Artykuły

Chłopiec z Umarłej klasy

- Prywatnie był bardzo dowcipnym, zabawnym człowiekiem - wspomina Zdzisław. - Potrafił opowiadać dowcipy, ilustrując je jednocześnie. Wiedział, że jest genialny. TADEUSZA KANTORA wspomina jego krewny - Józef Kantor.

Minęła 16. rocznica śmierci Tadeusza Kantora

Ten dzień dotąd tkwi w pamięci jego krewnego, Zdzisława Kantora, przewodnika w Tyskim Muzeum Piwowarstwa. - Byłem akurat w Krakowie, widziałem się z Tadeuszem. Prowadził próby do kolejnego spektaklu. Kiedy dotarłem do Tychów i mama mi powiedziała, że Tadeusz nie żyje, nie mogłem uwierzyć. Przecież kilka godzin wcześniej go widziałem, rozmawialiśmy - wspomina Zdzisław, którego ojciec, Józef, jest stryjecznym bratem Tadeusza. - Nic nie wskazywało, by koniec miał być lak blisko. Ale taki był Tadeusz: bez względu na to, jak się czuł - kiedy pracował, był wulkanem energii. Podczas pracy nie było w jego życiu miejsca na słabość. A tym spektaklem żył bardzo intensywnie.

Tyska familia

Mało kto wie, że ten wielki artysta bywał w Tychach. Tu mieszkała jego ciotka, Józefa Kantor, siostra jego ojca, osoba bardzo ważna w życiu artysty. - Józefa Kantor przewijała się przez życie Tadeusza jako swego rodzaju opiekuńczy duch, który o małym Tadku stara się pamiętać za jego ojca - opowiada Zdzisław Kantor. - Bo ojciec był prawie nieobecny w życiu syna. Społecznik, działacz, polityk, pisarz, dziennikarz, legionista pod dowództwem gen. Hallera zniknął z domu wraz z pierwszą wojną i już nigdy na dobre nie powrócił. Tadeusz pamiętał z dzieciństwa jego buty wojskowe oraz czarną limuzynę, z której wysiadał i sprężystym krokiem szedł na sporadyczne spotkania z rodziną. Miał 27 lat, kiedy ojciec zginął w Auschwitz, ale nie zdążył go poznać. Poznawał go wraz ze mną w latach 80., kiedy pisałem o nim pracę magisterską.

W Tychach miał też wspomnianego brata stryjecznego, Józefa Kantora, którego przygarnął do swojego krakowskiego mieszkania na czas jego studiów.

Pogrzeb z pompą

- Prywatnie był bardzo dowcipnym, zabawnym człowiekiem - wspomina Zdzisław. - Potrafił opowiadać dowcipy, ilustrując je jednocześnie. Wiedział, że jest genialny. Świat go rozpieszczał, ale on umiał zachować normalność. Kiedy umarł, pamiętano przede wszystkim, że nie lubił konwenansów. Zastanawiano się, co by Mistrz powiedział na pogrzeb z pompą i karawanem zaprzężonym w czarne konie. - Ostatecznie zdecydowano się jednak na dostojną ceremonię i na te czarne konie, które karawanem wiozły tonącą w kwiatach trumnę z doczesnymi szczątkami artysty - opowiada Zdzisław Kantor. - Na Cmentarz Rakowicki odprowadzał go wielotysięczny tłum. Ja należałem do tych, którzy optowali za taką właśnie oprawą pogrzebu. Byłem pewny, że Tadeusz byłby zadowolony, bo to był wielki teatr, który przecież kochał. I wiedziałem jeszcze, że na przekór temu, co mówił o wszelkich medalach i odznaczeniach, bardzo lubił je dostawać. Każdy taki medal sprawiał mu ogromną radość.

Pożegnanie mistrza

Zdzisław Kantor pamięta, że dzień pogrzebu Mistrza był chłodny, wietrzny. W kondukcie żałobnym szedł z przodu, obok zakochanego w sztukach Tadeusza Kantora Jerzego Stuhra prowadzącego za rączkę małego Maciusia. W kaplicy cmentarnej odprawiona została msza. Z uwagi na wielojęzyczny tłum (byli Japończycy, Anglicy...) odprawiono ją po łacinie. - Ale w tym wielkim tłumie chyba tylko dwie osoby znały ten język: ksiądz i mój brat Jacek. I tylko oni prowadzili len swoisty dialog podczas uroczystości pogrzebowej - wspomina Zdzisław. Na grobie artysty stanęła jego osobista rzeźba - Chłopca z Umarłej Klasy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji