Artykuły

Jak pierdoła został spryciarzem

Trochę dobrego humoru i dawki uśmiechu na karnawał. Jeśli o to chodziło, plan został wykonany - o "Plotce" w reż. Tomasza Mana w Teatrze Miejskim w Gdyni pisze Anna Bielecka z Nowej Siły Krytycznej.

Któż z nas nie lubi plotkować? Plotka to przecież tak apetyczna pożywka dla wyobraźni, że raz zasmakowana mimowolnie prosi o więcej. A my sycimy się nią oblizując usta, nie bacząc często na to, że oprócz swych lekkich właściwości może czasem krzywdzić i zadawać ból. Nikt chyba jednak by nie pomyślał, że może być też kluczem, który otworzy zamek do wielkiej i burzliwej kariery. A jednak.

Plotek o "Plotce" w Teatrze Miejskim w Gdyni było wiele. Najważniejsza z dumą głosiła, że nie będzie to spektakl o gejach. Tymczasem to magiczne słowo działa w dzisiejszym świecie jak złoty talizman albo cudowny narkotyk, który kilka razy podany, zwyczajnie uzależnia. Jego ofiarą padli zarówno widzowie, jak i aktorzy. Ci pierwsi, dobrze znając stereotypowy wizerunek geja, wiedzieli, że należy śmiać się z homoseksualnych fryzur, strojów i gestów, których na scenie nie zabrakło, drudzy zaś, chcąc sprostać ich oczekiwaniom, demonstrowali przywary odmieńców, przejaskrawiając wszelkie możliwe zachowania. Na wnikliwie studium plotki, która doprowadziła do całego zamętu, zabrakło już miejsca. A szkoda, bo mogłoby okazać się to znacznie zabawniejsze.

Niby nic takiego się nie stało, zwyczajna, prozaiczna historia. W firmie zaczynają krążyć plotki o zwolnieniu księgowego. Zażenowanie, obawy, strach. Tak bywa przy redukcji etatów. Tyle, że nie chodzi o zwykłą firmę i zwykłego księgowego. To fabryka prezerwatyw, a jej pracownik jest życiowym nieudacznikiem, "pierdołą", od którego odeszła żona, a syn ze wstydu omija wielkim łukiem. Nic tylko rzucić się z okna, choć i to niemożliwe, bo na dole zaparkował samochód sąsiada, którego nie wolno porysować. Ale sąsiad to dobry znak, nadzieja na wielkie zmiany. Wpada na pomysł, by szary, niewidoczny księgowy Francios Pignon udawał geja. Uniknie w ten sposób przymusowego zwolnienia z fabryki prezerwatyw, która nie może przecież pozwolić sobie na seksualną dyskryminację. Przemienia się więc Pignon w prawdziwego pedzia, wdziewając złotą marynarkę, różowy sweterek, złote buty z wielkimi czubami i wiążąc bordową apaszkę wokół szyi. A żeby tego było mało, wystąpi w Paradzie Gejów, która przejdzie ulicami miasta, i którą pokażą stacje telewizyjne i skomentują rozgłośnie radiowe w całym kraju. Będzie to rzeczywiście niebagatelny debiut medialny. Pignon zasiądzie na wielkiej platformie z ogromnym czerwonym kondomem na głowie, by dać wyraz swej solidarności z homoseksualistami.

Jakie będą tego konsekwencje? "Pierdoła" stanie się kimś ważnym. W pracy zaczną go szanować, syn będzie dumny z ojca, była żona w końcu zje z nim kolację, a on sam, zyskawszy pewność siebie, upokorzy ją na oczach kelnera. A kiedy prawda w końcu wyjdzie na jaw i okaże się, że cały ten ciąg zdarzeń był starannie zaplanowanym sprytnym podstępem, Francois Pignon będzie już na tyle silnym mężczyzną, by walczyć o swoje prawa, a nawet zbudować nowy związek z koleżanką z pracy panną Bertrand (Beata Buczek-Żarnecka).

Piotr Michalski w głównej roli znakomicie odgrywa metamorfozę księgowego. Komediowe role to zresztą jego żywioł. Z niepewnego, przygarbionego pracownika biurowego, który nie potrafi nawet mówić swoim głosem, tylko dziwnie przytłumionym i nosowym, przemienia się najpierw w trochę niepewnego wykonawcę swych sprytnych strategii, aż w końcu rozkwitnie i wybrzmi pełnym tonem zwycięzcy. Jego przemiana będzie jednak nie tylko zabawna, ale dojrzała i świadoma, pełna wewnętrznego porządku i ugruntowana w zawodowym i prywatnym życiu.

Ale tylko Michalski zdaje się mieć świadomość tego, że nie z parodii gejowskiego stylu mamy się tutaj śmiać i nie o jego wzorowe wykonanie chodzi. Bogdan Smagacki, który w "Plotce" z zapalonego rugbbysty i mięśniaka przeradza się w prawdziwego geja zakochanego w Pignon, kupującego mu różowy sweterek za 600 euro i czekoladki, a nawet porzucającego żonę dla nowej męskiej miłości, grał już u Tomasza Manna jedną równie ważną rolę. I albo poczucie humoru reżysera jest tak osobliwe, że każe grać aktorom te przerysowane parodie, albo Smagackiemu się wydaje, że ciągle gra Adasia Miauczyńskiego. I bynajmniej nie próbuję odjąć mu przez to wartości obu kreacji, ale wieczna choroba min i gestów, która się do niego przykleiła, jak kiedyś do Cezarego Pazury w "13. posterunku", jest tu nie na miejscu. To samo dotyczy zresztą Leszka Czerwińskiego w roli syna Pignon. Tak bardzo chce być cool w swojej pomarańczowej czapce na głowie i ze słuchawkami na uszach, że aż zamiast mówić, zaczyna rapować. I co ciekawe niewiadomo skąd włącza mu się piosenka Lecha Janerki:

"Jezu jak się cieszę

Z tych króciutkich wskrzeszeń

Kiedy pełną kieszeń znowu mam

Znowu mogę myśleć

Trochę jakby ściślej

I wymyślać śmiało nowy plan"

Plan był rzeczywiście przedni, gdy chodzi o strategie działania Pignon, o jego przemianę z "pierdoły" w spryciarza. "To duży awans" - wyzna prezesowi w jednej z finalnych rozmów, gdy karty będą już odsłonięte. Gdy zaś idzie o plany Mana wobec Vebera, to nie stało się tu nic niezwykłego. Trochę dobrego humoru i dawki uśmiechu na karnawał. Jeśli o to chodziło, plan został wykonany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji