym grał Łomnicki: - Myślę, że Gucio szczerze nie cenił Łomnickiego, a Łomnicki uważał, że Gucio nie ma tego, co on ma... I nie cenił Gucia. Ja uważam Łomnickiego za aktora plebejskiego - bez wartościowania, a Gucia - za aktora wywodzącego się z tradycji inteligencji. Nigdy nie reżyserowałem Holoubka. Brakowało mi takiego aktora. Gdybym miał ten klawisz, zrobiłbym Hamleta.

Łomnicki i Holoubek nigdy nie zagrali razem na scenie.

- Sześć razy proponowałem Łomnickiemu współpracę w Dramatycznym - opowiada Holoubek. - Nie mówiłem: - Przyjdź Tadziu, zagrasz Leara. Mówiłem: - Masz cały teatr do dyspozycji, rób, co chcesz. Nigdy się na to nie zgodził. On cierpiał na poczucie braku popularności. Wiedział, że jest nierozpoznawalny na ulicy, obarczał mnie złośliwościami z powodu tego, że moja osoba była dosyć popularna.

Inne wspomnienie zachował Jerzy Koenig: - Holoubek powiedział nam: - Łomnicki chce do nas przyjść. Ale ja się nie godzę, on do nas nie pasuje, on rozwali ten teatr od środka. Powie - Gucio, ty jesteś wielki, ja jestem wielki; ty zagrasz swoje wielkie role, ja swoje... A my w naszym teatrze nie możemy w ten sposób myśleć. Holoubek nie bał się konfrontacji, ale uważał, że w teatrze zespół jest bezcenny. Wtedy z jego decyzją się nie zgadzałem, dziś sądzę, że miał rację.

- Łomnicki doskonale wiedział, że ja nie jestem facetem, który chce wszystko grać - opowiada Holoubek. - Wiedział, że usuwam się i wypuszczam ten teatr przed siebie, a nie ciągnę za sobą. Nie mógł się obawiać, że będę stanowić dla niego konkurencję artystyczną. Ja wiem, co nim powodowało. Mieliśmy kiedyś ze sobą gwałtowny spór o naturę aktorstwa. Namawiałem go, by przestał popisywać się w rolach z drugorzędnej literatury, wychwalać Geneta, Becketta i - pożal się Boże - naszych dramatopisarzy awangardowych. Żeby oddał się repertuarowi z najwyższej półki - klasycznemu. Doszło do kłótni.

Edward Krasiński: - Jest jakaś paralela społeczno-polityczna między nimi. W owym czasie obaj są na szczycie elity kulturalnej za wiedzą i poparciem władz. Łomnicki jako członek KC PZPR miał nad Holoubkiem polityczną przewagę, ale ostrość jego wypowiedzi o Holoubku świadczyła o tym, że mu z kolei jego notowań w kręgach elity zazdrościł. Był zazdrosny o przewagę medialną Holoubka. Pamiętam, jak trzepnął czymś o swoje wielkie biurko w gabinecie rektorskim i rzucił pod adresem Holoubka słowa niczym niezasłużone... Wzajemnie wymieniali o sobie drastyczne epitety, to świadczy o napięciu między nimi.

Spotkali się w Wilnie w 1988 roku na planie filmu Konwickiego Lawa, opartego na Mickiewiczowskich Dziadach. Poeta i ksiądz unicki w drobnym epizodzie w chacie, przy płonącym piecu. Nie na zasadzie zderzenia dwóch bogów, nie dla perfidnej kombinacji - zastrzega reżyser. Byli wobec siebie dżentelmenami.

Skąd tyle bólu i buntu?

Przed Sierpniem Dramatyczny wystawia Operetkę Gombrowicza w reżyserii Macieja Prusa. Po przedstawieniu Halina Mikołajska jest zdumiona, że cenzura dopuściła do premiery. Zapasiewicz wspomina, że Gombrowiczowski wywód o tym, by zdjąć z siebie kostium i wrócić do człowieczeństwa - choć nie był wcale polityczny - objawił wówczas nowe znaczenie.

Niespełna tydzień po podpisaniu Porozumień Gdańskich 5 września 1980 roku Holoubek wygłasza w Sejmie przemówienie. W imieniu swego środowiska składa - robotnikom polskim wyrazy głębokiej czci i podziwu za ich odwagę, (...) za przykład, jaki dali wszystkim innym. Skąd w narodzie tyle bólu i buntu? - pyta dramatycznie. Z utraty zaufania do rządzących. Propaganda ogłupiała naród. Wartości i ideały - patriotyzm, humanizm, socjalizm - sprowadzono do pustych haseł. Język propagandy był świadectwem pogardy dla narodu. Sfałszowano rzeczywistość. Wizyta Papieża wzmogła w narodzie tęsknotę za sprawiedliwością i prawdą i wywołała cud solidarności i siły. Zacznijmy budować ład.

Oklaski.

Tego dnia Erwin Axer odwiedził Holoubka z gratulacjami. Wspomina: - On wtedy zaryzykował skórę. Tym przemówieniem odkupił wszystkie błędy, jakie kiedykolwiek mógł popełnić w swej działalności społecznej. To był czyn dużej odwagi.

W dniu rejestracji Solidarności w listopadzie 1980 roku Halina Mikołajska występuje na uroczystym koncercie w Teatrze Wielkim, wita ją huragan braw. Wkrótce powie z goryczą, że zwisa ze sceny jak sztandar narodowy. Kazimierz Dejmek jest znowu papieżem środowiska. Zapisze się do Związku, ale tylko na kilka dni, bo nie spodoba mu się jego zajadłość i klerykalizacja. Już niedługo solidarnościowi aktorzy poobrażają się na swego papieża. Na Woli halabardnicy i aktywiści związkowi wypędzają Łomnickiego z teatru.

Opowiada Jadwiga Jankowska-Cieślak: - U nas sytuacja była jasna, ponieważ Gustaw zawsze mówił, że w teatrze nie ma demokracji. Mimo to znaleźli się koledzy, którzy do tej pory niewiele zdziałali na scenie, i powiedzieli: - Koniec z Holoubkami, Zapasiewiczami, Fronczewskimi! Teraz oni będą grali Hamletów. Zostali wyśmiani.

Przewodniczącym Solidarności w Dramatycznym był Zbigniew Zapasiewicz. Wspomina: - Pierwszym postulatem na zebraniu Solidarności było żądanie, by odebrać Gierkowi willę... Istotnie, w innych teatrach podniosła się fala niedoróbków, którzy chcieli na Solidarności skorzystać, u nas nie.

Bohdan Korzeniewski mówił, że spodziewał się w środowisku dyskusji o ważnych sprawach teatru, ale tylko sejmikowano w chaosie i egzaltacji i dokonywano rozrachunków.

Holoubek od jesieni 1980 roku działa w Komitecie Porozumiewawczym Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych. W liście do premiera Komitet domaga się odwołania zapisów cenzuralnych, stosowanych wobec twórców niewygodnych dla władzy. Recytuje wiersze Miłosza tuż po przyznaniu poecie Nobla (do warszawskiego Domu Literatury aktor wchodzi tylnymi drzwiami, bo publiczność szturmuje frontowe). Kiedyś mówił Mikołajskiej, że petycje do władz nie mają sensu, teraz podpisuje oświadczenia i apele.

Edward Krasiński: - Ta przewrotka aktorów na drugą stronę - w stalle kościelne i kruchty - była zbyt gwałtowna. Dejmek miał rację, gdy mówił o niezręczności tej sytuacji.

W kwietniu 1981 roku Sejm debatuje nad sytuacją w kraju, mówi się o radykalizacji nastrojów społecznych. Głos zabiera Holoubek: strona rządowa rysuje demoniczny obraz Solidarności - bezwzględnego, nienasyconego potwora... Lecz to władza ponosi odpowiedzialność za doprowadzenie państwa do skraju katastrofy, stwierdza. - Naród, niebrany pod uwagę jako partner (...), podlegał całkowicie bezwiednej, często tragicznej manipulacji. (...) Paliło się budynki użyteczności publicznej, wymyślało się Żydów i studentów jako sprawców domniemanych zagrożeń, a nade wszystko zabijało się bez sądu i biło się ludzi. (...) W tej sytuacji nie można się dziwić, że teraz (...) każde niedotrzymanie słowa, każda dezinformacja budzą wzmożoną reakcję tych, którzy byli oszukiwani... Aktor apeluje do władzy o praworządność, a do Solidarności - o zaniechanie strajków i kredyt zaufania dla rządu generała Jaruzelskiego.

Nadzwyczajny zjazd SPATiF-ZASP w kwietniu 1981 roku trzy pierwsze uchwały poświęca swemu prezesowi, który ustępuje z funkcji. Są wyrazem wdzięczności środowiska dla Holoubka za jego wrześniowe wystąpienie sejmowe, podkreśla Korzeniewski. - To było bardzo ważne dla aktorów, że ich wybitny kolega (...) powiedział publicznie o cudzie solidarności . To ich wszystkich ogromnie wyniosło. (...) Nawet ci, co widzieli przedtem Holoubka po stronie establishmentu, co mu zaglądali do kieszeni - czy nie ma w niej kopertówek telewizyjnych - oklaskiwali uchwały ZASP-u.

Titanic

Pieszo Sławomira Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego (premiera w maju 1981 roku) to groteskowy i tragiczny portret Polski czasów wojny i rodzącego się komunizmu. W grupie wędrujących postaci jest intelektualista Superiusz - Holoubek, w garniturze, palcie z futrzanym kołnierzem, z laską i walizką - a pod stopami błoto. Samolociki z czerwonymi gwiazdami pikują nad sceną, ciągnąc za sobą czerwone wstążeczki - to wyzwoliciele. Superiusz ucieka przed nimi w śmierć.

Grają zwykle przy pełnej widowni, ale któregoś wieczoru - dla dwunastu widzów. Władza chce pokazać, że teatr jest martwy - ktoś wykupił bilety, ale ich nie rozdał.

Innego wieczoru grupa żołnierzy ostentacyjnie opuszcza salę. We wrześniu Żołnierz Wolności zamieszcza list pod złowróżbnym tytułem: - Dla kogo i po co ta sztuka w pańskim teatrze, dyr. G. Holoubek? Czytamy: - O brak wiedzy i rozwagi politycznej dyrektora G. Holoubka - posła na Sejm PRL - posądzać nie można. Odczucie po obejrzeniu spektaklu jest jednoznaczne. Chodzi o opluwanie narodu polskiego i, jak pokazało życie, wiernego sojusznika - Związku Radzieckiego. (...) Od dawna wiadomo, że autor spektaklu Sławomir Mrożek cierpi na obsesję ukazywania w swych utworach społeczeństwa polskiego jako zbiorowiska prymitywnych głupców i antysemitów, przypomina sobie rok 1968. Jest to prywatna sprawa jego i sterujących nim mocodawców syjonistycznych. Ale zdziwienie budzi fakt, że realizatorzy spektaklu cierpią również na to samo, choć w odróżnieniu od Mrożka żyją i uprawiają swoją sztukę na koszt i w imieniu narodu polskiego.

Tego lata obraduje w Warszawie zjazd skrajnie nacjonalistycznego Zjednoczenia Patriotycznego Grunwald. Dyrektora Dramatycznego nazywają tam cwaniakiem i podżegaczem.

Do teatru na sztukę Pieszo przyjeżdża Lech Wałęsa, jeszcze przed spektaklem publiczność wita go owacją. Po przedstawieniu Wałęsa wskakuje na scenę, ślizga się w błocie, ściska ręce aktorom, całuje Holoubka, podnosi palce w znaku zwycięstwa, na widowni szał. Zespół mówi potem: - Guciu, to już koniec teatru.

- Czuliśmy się, jak na mini-Titanicu - opowiada Gustaw Holoubek. - Byliśmy świadomi, że zostaniemy rozbici. Graliśmy w atmosferze pożegnań i schyłku.

Po każdym przedstawieniu ludzie kładą na proscenium biało-czerwone wiązanki, klaszczą na stojąco, płaczą. Minister kultury Kazimierz Żygulski nazwał Dramatyczny siedliskiem reakcji.

O dziesiątej 13 grudnia Holoubek miał wygłosić przemówienie na Kongresie Kultury Polskiej. Dziewięć stron subtelnej polemiki z polskim romantyzmem; dyskretną krytykę polskiej megalomanii, gorzką refleksję o polskiej niemożności urzeczywistnienia ideałów.

Mord w katedrze

Pismo Gustawa Holoubka do marszałka Sejmu z 8 lutego 1982 roku: - W związku z (...) pozbawieniem internowanych możliwości obrony, mnie zaś, jako posła, możliwości skutecznego upominania się o ich prawa (...) nie widzę możliwości dalszego pełnienia funkcji (...). Składam mój mandat poselski.

Dwa tygodnie wcześniej odbyło się w Sejmie głosowanie nad zatwierdzeniem stanu wojennego. Jeden poseł, Romuald Bukowski, zagłosował przeciwko. - Mnie nie było tego dnia w Sejmie - mówi Holoubek.

Jerzy Koenig: - Środowisko miało do niego żal, że nie wziął udziału w głosowaniu i nie zagłosował przeciw. To jest problem trudny do rozstrzygnięcia... Oczywiście byłoby szlachetnie i jednoznacznie, gdyby obłożył się dynamitem i wysadził w powietrze.

- Jakby to powiedzieć... Jest Gustaw i jest Gucio - mówi Joanna Szczepkowska. - Gustawa trzeba słuchać. Na Gucia trzeba uważać. W jego życiu są akty wielkie i akty pewnej niefrasobliwości.

Holoubek: - Mam nadzieję, że się nie sprzeniewierzyłem nikomu, będąc posłem... W końcu musiałem sobie postawić pytanie: - Czy ty jesteś politykiem, czy jesteś artystą? Bezsilnym wobec tego, co z wami wyprawiają... Więc wybierz. I wybrałem.

Wzywa go sekretarz partii w komitecie wojewódzkim. - Otrzymywał pan przywileje od Polski Ludowej, a teraz pan ją zdradza?

- Te przywileje to talon na samochód marki Łada. Gdybym żył w demokratycznym kraju, miałbym parę willi na Lazurowym Wybrzeżu.

Jerzy Timoszewicz: - Ustąpił z Sejmu w ostatniej chwili. Jako działacz - także jako prezes ZASP-u - to nie jest bohater moich snów, jako aktor - tak.

Po otwarciu teatrów zespół Dramatycznego wystawia w marcu 1982 roku Mord w katedrze Eliota w reżyserii Jarockiego. Przedstawienie odbywa się w katedrze na Starym Mieście. Holoubek gra biskupa Tomasza Becketta.

Opowiada Andrzej Łapicki: - Z drużyną rycerzy łomotaliśmy w drzwi katedry mieczami, a stojący na ulicy zomowcy krzyczeli: - Co się tam dzieje?! Mordowałem Holoubka i wygłaszałem przemówienie, że wprowadzamy teraz twarde prawo, rozejdźcie się do domów i słuchajcie zarządzeń władzy. Te cytaty z Eliota były jakby przeniesione z rozporządzenia o stanie wojennym, ludzie to wspaniale odbierali.

Po sześciu spektaklach przedstawienie zdjęto.

- Wiadomo było - opowiadał Korzeniewski - że władze chcą zabrać ten teatr Holoubkowi, żeby go ukarać. (...) Aby jednak zachować pozory, wymyślono Teatr Rzeczypospolitej, który miał (...) przejąć Teatr Dramatyczny. Nad wejściem, obok neonu Dramatycznego, pojawił się drugi neon.

Dymisję z 3 stycznia 1983 roku Żygulski wręczył Holoubkowi na stojąco. Wraz z nim odeszli z zespołu Zapasiewicz, Fronczewski, Łapicki, Zawadzka i Halina Łabonarska. Bileterki płakały. Nowym dyrektorem został Jan Paweł Gawlik. Dawna publiczność zbojkotowała Dramatyczny. Zwożono autobusami młodzież, która piła wódkę w antraktach. Zdarzyło się na Weselu Figara, że wymiotowała z balkonów. Teatr się rozlatywał.

- Było to jedno z większych morderstw dokonanych na teatrze - wspomina Maciej Prus. - Wiele osób nie mogło się pozbierać po odejściu Holoubka. Niektórzy przestali być aktorami. Ja zmieniałem dyrekcje i nie znalazłem miejsca dla siebie. Zrujnowano nie tylko teatr, lecz także życie paru ludzi.

- Może nawet dobrze, że Gustawowi zabrano wtedy Dramatyczny... - zastanawia się Tadeusz Konwicki. - Bo teatr był u szczytu, nie zdążył się zbanalizować bulwarowym repertuarem, zniknął i zostawił po sobie wspaniałą legendę.

W palenisku już nie buzuje

- To był bardzo trudny moment dla Gustawa - zejście z pozycji lidera do pozycji szeregowego - opowiada Jan Englert, w latach 80. aktor Polskiego pod dyrekcją Dejmka. - Nie bardzo chciał grać. Nie było w nim imperatywu do działania artystycznego. Wziął udział w wielkich historycznych wydarzeniach i potem samo granie musiało mu się wydawać miałkie. Był też chyba zawiedziony, że - wraz z upływem czasu - miłość społeczeństwa do teatru i aktorów tak szybko wygasła. Społeczeństwo się zmęczyło, teatr stracił na znaczeniu, wszedł w jałowy bieg. Można było społeczeństwu albo śpiewać, albo je rozśmieszać, nie można było z nim rozmawiać na najwyższych poziomach. Sądzę, że to było przyczyną zmęczenia Holoubka. Miałem do niego wtedy pretensje, że w jego palenisku już nie buzuje... Po 1989 roku wraz z kilkoma kolegami znów wszedł do polityki. Dla dobra Polski, ale - wydaje mi się - również dlatego, żeby przestać mówić tylko cudzymi słowami, jak to się dzieje na scenie, i zacząć wreszcie mówić własnymi... Była to ich największa porażka. Nie przypuszczali, że właśnie tam, w Sejmie i Senacie Rzeczypospolitej, kompletnie nikt nie będzie ich słuchał.

Holoubek i Szczepkowski zostali senatorami, Łapicki - posłem w pierwszej kadencji parlamentu. Po latach Holoubek przyznał, że ich skuteczność była nikła; mogli albo domagać się dla środowiska dawnych przywilejów, więc w gruncie rzeczy upierać się przy komunizmie, albo poddać się dyktatowi ekonomii, która spycha sprawy kultury na daleki plan.

W 1992 roku Tadeusz Konwicki cierpko mówił o zaangażowaniu przyjaciela w politykę: - (...) to go w jakiś sposób pospolituje, (...) odczarowuje. Taki aktor, tej rangi, tej klasy i tej tajemnicy artystycznej, powinien się odzywać od wielkiego dzwonu (...). Nieustanne uczestnictwo w życiu potocznym (...) mnie osobiście, jako jego przyjaciela, boli. (...) Ja bym wolał, żeby Holoubek mniej się rozpraszał, żeby mniej się pokazywał, żeby ten zasób swojej siły rezerwował na te najważniejsze przedstawienia.

Po premierze Króla Edypa w marcu tego roku Holoubek wygłosił w Ateneum przemówienie, które goście odebrali jako krzyk protestu i credo, i testament artysty.

Nie udało nam się przerobić rewolucji na praworządność - mówił. Zamieniliśmy bezsens poprzedniego ustroju na popis pospolitości, na psychiczną szarość, brak elit i autorytetów. Kultura zeszła poza sferę zainteresowań rządzących. Telewizja traktuje swych odbiorców jak kretynów. Pojedynczy człowiek nie jest wartością zasadniczą. Potrzeba odnowy, przywrócenia kulturze - i człowiekowi - należnego im miejsca. Potrzeba humanizacji. Takiego wychowania człowieka, by drugi człowiek był dla niego obiektem najwyższego szacunku.

- Ja nie czuję obrzydzenia do świata, nie potępiam wszystkiego w czambuł - mówi. - Ubolewam tylko nad oddalaniem się ludzi od autentycznych wartości. Ale znajduję również w rzeczywistości pozytywne zjawiska. Obserwuję kolegów mojego syna. Odrzucają instynktownie wszelkie chamstwo, są kompetentni, nie sprzeniewierzają się wartościom. Wierzę w ich pokolenie.

Kulki naftaliny

Ateneum. Tu dostał pierwszy angaż w Warszawie. Tu trafił po Dziadach. Tu przyszedł, gdy z Polskiego wyrzucił go Dejmek. Kiedy po zmarłym Januszu Warmińskim obejmował w 1997 roku dyrekcję, wyraził nadzieję, że ta scena stanie się dawnym Teatrem Dramatycznym.

Okryty zielonym suknem stolik do kości stoi przy wejściu na scenę, w bezpiecznej odległości, żeby widzowie nie słyszeli licytacji.

Dyrektor uważa, że recenzenci demolują jego teatr. Joanna Szczepkowska: - Przez niezbyt mądre recenzje młodsze pokolenie może postrzegać Gustawa jako kogoś, kto myśli po dawnemu. Tymczasem on ma prawdziwie współczesny umysł i jego aktorstwo jest naprawdę współczesne. Niedawno odbyło się w Akademii Teatralnej sympozjum na temat słowa. Żeby udokumentować swój pogląd, Gustaw zaczął mówić Wielką Improwizację. Można powiedzieć, że odwrotnie niż w 1968 roku. Zaskakująco kameralnie, jakby rozmawiał z kolegą przy kartach. Zapadła cisza. Studentów zatkało.

Prof. Anna Kuligowska-Korzeniewska: - Jako dyrektor Holoubek zgromadził grono dobrych reżyserów, którzy stanowili o ambicjach artystycznych tego teatru. Nie odrzucał propozycji, które mogły uchodzić za prowokacyjne czy nowatorskie. Jednak teatr stracił na świeżości repertuarowej, na dynamizmie artystycznym. Trzyma się repertuaru, który dogadza mieszczańskiej publiczności. Nadal trudno się do Ateneum dostać. O sile tego teatru stanowią gwiazdy tej sceny. To jest scena tradycyjna i staroświecka, ale należy uszanować gust i smak artystyczny Holoubka. Oby tylko ta jego demonstracja staroświecczyzny, która jest też przecież pewną grą intelektualną, nie spowodowała martwoty teatru.

Maciej Prus: - Gdyby recenzenci patrzyli tylko na stronę zawodową aktorów, to nie powinni walić w ten teatr, bo jest on ostoją rzemiosła. Aktorzy świetnie artykułują, już wszystko umieją, brakuje im tylko jakiegoś błysku... Żeby ktoś im dał ognia... Może należałoby tam wpuścić powietrze, jak to robił Warmiński, gdy czuł, że teatr kostnieje. Wprowadzał wtedy młodych reżyserów.

Piotr Fronczewski, Edyp w ostatniej premierze: - Może rzeczywiście jest tu pewna patyna, może nie sprzątnięto wszystkich kulek naftaliny... Gustaw jest konserwatystą i nie będzie tu robił generalnego odkurzania. Albo to komuś odpowiada, albo nie.

- Recenzje są czasem przesadnie napastliwe - uważa prof. Edward Krasiński. - Jednak Ateneum - zawsze jeden z pierwszych teatrów stolicy - przestał nim być. To chyba kwestia zmęczenia Holoubka - to samo zauważało się u Dejmka w Polskim. Zmęczenia pracą i życiem.

Opadły czarodziejskie stroje

Rok 1993: - (...) Człowiek miewa chwile zwątpienia w sens naszej egzystencji. (...) Zaczynam odczuwać zwykły, prosty lęk, że to wszystko się kiedyś skończy. Jakże chciałoby się być nieśmiertelnym.

Rok 1997: - Ogarniają mnie lęki przed pewnymi symptomami odchodzenia.

Grał Prospera w Burzy Szekspira w Ateneum w 1991 roku. W finale, na wyciemnionej scenie, Prospero mówi wprost do publiczności: - Opadły czarodziejskie stroje. O własnych siłach tylko stoję, a te są nikłe.

Kwiecień 2004, po powrocie ze szpitala: - Lęk mnie nie opuszcza. Jestem w trakcie walki o następny etap mojego życia. Jeżeli to w ogóle jeszcze będzie możliwe... Jaki jest sposób na lęk? Praca. Tylko praca. Gdy w domu, pod nieobecność żony, ogarnia mnie przygnębienie, uciekam do teatru. To jest mój azyl, teatr daje mi poczucie, że jeszcze mogę się na coś przydać...

Jerzy Jarocki powiedział o nim, że ma moc rozszerzania pojemności granych przez siebie postaci. Zaopatruje tych przegranych herosów - Konrada, Leara, Superiusza - nie tylko w samoświadomość klęski, lecz także w wolę dalszej gry. Na przekór okolicznościom. To nie jest jedynie aktorska metoda, twierdzi Jarocki, ale osobista postawa filozoficzna Holoubka.

Estetyczni chuligani

Trzeci stolik od wejścia, przy ladzie z ciastkami. Tadeusz Konwicki w zielonej kurtce z demobilu. Andrzej Łapicki w tweedowej marynarce. Gustaw Holoubek w jasnej wiatrówce. Pochyleni nad marmurowym stolikiem w kawiarni Bliklego. Chudzi. Osobni. Nie pasują. Lecz ich statyczność i obcość pośród zgiełku ulicy Nowy Świat wzbudzają czułość. Jak kartka klasycznej powieści, zaplątana pomiędzy strony efekciarskiej i tandetnej prozy współczesnej.

Andrzej Łapicki: - W tym trio każdy gra swoją melodię. Ja uważam to za normalne, że odchodzę z tego świata. Staram się zachować starczą pogodę i tolerancję wobec otoczenia. Gucio się buntuje. Jest bardziej aktywny, jeszcze chce brać w tym wszystkim udział... To znajduje odbicie w naszych sposobach rozmowy. Ja jestem spokojny, on się czasem podnieca. Najbardziej zgorzkniały i zgryźliwy jest Tadzio. Przeżyliśmy dużo razem, ale to nie znaczy, że jesteśmy dla siebie mili. Nie ma dnia, żebyśmy się nie spięli. Ciągle się obrażamy i przepraszamy.

Temu pokoleniu towarzyszył pośpiech - pisał Holoubek w swoich wspomnieniach. - Musieliśmy uciekać przed lawiną głazów, które zasypywały za nami drogę powrotu, ciągle do przodu, bez możliwości oglądania się za siebie.

Konwicki: - Chcieliśmy we wszystkim wziąć udział... Życie było pełne błędów. A jednak w latach PRL żyło się w pewnym wyżu moralnym. Ciągle trzeba było podejmować jakieś ważne moralnie decyzje. Teraz rozterką jest, czy ukraść 80, czy 100 milionów. Nasze rozterki były o parę pięter wyżej. Jak się zachować... podpisać protest czy uciec przez okno... Chodziło wtedy o sprawy, które człowieka mimo woli podnosiły, prostowały. I nie mieliśmy takich apetytów. Nikt się nie rzucał do budowania willi.

W 1964 roku Konwicki poprosił Stanisława Dygata, by poznał go z Holoubkiem. Zrobił z nim cztery filmy. Przyznaje, że Lawę nakręcił ze względu na przyjaciela - żeby utrwalić jego Wielką Improwizację.

Opowiada: - Strasznie mnie parło, żeby z Guciem współpracować, wejść z nim w kontakt psychiczny i duchowy. Ja się go bałem na początku. Był ostry i groźny przez niezwykłą wyrazistość swojej sztuki. W nim się czuje do dziś jakąś przewagę. Widziałem na planie, jak klasycy przy nim tracili swoją aktorską osobowość. On peszy niechcąco.

Przez lata zasiadali razem w południe w kawiarni Czytelnika; byli - jak mówi pisarz - rodzajem instalacji literacko-humorystycznej, motorem dwucylindrowym... Nie omawiali spraw narodu ani losów sztuki, nie udawali kapłanów - zastrzega. - Gucio lęka się pozy artystycznej. Robi wszystko, żeby zbanalizować swój byt. Interesuje się sportem. Lubi posiedzieć, pożartować... Żyliśmy! Gadaliśmy o sporcie, piliśmy, rwaliśmy panienki. Przypominaliśmy takich... w miarę estetycznych chuliganów.

Łapicki: - Wstydzimy się głęboko rozmawiać, głębokie refleksje są na wynos.

Konwicki: - Mamy pewną kindersztubę. Pewne obyczaje i wzorce, pryncypia pokoleniowe, które nami sterowały. Lubiliśmy angielską literaturę. Styl powściągliwy, dżentelmeński. Ton pozbawiony histerii... W Guciu można się tylko domyślać pewnych dramatycznych procesów wewnętrznych, ale on z tego nigdy nie robił ostentacji. Gucia mentalność jest mi potrzebna. A jemu - ta moja neurastenia, ruchliwość umysłowa, niepokój - widocznie też są potrzebne jako surowiec do jego procesów wewnętrznych.

Holoubek: - Konwicki mną powoduje. Nie ma takiej sytuacji, w której bym nie musiał go posłuchać. Siadam przy stoliku u Bliklego: - nie tu siadaj, ale tu. Przesiadam się. - Jak ty trzymasz popielniczkę. Przysuń do siebie. Odsuń od siebie. Bez przerwy jestem przez niego pouczany, na co daję mu przyzwolenie. Uważam to za dziwactwo, które nie ma nic wspólnego z istotą naszych stosunków. Bo ten sam Konwicki, który się ze mnie śmieje - gdy leżałem w szpitalu po poważnej operacji przychodził codziennie... On, który z domu się nie rusza, nikogo nie odwiedza już od wielu lat... Stawał przy moim łóżku bez słowa, po pięciu minutach wychodził. My nie musimy informować się o czymkolwiek. Mamy identyczny stosunek do wielu faktów.

Zwalniają stolik za dziesięć dwunasta.

Kapryśna, ryzykowna, gorzka

Dlaczego swą książkę wspomnieniową Holoubek kończy tam, gdzie zaczął się w jego życiu teatr? Precyzyjnie opisuje kształt i fakturę przedmiotów dzieciństwa, zapach matki, urodę ojca i ten moment po przebudzeniu, gdy wydało mu się, że posiadł świat. I w chwili, w której jako młodzieniec przekracza próg szkoły aktorskiej, stawia kropkę.

Bo teatr nie jest wszystkim, nie jest końcem świata - wyjaśnia. Jest pasjonującą przygodą - kapryśną, ryzykowną i gorzką. Lecz nie warto porzucać dla niej prawdziwego życia. Tylko życie jest ważne.

***

Korzystałam z książek: Gustaw Holoubek Wspomnienia z niepamięci, Maria Czanerle Holoubek. Notatki o aktorze myślącym, Joanna Godlewska Najnowsza historia teatru polskiego, Małgorzata Szejnert Sława i infamia. Rozmowa z Bohdanem Korzeniewskim, Zbigniew Zapasiewicz Zapasowe maski, Zbigniew Raszewski Raptularz, Gustaw Holoubek pod red. Ewy Natorskiej".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji