Artykuły

Rzeczywistość ściga teatr

"Miarka za miarkę" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Ten spektakl to wbrew pozorom nie komentarz do seksafery.

Poszukiwacze politycznych afer, sensacji i tematów na wyłączność powinni domagać się nieograniczonego wstępu na próby spektakli Anny Augustynowicz. Odkryją tam z pewnością sprawy, które na wiele miesięcy opanują opinię publiczną. Reżyserka albo dysponuje potężną siecią służb specjalnych i systemów prognostycznych, albo ma nieszczęście być naszą narodową Kasandrą. Wszystko, co pojawia się u niej na prawach teoretycznej zabawy czy symbolu, zaraz potem staje się twardym realizmem. Zainteresuje ją jakiś luźno osadzony w rzeczywistości problem? Chamstwo na salonach ("Jeppe ze wzgórza", Kopenhaga)? Pustosłowie elit ("Napis", Szczecin)? Najpóźniej kilka miesięcy po premierze jakieś wydarzenie wyniesie te hasła na czołówki gazet. Użyje na scenie niewinnego wierszyka o zwierzątkach? Już wkrótce okaże się, że wierszyk naszpikowany jest agresywnymi, "zwierzęcymi metaforami" godzącymi w porządek społeczny, zmieniającymi sztukę w polityczną satyrę. Tak było z "Samobójcą" Erdmana (Teatr Współczesny w Szczecinie, 2005), gdzie na długo przed ogłoszeniem wyników wyborów pojawiła się piosenka o kaczkach i kurach.

Nigdy jednak kasandryczne moce Augustynowicz nie objawiły się tak silnie jak w przypadku "Miarki za miarkę". Namiestnik Angelo (Krzysztof Stroiński) pod nieobecność księcia (Mariusz Benoit) wprowadza w mieście terror pruderii. Za szczególnie niebezpieczne racji stanu uznał stosunki przedmałżeńskie. Skazuje więc na śmierć Claudia (Rafał Królikowski), narzeczonego i kochanka Julii (Anna Moskal). Wkrótce jednak sam proponuje erotyczny układ Izabeli (Dominika Ostałowska), która przychodzi błagać o litość dla brata Claudia. Bajkowy happy end następuje, gdy przebrany za mnicha książę pomaga Izabeli obnażyć prawdziwe intencje świętoszka.

Szekspirowska opowieść wygląda więc jak komentarz dopisany na szybko do najnowszej afery łóżkowej. Młoda kobieta sterowana przez "określone siły" urządza prowokację. Ujawniając, że władca zaproponował jej korzyść za seks, dokonuje zamachu stanu. Gdzieś w tle pojawia się nawet nieślubne dziecko, z tą tylko różnicą, że matka naprawdę wie, kto jest tatusiem. Ale Augustynowicz to nie telefoniczna wróżka ani Kuba Wojewódzki polskiej sceny. Nie stawia polskiej polityce horoskopów i nie poklepuje się sama po plecach, gdy horoskopy się spełniają. Jej czysty, minimalistyczny spektakl nie pokazuje konkretnych wydarzeń, ale mechanizmy. A główną kwestią, jaką zauważa reżyserka, jest brak złotego środka między fanatyzmem a nieodpowiedzialnością za sprawowane w życiu publicznym funkcje. Przypadkowi ludzie trafiają na przypadkowe stanowiska, a potem troszczą się już tylko, by dobrze na nich wyglądać.

Dlatego aktorzy, zamiast przemawiać z oddzielonej rampą sceny, siadają między widzami. Ubrani w ciemne, swobodne stroje nie przywiązują zbyt dużej wagi do wygłaszanych kwestii. Czasem podniosą się i trochę pochodzą, czasem wyrecytują swoją kwestię z głębi fotela. Ściągnięcie przygarbionych ramion i poszerzenie uśmiechu wystarcza Adamowi Woronowiczowi, by zmienić się w jednego ze śliskich, bezczelnych kłamców czy donosicieli. Dominika Ostałowska z wchodzi w rolę z przytupem, jakby meldowała wykonanie zadania na zbiórce zuchów. Scena, gdy Woronowicz podpowiada Ostałowskiej, jak zachowywać się w rozmowie z Angelem, powinna być używana na szkoleniach dla speców do medialnego wizerunku i strategii negocjacyjnych. Wszystko to blaga i kwestia warsztatu. Prywatni, trochę kokieteryjni aktorzy nie utożsamiają się z bohaterami. Mówią raczej: "Patrzcie na mnie, nie na postać! To ja gram i jestem w tym świetny!". Dystansują się, ironicznie przyglądają się sobie nawzajem. Ale czy wszyscy?

Tak jak w popularnych grach fabularnych RPG (Role-Plaing Game) kieruje nimi mistrz gry - książę. Ten "Master of puppets" złamał zasady ustanowionej przez siebie gry. Uwierzył w nią i uznał za prawdziwe życie. Benoit przez cały spektakl krąży pod ścianami sali, przygląda się, przeżywa jak trener podczas finału mistrzostw świata. Spięty i zaangażowany, popycha do kolejnych kroków obojętna Izabelę, wzdycha nad losem porzuconej przez Angela Marianny (Anna Moskal), z powagą mickiewiczowskiego Księdza Piotra, szuka w lekkoduchu Claudiu Gustawa-Konrada i usiłuje naciągnąć go na egzystencjalne wynurzenia. Tragedia zaczyna się więc dopiero w ostatniej scenie, gdy książę ujawnia się i przejmuje władze. Znika umowność i swoboda. Zaczynają się rządy człowieka owładniętego misją, pozbawionego poczucia humoru i dystansu do siebie. Na śmierć skazuje przecież nie obłudnego Angela, ale człowieka, który szydził z książęcych przywar. Książę nie kłamie, ale wierzy za to w jedną, nienaruszalna prawdę. Dlatego wychodząc ze spektaklu Augustynowicz trudno opanować dreszcz niepokoju - bo czy rzeczywistość znowu nie idzie w stronę wytyczoną w teatrze?

Na zdjęciu: scena z próby "Miarki za miarkę" w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji