Artykuły

Kraków. Beata Malczewska-Starowieyska o rodzinie

Molierowski mieszczanin nie miał świadomości, że całe życie mówi prozą. Że żyje wierszykami, krakowska szlachcianka wiedziała od dawna. W stu bibliofilskich egzemplarzach opublikowała historię swojej rodziny.

"Malutka książeczka z koślawymi rymowankami" - takiego określania dla "Pawia królowej" Doroty Masłowskiej użył wyrastający na naczelnego zazdrośnika polskiego Tomasz Piątek, krytykując przyznanie autorce literackiej nagrody Nike. Bardzo jestem ciekawa, co by wymyślił, gdyby wpadła mu w ręce najnowsza produkcja aktorki Beaty Malczewskiej-Starowieyskiej [na zdjęciu]. Do "Historyjek o rodzinie, /Jak czas płynął na Gontynie. /Zrymowanych dla pamięci, nim przeminie" właśnie takie określenie pasuje bowiem jak ulał (do "Pawia" tymczasem - niekoniecznie).

Nie piszę tego bez pewnej dozy sympatii. Książeczka Malczewskiej jest w dzisiejszych czasach tworem wręcz zdumiewającym. Autorka, aby "ocalić od zapomnienia", zrymowała powszednie historyjki dotyczące swojej rodziny, która mieszka na Gontynie w liczbie 33 krewnych i powinowatych (Malczewskich, Starowieyskich i Rostworowskich). Dzieło wydaje się być klasycznym wytworem zabaw panien z dobrych domów. Łatwo wyimaginować sobie Izabelę Łęcką, Kitty Szczerbacką czy Zosię po kądzieli Horeszkównę oddające się podobnej rozrywce, popijając popołudniową herbatę z konfiturami.

"Historyjki o rodzinie", opatrzone zdjęciami z familijnego albumu i ilustracjami Kazimierza Wiśniaka, w swoim charakterze zagubione są w dawnej, arystokratycznej epoce. Starają się być zabawne, lecz nawet czubkiem buta nie przekroczą w tym granicy dobrego smaku. Przesycone są sentymentalizmem i kiczowatą serdecznością. Czy są zgrabne? Czasami. Niestety, tylko czasami. Oto losowo wybrana próbka (interpunkcja oryginalna):

Lecz największe wydarzenie

Które zawsze jest w Rodzinie,

Że się - dzieci urodziły.

Tym co ślubowali w zimie,

Czyli Julii z Dominikiem,

Wcześniej Rafałowi z Elą,

Pierwsi z Frankiem, małym smykiem,

Drudzy Anią się weselą.

Malczewska na szczęście przyznaje wprost, że ambicji literackich nie miała. Pisać wierszyki zaczęła ponoć dla swoich dorastających córek, które zmartwiły ją kiedyś stwierdzeniem, że życie jest nudne. Aby im udowodnić, jak wiele dzieje się każdego dnia, zaczęła prowadzić rodzaj rymowanej kroniki. Być może lepiej by było, gdyby na tym poprzestała, a jej utworki pozostały domowymi kwiatuszkami w stylu "Kto oblizuje nóż, ten nie przemówi już" ze stworzonej przez Małgorzatę Musierowicz rodziny Borejków. Nikomu jednak nie można zabronić wydania sobie książki, jeśli tylko ma ochotę i możliwości. Toteż Malczewska to uczyniła. Książka ujrzała światło dzienne w stu bibliofilskich egzemplarzach. Promowana była w Loch Camelot w gronie towarzystwa wzajemnej adoracji, pogryzającego domową szarlotkę.

Cóż, najlepiej potraktujmy to dzieło w kategoriach ciekawo

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji