Artykuły

Fedra

Maja Kleczewska należy do największych nadziei reżyserskich polskiego teatru. Jej kariera rozpoczęta debiutem na deskach krakowskiego Teatru im. Słowackiego spektaklem "Jordan" Anny Reynolds i Moiry Buffini w 2000 roku jest pilnie obserwowana przez rodzimą krytykę. Nic dziwnego, że jej najnowsze dzieło "Fedra", oparte na fragmentach tekstów Seneki, Eurypidesa, Enquista i Tasnadiego było wyczekiwane z wielkim zainteresowaniem i podzieliło środowisko teatralne. "Czytaliśmy wszystkie Fedry i postanowiliśmy opowiedzieć tę historię używając tych tekstów, i tych fragmentów które dla nas były ważne i dotkliwe" - mówi Kleczewska.

Bohaterką spektaklu jest Fedra, mityczna córka Minosa i Pasifae, siostra Ariadny. Poślubiona wbrew woli Tezeuszowi, zakochała się w pasierbie - Hipolicie, który wzgardził jej uczuciem. Gdy mąż wraca do domu Fedra potwierdza oskarżenia swojej powiernicy i służącej Enony mówiące, że Hipolit zgwałcił macochę. Ciężka, mocna, klaustrofobiczna i brutalna opowieść o namiętności, która jak rak zżera od środka i nie daje szans na wyleczenie, opakowana w pop kulturowe bajery zdaje egzamin. Poskładana z wielu tekstów historia, mieszająca epoki i język, epatująca brutalnością scen, samotnością bohaterów, w połączeniu ze znakomitą grą aktorów, ze szczególnym wyróżnieniem dla Danuty Stenki grającej tytułową rolę, jest autentyczna i przejmująca.

Nie jest to pierwsze spotkanie Kleczewskiej z klasycznym tekstem. Po udanym debiucie przygotowała "Elektrę" Hugo von Hofmannstahla na scenie jeleniogórskiego Teatru im. Norwida (2001). Po zmierzeniu się z "Makbetem" Szekspira wystawionym w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu (2004) reżyserka wypowiedziała słowa, które można uznać za jej artystyczne credo. "Ja - człowiek jestem odpowiedzialny za wszystko, co zdarza się w świecie. O taką świadomość dziś chodzi w teatrze - deklarowała Kleczewska. - O nic więcej". ("Notatnik Teatralny" 2004, nr 35).

Podczas konferencji prasowej przed debiutem "Fedry" na deskach Teatru Narodowego Kleczewska nie kryła zdenerwowania ciągłymi zapytaniami uporczywych dziennikarzy o brutalność sceny, którą zdecydowała się im zaprezentować. "Teatr antyczny ogląda człowieka w takich momentach. Elektra z Orestesem zabijający matkę, czy Klitajmestra zabijająca męża, to wszystko to jest obszar, który ociera się o śmierć () trudno jest o tym opowiadać poetycko-papierowo."

Rzeczywiście, po obejrzeniu spektaklu o poetycko-papierowość interpretacji nie powinno się go oskarżać. Wchodząc na salę (scena przy Wierzbowej) zostajemy od początku zaatakowani nie tylko klaustrofobicznością miejsca, ale i interesującą inscenizacją - fotografią (scenografia - Katarzyna Borkowska). Bezruch i apatia pierwszej sceny w połączeniu z nadchodzącą paranoją i obłędem otoczenia i samych bohaterów, tworzy nastrój zakładu dla psychicznie chorych. Tu jednak zastajemy go w sterylnie czystej stylizacji szpitalnej z tykającymi świetlówkami i bijącą po oczach bielą otoczenia. Po prawej stronie stoi łóżko z podłączonym do aparatury Tezeuszem (Jan Englert), który od lat leży w śpiączce. Po lewej leży rozleniwiona Arycja (Patrycja Soliman). W centrum, wita nas stylizowana na manekina z galerii dla nowobogackich lub na modelkę z prasy poświęconej modzie dla najwyższych sfer, nieruchoma i dostojna w swej wyższości Fedra. Poza damy, dwa charty u nóg i wielki czarny kapelusz to jak ma się niedługo okazać tylko postawa chroniąca skrywane namiętności, których bogactwo i władza nie mogą ugasić. Z tyłu stoi wielki, podłużny stół, gdzie bohaterowie zaspokajać będą swój "głód" i swoje żądze.

Jaka jest więc ta "Fedra" Kleczewskiej? "To jest wielka dama, która rozpoznaje w sobie takie emocje i takie pragnienia, na które nie ma zgody, ale nie ma też na nie wpływu". Reżyserka oddzieliła uczuciowość od namiętności pozostawiając na scenie czystą żądzę. Fedra jest gotowa zrobić dla Hipolita wszystko - to stwierdzenie nie ukazuje jednak bezmiaru jej cierpienia. Tak, ona cierpi, czując się coraz starsza w świecie, który żąda od niej bycia wiecznie młodą, uwielbianą, pożądaną i ciągle na topie. Bohaterka opisuje znamiona swojego uczucia jak kolejne etapy nieuleczalnej choroby, która trawi jej ciało od wewnątrz. Skrywana przez lata namiętność nie daje się ugasić. Nie kochając Tezeusza podczas niechcianych zbliżeń myśli o jego synu. Lata grania wyniosłej i niechętnej Hipolitowi nie przynoszą rezultatu. Fedra doprowadzona do ostateczności odkrywa przed młodzieńcem swoje prawdziwe uczucia i zostaje przez niego brutalnie odtrącona. Zdaje sobie sprawę, z płytkości swej namiętności, co powiększa jej cierpienie, lecz mimo tego nie potrafi jej ugasić.

Jest to opowieść, która wydaje się być posklejana z pojedynczych scen. Można to interpretować jako reżyserskie potwierdzenie chaosu rzeczywistości. W pierwszych scenach rapujący Hipolit buntuje się przeciwko otrzymaniu władzy, w następnej jest już eleganckim panem w zgrabnie uszytym garniturze. Fedra zwierza się Hipolitowi z miłości do niego przez telefon nagrywając mu się na automatyczną sekretarkę. W tym bezładzie historia kobiety nabiera jeszcze bardziej przerażającego wymiaru.

Kleczewska przedstawia świat gdzie nie istnieją relacje między ludźmi. Wszyscy są samotni, wszyscy są sobie obcy i nie potrafią tego zmienić. Hipolit mimo, że przed Fedrą zgrywa niedostępnego i śmieszy go jej uczucie, obraża ją dopiero po nieudanym zbliżeniu. Czuje się małym nieudacznikiem przy wielkim ojcu, któremu zazdrości i którego chciałbym jak każdy chłopiec naśladować. Swoją małość w krańcowy sposób okazuje podczas rywalizacji z Teramenesem, przy którym czuje się niemęski i słaby. Hipolit w rytm oszałamiającej muzyki (świetna praca Adama Falkiewicza) wbija sobie widelec w dłoń. Ból i doświadczenie istnienia mają go pobudzić do życia, do zmiany. Jednak nie zmienia się nic. Krwawe znaki pozostawione podczas rytualnego wyznania miłości na ciele Artycji nie zmieniają stanu ich samotności. Wyzwolona i szalejąca z Teramenesem Panope (Kamilla Baar) nie nauczy ją jak być kobietą, a sama ostatecznie stanie się tylko przedmiotem w rękach uwodzonego mężczyzny. Enona, mimo tego, że gra postać staruszki jest młodą kobietą, która by nie urazić swojej pani odgrywa przy niej flejtucha i nieudacznika. Sama jednak marzy by być jak ona dumną damą i gdy ta nie widzi, przymierza z upodobaniem jej stroje. Tezeusz zaś gdy niespodziewanie wraca do żywych w elvisowskiej marynarce ciągle stara się grać nadczłowieka. Jest uzależniony od podziwu i uznania. Gdy jednak staje się świadkiem upadku swego domu odrzuca tę maskę i wpada w rozpacz. Jest jeszcze Minotaur (Przemysław Stippa), pozostawiony sam sobie, ukryty w labiryncie swojego gameboya, jest szczęśliwy gdyż nic od tego świata nie wymaga i nie żąda.

"Ja mam wrażenie że w mitach antycznych nikt nikogo nie ocenia, to znaczy oglądamy człowieka w sytuacji tragicznej, bez nazywania tego czy jest on dobry czy zły, sama sytuacja, zbiegi okoliczności decydują o tym, że jego położenie jest tragiczne" - podsumowuje Kleczewska.

Reżyserka nie stara się ubrać swej sztuki w płaszcz mitu i przez to oddalić go od nas. Posklejane obrazy nie stanowią gładkiej i płynnej całości, są jak monstrum, które właśnie powołano do życia. Naturalistyczne i zwierzęce potrzeby Fedry skazują ją na upadek. Ale wraz z nią do otchłani spada cały świat, który pogrzebany zostaje w sali wypełnionej wieńcami.

***

Maja Kleczewska (1973) reżyserka teatralna. Studiowała psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. W 2000 roku ukończyła Wydział Reżyserii krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Współpracowała z Tadeuszem Bradeckim, ze Starym Teatrem w Krakowie jako asystentka Krystiana Lupy oraz z Krzysztofem Warlikowskim w warszawskim Teatrze Dramatycznym (1997). Od 1999 roku jest członkiem Stowarzyszenia Młodych Reżyserów przy Unii Teatrów Europy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji