Artykuły

Dżersi, czyli włoski portret Jerzego Stuhra

Gdyby chcieć przemierzyć Półwysep Apeniński śladami JERZEGO STUHRA, trzeba by objechać cały but - od Triestu po Palermo. Najlepiej pytać o Dżersiego, bo pod takim imieniem znają go przyjaciele i współpracownicy.

"Występował na scenach tylu teatrów we Włoszech, że sam nie jest w stanie wymienić wszystkich. Wyreżyserował kilka sztuk. Zagrał w filmie włoskim, sam zdubbingował się we włoskiej wersji Historii miłosnych. Wykładał. Nauczył się gotować makaron. Oczywiście wszystko przez przypadek. W pewnym momencie swojego życia zawodowego uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem związany z językiem, że to jest sztuka na pół gazu, bo wystarczy wyjechać za granicę i już potrzebuję dziesięciu tłumaczy. Zacząłem się zastanawiać, czy aktor jest w stanie przekroczyć barierę języka na scenie i postanowiłem, że jakakolwiek propozycja przyszłaby z zagranicy, to pójdę, spróbuję. Gdyby przyszła z Finlandii, byłbym dzisiaj znanym aktorem fińskim. Ale nagle przyszły Włochy.

A to za sprawą Giovanniego Pampiglione, który studiował w Polsce reżyserię, kochał się w Starym Teatrze, jako pierwszy przetłumaczył na włoski Witkacego. Polskim dramaturgiem zainteresował się słynny ośrodek w Pontederze, gdzie pracowali Grotowski, Kantor. W porozumieniu z uniwersytetem w Pizie zorganizowano sesję naukową poświęconą Witkacemu. Stuhr zagrał w Onych, muzykę napisał Stanisław Radwan. To była zima 1980.

Wyglądało to na jednorazową przygodę, aliści przyjechało paru krytyków i mówią: A dlaczego takiego pięknego przedstawienia nie pokażecie w Rzymie? A dlaczego nie w Mediolanie?. Pamiętam jakieś ogromne kłopoty, bo musiałem przedłużać paszport pagartowski. Telefony, telefaksy... Ale tak naprawdę zaistniałem, jak zrobiliśmy Mątwę Witkacego. Śpiewała Kora. Tak, tak, występowałem z Korą na scenie! Sercem festiwali teatralnych we Włoszech było wtedy Spoleto. No i ta Mątwa zrobiła tam furorę. Dostałem nagrodę krytyki włoskiej dla najlepszego aktora zagranicznego na scenach włoskich. Potem już było łatwo.

Niektórzy ludzie Dżersiego

Gabriele Iacovone na początku lat 90. był menedżerem w międzynarodowej firmie konsultingowej w Rzymie. Któregoś dnia zobaczył plakat Krótkiego filmu o miłości Kieślowskiego: Wchodzę do kina, widzę ten film i wybucha miłość. Zaczął szukać innych filmów Kieślowskiego, odwiedzać kluby filmowe z prześcieradłem na ścianie. Wreszcie zostawił wszystko i przyjechał do Łodzi studiować reżyserię. W ubiegłym roku na ekrany włoskich kin wszedł jego debiutancki film długometrażowy Non sono io (To nie ja), którego akcja toczy się w Łodzi. Stuhra poznał na festiwalu w Karlowych Warach, sześć lat temu. Kiedy dowiedziałem się, że będzie kręcił Tydzień z życia mężczyzny, zadzwoniłem do niego i spytałem, czy mógłbym zostać jego asystentem przy tym filmie. Nigdy nie zapomnę, jak powiedział: Dziękuję, że chce pan ze mną pracować.

Marco Sciaccaluga, dyrektor Teatro Stabile w Genui, poznał Stuhra w 1970 roku, podczas biennale w Wenecji, na festiwalu studentów szkół teatralnych z całej Europy: Jeden spektakl szczególnie zaciążył na naszej świadomości - Sen nocy letniej w reżyserii Petera Brooka. Po przedstawieniu byliśmy szczęśliwi jak dzieci. Podczas oklasków wszedłem na balustradę przy scenie, żeby dać upust swojej radości, a Dżersi trzymał mnie za nogi. Kiedy razem z Carlo Repettim zostaliśmy dyrektorami Stabile, od razu postanowiliśmy wciągnąć Stuhra do współpracy, powierzyć mu reżyserię jednego z przedstawień.

Carlo Repetti: Kiedy zimą 2001 roku przyjechał po raz pierwszy do naszego biura ze swoim scenografem Witkowskim, przywiózł na rozpoczęcie współpracy wódkę, którą wypiliśmy o 10 rano. To było bardzo mocne, porządnie zaszumiało nam w głowach. Jemu nie. Nie chciał wyreżyserować sztuki, którą podsuwali mu dyrektorzy, zaproponował im najnowszy dramat Mrożka. Mrożek chciał, żeby Dżersi jako pierwszy wyreżyserował Wielebnych. Znaliśmy autora, wcześniej wystawialiśmy w tym teatrze Tango, Emigrantów, ale finał Wielebnych nas nie przekonywał. Dżersi miał namówić Mrożka na zmiany, nie udało się. Przedstawienie nie było wielkim sukcesem, głównie z powodu ostatniego kwadransa, za to mieliśmy premierę światową, w obecności autora. Dżersi świetnie zagrał.

Orietta Notari grała w Wielebnych żonę Stuhra: Kiedy przyjechał do Genui, wiedziałam, że spotykam mistrza. Już przy pierwszym spotkaniu uderzył mnie jego spokój i charyzma. Zaczęliśmy od razu czytać tekst z podziałem na role, to było piękne doświadczenie. Zapamiętałam jego oczy - spokojne i penetrujące jednocześnie.

Michele Sordillo, reżyser filmowy z Mediolanu, zaangażował Stuhra do filmu La vita altrui (Cudze życie): Spodobał mi się w Historiach miłosnych, wiedziałem, że sam się zdubbingował. Szukałem go przez konsulat, a kiedy wreszcie zdobyłem jego numer i zadzwoniłem do Krakowa, okazało się, że jest akurat we Włoszech. Zastałem go w hotelu na basenie, z żoną. Zapytał, czy jego bohater, który w pierwszej wersji scenariusza jest Niemcem, nie mógłby być Austriakiem, bo on ma austriackie korzenie. Ma świetną wymowę po niemiecku.

Roberto Ruggieri, dyrektor Centro Universitario Teatrale w Perugii, wielokrotnie zapraszał Stuhra do prowadzenia kursów aktorskich, seminariów: Studenci czują przed nim duży respekt, chociaż nie stwarza sztucznych barier. Przywiązują się do niego, zwykle wyjeżdża zmoczony ich łzami. Zawsze prosi o zarezerwowanie tego samego hotelu na peryferiach. Ma tam zieleń, basen. Tam powstał scenariusz Historii miłosnych.

Za dużo luksusu

Za Historie miłosne dostał nagrodę krytyki na festiwalu filmowym w Wenecji. To mi dało kopa, wspomina. Następnego dnia czekała na mnie w Filmie Polskim sterta zaproszeń. Na początku miłośnicy kina i krytycy włoscy kojarzyli jego nazwisko z Kieślowskim. Teraz już się usamodzielniłem. Niech sobie piszą, co chcą - ja sam wiem, ile mam z Kieślowskiego.

Michele Sordillo przyznaje, że kiedy w 2000 roku kompletował obsadę Cudzego życia, użył Stuhra jako magnesu - by ściągnąć aktorów, którzy może w innych okolicznościach odmówiliby występu. To był taki okres, kiedy wszyscy chcieli ze mną grać - potwierdza Stuhr. - Nie wiem jak teraz. Takie rzeczy trzeba nieustannie podsycać.

Nie jest to na pewno popularność, która czyniłaby go rozpoznawalnym dla przeciętnego Włocha. Kiedy przyjechałem go odwiedzić w Krakowie, nie mogliśmy zrobić 10 metrów, żeby ktoś go nie zatrzymał - opowiada Ruggieri. - Wyszedł po mnie na dworzec o piątej rano i już ludzie zaczepiali go z prośbą o autograf. We Włoszech może spokojnie przechadzać się po ulicach.

Ale na planie Cudzego życia w Mediolanie traktowany był jak prawdziwa gwiazda. Miałem luksusowe warunki, do których absolutnie nie byłem przyzwyczajony. Dostałem własną przyczepę: barek, klimatyzacja, prasa, kanapa, w lodówce szampan, campari, soda. Myślę no, kurde, to jest życi

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji