Artykuły

Mizoginia Jazz Club

"Sejm kobiet" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

W "Sejmie kobiet" Arystofanesa Mikołaj Grabowski wykorzystał wszystkie możliwe środki, by ostatecznie dowieść, jak feminizm doprowadza do upadku kulturę, państwo i kobiety.

Niedawno polska psychiatria wzbogaciła się o nową jednostkę chorobową: geronto-gino-fobię, czyli lęk przed starymi kobietami. Konkretnie przed pewnym szczególnym ich typem. Z tego złożenia powstał nowy Frankenstein, czyli zombi w moherowym berecie. Sny o takich zjawach nawiedzały już wielu twórców. Artyści różnej płci i wieku z upodobaniem wklejali je do swoich spektakli, obrazów, instalacji, formowali z nich antyczne chóry, pisali o nich piosenki.

Mikołaja Grabowskiego moherowy koszmar dopadł najprawdopodobniej w jazz klubie. Tam właśnie dyrektor Starego Teatru przeniósł akcję Arystofanesowskiej komedii "Sejm kobiet". Unoszą się powolne rytmy, kanapa lśni jak dyskotekowa kula, a za ścianką z blachy falistej kryje się żeński kwartet saksofonowy. Nie jest to może klub Utopia, ale idealne miejsce, by jakąś polityczną utopię wymyślić. Ateńskie kobiety pod wodzą Praksagory (Dorota Pomykała) widzą prostą drogę do stworzenia ustroju doskonałego i ogłaszają to w kolejnych musicalowych popisach. Wystarczy, że same przejmą rządy, a ich naturalne przymioty zadecydują o reszcie. Wciskają się w męskie garnitury, bielą twarze, zaczesują włosy. Długa litania kobiecych zasług (pieką ciastka, piorą bieliznę) przeplata się z refrenem: "jak dawniej bywało". W swoich domowych zajęciach Atenki są programowo antynowoczesne, konserwatywne, tradycyjne. Żądają uznania ich za donioślejsze od męskiego prowadzenia wojen.

Konserwatystą był także Arystofanes (ok. 446-385 p.n.e.), który najbardziej kąśliwe i ostre satyry pisał w okresie bratobójczych wojen peloponeskich. W ostatnich latach życia nakreślił więc w "Sejmie kobiet" (ok. 392 r. p.n.e.) wizję "raju na ziemi". Gest ten sparodiował później weteran wojen napoleońskich Aleksander Fredro w komedii "Gwałtu, co się dzieje". Fredrowska wizja jest jednak pełna pesymizmu, Arystofanesowska - tylko nierealna. Ten niezwykle wrażliwy pacyfista niestrudzenie atakował dążące do walki stronnictwo Kleona, wyśmiewał sądowych pieniaczy, sofistów (zaliczając do nich nawet Sokratesa), sprzedajnych polityków. Demokracja budziła w nim przede wszystkim obawy, choć rozumiał, że w innym systemie nie byłoby w ogóle miejsca na jego sztukę.

U Grabowskiego demokracja jest matką totalitaryzmu. Wniosek Praksagory o przekazanie miasta kobietom zostaje przegłosowany legalnie, z poszanowaniem wszelkich reguł. To, co dzieje się później, w niczym jednak nie przypomina systemu gwarantującego wolność i godność jednostki. Kobiety wprowadzają ekonomiczno-erotyczny komunizm. Znoszą własność i instytucję małżeństwa, uwspólniają ziemię, ogłaszają wolność seksualną. Aby jednak wszystko odbywało się sprawiedliwie, stawiają jeden warunek - chłopcy i dziewczęta nie mają prawa do wzajemnych kontaktów, póki nie zaspokoją wszystkich ludzi koślawych, szpetnych, wiekowych. W innym wypadku z wolnego rynku erotycznego korzystaliby tylko obywatele atrakcyjni. Na miasto pada więc terror brzydoty. Monstra w beretach polują na młodych kochanków, a pochwyconą zdobycz wloką za ściankę z blachy. Trudno nie wzdrygnąć się, gdy na ekranie pojawia się chłopięca twarz (Mateusz Janicki) ugniatana lubieżnie przez pomarszczona dłonie.

Dziewczęta mają spokój. Kolejki niezaspokojonych starców nie ustawiają się wcale przed drzwiami sypialni lolitkowatej bohaterki (obiecująca Joanna Kulik). Dojrzali mężczyźni, którzy przejęli role kobiet, odgrywają je z upodobaniem i gracją. Modnie wystrojeni, nienagannie uczesani, oszczędni w ruchach przypominają klony Hiacynty z brytyjskiego serialu "Co ludzie powiedzą". Jak aktorzy japońskiego teatru są o wiele bardziej kobiecy od przeciętnych niewiast. A w ujęciu Grabowskiego kobiecość oznacza: siedzieć i pachnieć, ewentualnie kręcić leniwie zanurzoną w herbacie łyżeczką. Monstrualną wizję kobiecości podkreślają wplecione w spektakl cytaty z "Płci i charakteru" Otto Weiningera. Austriacki filozof uzasadnia w niej, dlaczego wszystko, co żeńskie, jest także alogiczne, amoralne, kłamliwe, nieludzkie i popędowe. Odnosi się to także do ras. Hitlerowcy chętnie korzystali np. z fragmentów, gdzie Weininger porównywał kobietę nieczłowieka z nieczłowiekiem Żydem.

Gdyby jakiś gimnazjalista dostał do rozwiązania test z pytaniem "Czy spektakl Mikołaja Grabowskiego to: a) niezobowiązująca farsa, b) słaby musical, c) traktat antyfeministyczny w obrazach?", miałby niemały problem. Z pomieszanych konwencji wyłania się niewiele ponad karykaturalny wizerunek kobiet, polityków, ludzi starych. I gdyby zrobić go mocniej i konsekwentniej, można by o nim choć powiedzieć: "niepoprawny politycznie". W takim kształcie powiedzieć trzeba jednak - słaby i strachem podszyty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji