Artykuły

Urodzeni artyści

Piotr był dla rodziców zagadką, Michał - odwrotnie, otwartą kartą - Maria Bajor opowiada o swoich synach MICHALE I PIOTRZE BAJORACH.

- Zawsze powtarzam, że moje dzieci talenty odziedziczyły po ojcu. Oni malują, grają i śpiewają, ja lepię pierogi - śmieje się Maria Bajor.

Oni, czyli mąż Ryszard, aktor teatru lalek z wykształcenia, artysta malarz z zamiłowania, oraz synowie Michał i Piotr, absolwenci warszawskiej szkoły teatralnej. W rodzinie jest również aktorka Ewa Domańska, żona Piotra. I pięcioletnia Bogumiła, ich córka.

- Też będzie artystką, co do tego nie mam żadnych wątpliwości - mówi o wnusi babcia Maria. - Jest dziewczynką bardzo żywiołową, otwartą. No i zwłaszcza z dziadkiem chętnie bawi się w teatr.

- Mam nadzieję, że w życiu będzie mogła robić to, co lubi - dopowiada tata Bogumiły. - A na razie lubi śpiewać, tańczyć, występować.

Do mieszkania przy ulicy Kościuszki w Opolu Bajorowie wprowadzili się ponad 40 lat temu, ale starszy syn, Michał, przyszedł na świat jeszcze w Głuchołazach. Tam, gdzie poznali się jego rodzice.

Gdzie nasze korzenie

Powojenne losy rodziny Ryszarda, jak tysięcy innych Kresowiaków, zaczęły się od długiej podróży ze Wschodu na tzw. ziemie odzyskane.

- Pochodzę z Tarnopolskiego. Z domu, w którym artystycznych tradycji raczej nie było. Tato znał angielski i niemiecki, był tłumaczem. Mama prowadziła nasz sklep wędliniarski i udzielała się społecznie, miała swoją ligę kobiet - wspomina Ryszard Bajor. - Miałem ośmioro rodzeństwa, pięć sióstr i trzech braci. Ja byłem najmłodszy.

Maria, córka nauczycielki i absolwenta AGH, urodziła się w Dąbrowie Górniczej, dorastała w Stalowej Woli. Rodzice nie dzielili pasji zawodowych, ale artystyczne jak najbardziej. Oboje grali na skrzypcach.

- Mama zmarła, gdy miałam trzy latka - opowiada Maria Bajor. - Po roku tato ożenił się powtórnie z moją drugą mamą, która pięknie grała na pianinie. Mam czwórkę przyrodniego rodzeństwa. Wszyscy chodzili do szkoły muzycznej. Najmłodsza siostra nawet skończyła dyrygenturę, brat potrafi grać na wielu instrumentach. Więc faktycznie nie ma przeciwwskazań, żebym i ja była artystycznie uzdolniona. Słuch mam. Zresztą długie lata śpiewałam i tańczyłam z maluchami. Z moimi uczniami, bo przecież byłam nauczycielką i harcmistrzem ZHP.

Młodszy syn, o którym mama mówi "skromny, poukładany i wszechstronnie uzdolniony", z dzieciństwa zachował takie wspomnienie:

- Życie koncentrowało się w kuchni, przy stole. Kiedy wracałem ze szkoły, stół okupował tato, rozkładał na nim swoje przybory do malowania, robił do teatru kukiełki i dekoracje. Albo nad stołem stała mama i lepiła pierogi.

Piotr Bajor lubił obserwować ojca przy pracy, ale i kulinarne talenty mamy go fascynowały.

- I oczywiście umiem robić pierogi, zwłaszcza ruskie - zapewnia.

Jeśli opuszczał ojcowską "świątynię sztuki", to po to, żeby wrócić do własnej.

- Zamykałem się u siebie w pokoju i tam sobie dłubałem w drewnie, rysowałem - mówi. - Wtedy nie wyobrażałem sobie, że mógłbym, w życiu robić coś innego. Po szkole podstawowej poszedłem do liceum plastycznego. I do dziś ciepło wspominam spędzony tam czas. Właściwie ta szkoła tak naprawdę mnie ukształtowała.

Piotr chciał być artystą malarzem, ale kiedy nadszedł czas wyboru, postanowił spróbować swoich sił i w innej dziedzinie sztuki. Zaskoczył całą rodzinę, zwłaszcza starszego brata, bo złożył papiery na akademię sztuk pięknych i... do szkoły teatralnej. Dostał się na studia aktorskie.

- Ale jeszcze na pierwszym roku miałem momenty zwątpienia, czy dobrze wybrałem - przyznaje. - W końcu kiedyś przeczytałem taką myśl, którą przyjąłem za swoją: "Możesz być zawsze aktorem malującym, ale odwrotnie raczej nie".

I tej dewizie pozostaje wierny. Malowanie ciągle sprawia mu przyjemność. W warszawskim Teatrze Polskim, gdzie pracował, portretował swoich kolegów po fachu, ilustrował spektakle, w których grał, miał nawet swoją wystawę (Maria Bajor do dziś przechowuje zaproszenie na wernisaż).

Rodzinny dom

Piotr był dla rodziców zagadką, Michał - odwrotnie, otwartą kartą. Od przedszkola ciągnęła go scena, z tatą bywał w teatrze, z mamą - na harcerskich festiwalach. Kiedy miał lat 13, wziął udział w eliminacjach do opolskiego festiwalu piosenki. Jako 16-latek zadebiutował w filmie. U boku Beaty Tyszkiewicz zagrał w "Wieczorze u Abdona" Agnieszki Holland.

- Ja do szkoły teatralnej szedłem chyba od połowy podstawówki - twierdzi Michał Bajor. - Już wtedy nauczyciele i rodzice wiedzieli, że będę aktorem, że w moim przypadku nie może być inaczej.

Śpiewać też chciał od zawsze. Kiedy podczas opolskich festiwali biegał z kolegami pod amfiteatr i podglądał, co tam się dzieje, wiedział, że na pewno stanie na tej scenie. I miał rację.

Rodzice mieli powody do dumy, ale przysięgają, że sukcesami synów się nie upajali, bo ich zdaniem wszystko działo się trochę za szybko i za wcześnie. Szesnastoletni Michał wystąpił na festiwalu piosenki radzieckiej w Zielonej Górze. Publiczność była zachwycona, jurorzy też. Posypały się kolejne artystyczne propozycje.

Wtedy Maria Bajor uznała, że pora interweniować:

- Powiedziałam "stop", nigdzie nie pojedziesz, dopóki nie zdasz matury. A potem rób, co chcesz, jesteś dorosły, odpowiadasz za swoje czyny. Poza tym ani ja, ani mąż do niczego synów nie zmuszaliśmy. Mieli dużą swobodę. Cieszę się, że znaleźli swoje miejsce w życiu, ale żadnych zasług sobie nie przypisuję.

Synowie jednak są innego zdania. Uważają, że wiele zawdzięczają rodzicom. Owszem, żadnego przymusu nie było, ale podpowiedzi - i owszem.

- Namawianie do czytania książek, kierowanie uwagi w stronę filharmonii, lekcje w szkole muzycznej, fascynacja teatrem, w którym ojciec pracował, obserwowanie mamy oddanej bez reszty swojej nauczycielskiej pasji - wylicza Michał Bajor. - Jestem absolutnie przekonany, że to wszystko bardzo wpłynęło na zainteresowania moje i brata, na nasz rozwój i życiowe decyzje.

Jego brat wspomina, że opieka i czujność mamy długo były wszechobecne także poza domem, bo cała trójka miała wspólne miejsce nauki i pracy - Szkołę Podstawową nr 12 przy ulicy Ozimskiej.

Do Opola obaj wracają chętnie, choć Piotr znacznie rzadziej ("ale zawsze z dużym przekonaniem, że tam są moje korzenie") niż Michał, któremu rodzinne miasto kojarzy się z zielenią, spokojem i oczywiście z festiwalem ("kiedyś to było prawdziwe święto piosenki, ze spotkaniami po koncertach, z pierogami mojej mamy, na które zapraszałem po 20-30 osób").

Zawsze razem

W mieszkaniu przy Kościuszki wszystkie ściany zapełniają obrazy i zdjęcia. Maria Bajor: - To Bogumiła, nasza wnusia. Tu miała ledwie kilka miesięcy, tu roczek... A to obrazy namalowane przez Piotrusia. Tamten portret Michała ktoś mu ofiarował. O, a tę Świętą Rodzinę mój mąż namalował jeszcze na Wschodzie. To plakat do filmu "Ryś", w którym Piotr jeszcze student, debiutował...

Odkąd synowie rozpoczęli zawodowe kariery, mama gromadzi wszystko, co o nich napisano - notatki, wywiady, recenzje. Z roku na rok przybywa też albumów z rodzinnymi fotografiami.

Od 12 lat, odkąd Michał postawił dom pod Warszawą, tam zasiadają do kolacji wigilinej.

- W każdej Wigilii najważniejsza jest obecność rodziny, dopiero potem liczy się to, co na stole - uważają seniorzy rodu.

- Parę lat temu wyjechałem do Ameryki, na rok - wspomina Michał Bajor. - Tam też spędziłem święta, bardzo miło, wśród zaprzyjaźnionych osób, ale... nie chciałbym już tego powtórzyć. Póki żyją moi rodzice i jest brat z rodziną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji