Artykuły

Nie zagram w serialu

- To, że bywam aktorem zbudowane jest na mojej potrzebie kontaktu z drugim człowiekiem. Bywam, bo to nie zawód; tak samo, jak nie ma zawodu księdza, poety, Polaka. To są powołania - mówi WOJCIECH PSZONIAK.

"Lwowiak, po wojnie osiadły w Gliwicach. Ze Śląska ma też jedyną, ukochaną, najpiękniejszą i bardzo mądrą żonę psycholożkę, która w Paryżu otwarła gabinet

terapeutyczny. Do Polski przyjechał po kolejnej długiej przerwie, a wydaje się, że nigdy stąd nie wyjeżdżał! Wojciech Pszoniak - znakomity aktor filmowy i teatralny popularnością wciąż bije na głowę gwiazdy jednego sezonu.

- Rzeczywiście długo to trwało - mówi artysta - bo grałem w sztuce, która w Paryżu odniosła niebywały sukces. Wystąpiłem w niej 480 razy; dzień po dniu, w soboty nawet dwukrotnie. Nie zagrałem przez to Papkina w Zemście a w Ateneum przetałem grać w Kolacji dla głupca. Przyjechałem, bo Polski mi brakuje. To, że by wam aktorem zbudowane jest na mojej potrzebie kontaktu z drugim człowiekiem. Bywam, bo to nie zawód; tak samo, jak nie ma zawodu księdza, poety, Polaka. To są powołania.

Urodzony we Lwowie, Wojciech Pszoniak w 1947 roku pojawił się w Gliwicach. miał 14 lat, gdy został doboszem orkiestry wojskowej, 16-letni rzucił mundur. W gliwickiej szkole muzycznej uczył się gry na klarnecie i oboju. Jako kilkunastolatek w Ligocie Dolnej zrobił kurs szybowcowego pilotażu. Pracował na Politechnice Śląskiej, gdy zetknął się z teatrem studenckim i Tadeuszem Różewiczem. Nie przyjęty do szkoły warszawskiej, aktorskie studia ukończył w Krakowie, po których w Starym Teatrze zagrał w spektaklach Konrada Swinarskiego i Andrzeja Wajdy. Potem przyszedł film, kabaret, stołeczny Teatr Narodowy a później sceny Paryża i Londynu.

- Jestem z lwowskiej, dobrej, mieszczańskiej rodziny - wspomina. - Trochę kundlem, bo nie jestem, jak Wałęsa, stuprocentowym Polakiem. Jest we mnie też krew ormiańska i węgierska. Dziadek był fabrykantem. Ojciec, skromny asystent na politechnice lwowskiej, chciał się pobudować na Wysokim Zamku. Pech - albo szczęście - robotnicy przyszli 1 września 1939 r. Po wojnie na Śląsk dotarliśmy bez niczego. Nie miałem tego, co mieli koledzy, ani roweru, ani łyżew czy sanek. Rodzice ciągle rozmawiali o pieniądzach. Pewnie dlatego do dziś takich rozmów nienawidzę.

Uczyłem się i robiłem różne rzeczy; pracowałem na przykład w rzeźni, nosząc w mrozie świniaki. Mając 20 lat, zastanawiałem się, co zrobić, by za lat 30 tak samo cieszyć się życiem i doszedłem do wniosku, by wszystko robić z pasją. Tylko tacy ludzie posuwają świat do przodu. Nigdy nie zagrałem w serialu. I nie zagram, bo nie jestem pokojem do wynajęcia.

Nie chciałbym pozostać na zawsze jakimś serialowym doktorem. Tylko w zgodzie z sobą jestem szczęśliwy, zaś jedynie wtedy mogę i ludziom coś dać. Moje role to próby odczytania na własną miarę drugiego człowieka, wejścia w niego, stania się nim. Najpiękniejsze w aktorstwie jest to, że człowiek wchodzi w rejony, które nie są dostępne ani dla psychologii, ani dla innych dziedzin wiedzy czy sztuki".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji