Artykuły

Komiks wkracza do teatru

"Sandman" w reż. Igora Gorzkowskiego Studia Teatralnego Koło w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Komiksy i teatr od lat zawierają sojusze: komercyjne, kontrkulturowe, artystyczne. Jak będzie w Polsce, przekonamy się niedługo, bo do teatru trafił właśnie "Sandman" Neila Gaimana.

Dilbert obok Hamleta, Fistaszki obok Świętoszka, Simsy obok Ibsena. Czy tak będą kiedyś wyglądać teatralne afisze? Czy postaci z gier komputerowych, reklam, teledysków i komiksów pojawią się na scenach na równych prawach co postaci z dramatów? W Polsce historia komiksu teatralnego dopiero się zaczyna. Pierwszy komiksowy dymek wypuściło warszawskie Studio Teatralne Koło Igora Gorzkowskiego.

Postmodernizm po japońsku

Na wschodzie, w świecie mangi i komiksu filozoficznego, takie fuzje to codzienność. Szczególnie w Japonii, gdzie manga traktowana jest jako część literatury, komiks dostarcza teatrowi nie tylko fabuł. Scena i rysowane mocnym konturem obrazki w pewnym momencie zjednoczyły się, by wspólnie dokonać przewrotu artystycznego. W latach 80., gdy szalone efekty modernizacji i gwałtownej pogoni za Zachodem każdy dzień czyniły nieprzewidywalnym, japońska młodzież przejęła kulturę w swoje ręce. Komiksowa manga i teatr shogekijo (teatr kontrkulturowy, powstały w akcie protestu wobec starej, konwencjonalnej formy shingeki) zaczęły mówić wspólnym językiem zwanym już oficjalnie "dyskurs manga". Był to język obrazkowy, pozornie infantylny, służący pustej rozrywce, a jednak pozwalający zmierzyć się z traumatyczną historia kraju.

Shogekijo, poważny teatr buntu stworzony przez pokolenie urodzone po drugiej wojnie, odwrócił się od swoich twórców. Skupił się na ich dzieciach, które nie wyrastały w kleszczach narodowej martyrologii czy kultury oficjalnej, ale na kreskówkach o Tetsuwan Atomu (Kosmicznym Chłopcu). Tak było ze słynnym teatrem Yume no Yuminsha (Wędrujący we Śnie) Nody Hidekiego, który łączy aktualne sprawy społeczne z fantastycznymi fabułami i atrakcyjną, rozrywkową formą. Zanurzając się w kulturze popularnej i języku komiksów, teatr wpłynął znacznie na kształt japońskiego postmodernizmu. Postmodernizmu, dzięki któremu można wypowiedzieć nawet najtrudniejsze historie.

Goszczący w Polsce trzy lata temu Teatr Kiyama poprzez mangę opowiadał o atomowej zagładzie. Spektakl "Bosonogi Gen" według komiksu Keijiego Nakazawy łączył obrazkową dosłowność musicalu i pantomimy z wrażliwym opisem tragedii z sierpnia 1945 r. Życie przed i po przetoczeniu się po niebie bombowców B-29 zostało w nim oddzielone mocną, typowo komiksową kreską. Przerysowaną sielankę pierwszych obrazów zamroziła brutalna stop-klatka, po której nastąpił korowód zwęglonych ciał. Dla polskiego widza to mocny efekt, dla japońskiego teatru - jeden z niewielu sposobów na skomunikowanie się z młodymi.

Polska sięga po gwiazdę

Omijając szerokim łukiem Hollywood, gdzie od lat przenosi się na ekran wszystko, co osiągnie odpowiedni nakład (od "Supermana" czy "Sin City" po gazetowe comic strip: "Garfield", "Dilbert" czy "Skok przez płot"), trafiamy na off-Broadway w Nowym Jorku. Tam na afiszach od lat pojawiają się musicale o Fistaszkach ("Dobry z Ciebie facet, Charlie Brown" i "Snoopy!!! - Musical") znanych z ukazujących się od lat 50. historyjek Charlesa Schulza. Im dalej w kierunku Europy, tym ciaśniej od przenoszonych na scenę dymków. W Belgii musical o Tintinie ("Tintin i Świątynia Słońca") z komiksu Hergégo przyciągnął ponad ćwierć miliona widzów. W Genewie kasowym hitem stał się spektakl (także według komiksu Hergégo) "Klejnoty pani Castafiore", a w Paryżu - sztuka na podstawie "Kota rabina" Joanna Sfara.

To, co na Wschodzie służy komunikacji z pokoleniem młodych, na Zachodzie jest kluczem do portfeli starszych widzów. Każdy sentymentalny Belg chętnie szarpnie się na bilet, by sprawdzić, jakim głosem przemówi bohater jego dzieciństwa - Tintin. Każdy Amerykanin chętnie pójdzie z wnukami na stare, poczciwe Fistaszki. U nas komiksy pojawiały się na scenie tylko jako cytaty. Jan Klata w swojej " córce Fizdejki" (Teatr Szaniawskiego w Wałbrzychu) czarodzieja upodobnił do postaci z komiksu Krystiana Rosińskiego "Achtung Zelig!". Nawet u Warlikowskiego pojawiała się Mickey Mouse.

Studio Teatralne Koło nie ograniczyło się do wklejenia do gotowego dramatu komiksowego wizerunku, ale cały spektakl oparło na "Sandmanie" brytyjskiego gwiazdora komiksu Neila Gaimana. Gaiman, którego nowy zeszyt "Nigdziebądź" wchodzi właśnie do polskich księgarń, miewał już teatralne epizody. Jego scenariusze i opowiadania inspirowały autorów sztuk teatralnych i słuchowisk. Jego komiksy często się w teatrze rozgrywały. Igor Gorzkowski wyreżyserował Sandmana w wychłodzonej sali Polskich Zakładów Optycznych na Pradze. W pustej przestrzeni diaboliczny Sandman handluje oczami i wciąga bohaterów w kolejne pułapki. Policyjny urzędnik da się uwieść tańczącej lalce, a kafkowski nieudacznik - oskarżyć o serię morderstw. Polski "pierwszy raz" z komiksem trudno zaliczyć do wielkich wydarzeń artystycznych. To raczej cichy przełom, po którym teatr (od lat korzystający już z fantastyki, z konwencji gier komputerowych czy RPG) otworzy się z czasem na kolejne nowe środki i tematy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji