Artykuły

Życiu trzeba ufać

- Chodząc po mieście widzę, jak słupszczanie rozmiłowali się w teatrze. I to pomimo tego, że nie było go w mieście kilkanaście lat. To dla mnie bardzo budujące. Ludzie mają potrzebę teatru, kontaktu z żywym aktorem. A aktorów macie świetnych - mówi JAN MACHULSKI, aktor, reżyser "Czekając na Godota" w Nowym Teatrze w Słupsku.

W Nowym Teatrze w Słupsku będzie można zobaczyć pierwszą w tym roku kalendarzowym premierę. Tragiczną farsę "Czekając na Godota" autorstwa Samuela Becketta wyreżyserował Jan Machulski. Z reżyserem rozmawiamy o premierze, czekaniu i autorytetach.

W Słupsku wystawił pan już "Niebezpieczne zabawy" i "Balladynę". Skąd teraz pomysł na sztukę Becketta?

- Z kilku powodów. Po pierwsze to piękny i mądry tekst. Kilka lat temu zrobiłem "Czekając na Godota" z moimi studentkami. Poza tym w tym roku przypada setna rocznica urodzin Becketta.

Bohaterowie sztuki czekają na przyjście tytułowego Godota. Jednak nadaremnie. Chyba mało tu optymizmu.

- Sztuka opowiada o czekaniu, ale również o nadziei. Każdy z nas ma przecież nadzieję, że jutro spotka nas coś dobrego. Nie można się poddawać przeciwnościom, trzeba mieć zaufanie do życia. Samo czekanie jest ważne. Ono pomaga nam żyć. Bohaterowie sztuki naładowują się czekaniem i nadzieją, że będzie lepiej. Przecież cale narody czekały na swojego mistrza i autorytet. Polacy też czekali, aż przyszedł Jan Paweł II i nas wybawił.

Kim, według pana, jest Godot? Autorytetem? Bogiem? Jak go wytłumaczyć młodym widzom?

- Beckett mówił, że gdyby Godot był Bogiem, to tak by on go nazwał. Każdy z nas musi sobie odpowiedzieć sam na to pytanie. Ja nie wiem. Być może dla młodzieży jest to cel życia. Młodzi ludzie powinni zacząć swoje życie od końca. Określić, kim chcą być na końcu drogi i tą drogą iść. Ja już w wieku sześciu lat chodziłem do kina, bo wiedziałem, że chcę być aktorem. Mój syn chciał być reżyserem i gdy miał 12 lat zaczął analizować filmy. Inaczej teraz chyba się nie da żyć. A poza tym trzeba mieć autorytety.

Wspomniał pan o autorytetach. Miał pan wokół siebie takiego człowieka?

- Oczywiście. Do dziś podziwiam mojego nauczyciela matematyki z gimnazjum. Mówiliśmy na niego Lucek. Bardzo nam imponował. Nie jestem najlepszy z matematyki, ale u Lucka po prostu nie wypadało nie umieć. Jak złapał kogoś na ściąganiu to nie karał, ale zawstydzał.

"Czekając na Godota" to już pańska trzecia realizacja w Słupsku. Chętnie pan tu wrócił?

- Tak. Tym bardziej że chodząc po mieście widzę, jak słupszczanie rozmiłowali się w teatrze. I to pomimo tego, że nie było go w mieście kilkanaście lat. To dla mnie bardzo budujące. Ludzie mają potrzebę teatru, kontaktu z żywym aktorem. A aktorów macie świetnych. Podczas spektaklu będzie można zobaczyć, że niby improwizują, ale ta improwizacja jest przez nich znakomicie przygotowana.

- Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji