Artykuły

Zawodowiec z odrobiną szczęścia

- Gdy widzę moje stare role, to się za głowę łapię, jak mogłem tak źle zagrać. Nie lubię oglądać siebie nie dlatego, że to mnie obrzydza. Gdybym miał tę dzisiejszą świadomość, to bym o wiele lepiej zagrał, tak mi się przynajmniej wydaje - mówi warszawski aktor WITOLD PYRKOSZ.

Witold Pyrkosz stworzył wiele kreacji, które na zawsze zapisały się w pamięci widzów, bo któż nie zna Pyzdry z Janosika", Wichury z "Czterech pancernych", Balcerka z "Alternatywy 4" czy Duńczyka z "Vabanku". Aktor przez ostatnie lata podbija serca widzów rolą Lucjana Mostowiaka w serialu "M jak miłość".

Tego starszego pana podczas jednego wieczoru ogląda około... 10 milionów widzów. Takiej widowni, jak "M jak miłość", nie zebrał w 2006 roku żaden inny program.

Powiedział pan kiedyś, że w zawodzie aktora najważniejsze jest szczęście. Nadal pan tak uważa?

Witold Pyrkosz: Nie zmieniłem zdania. Podam przykład: zaproszono mnie do jakiejś małej rólki w dubbingu, zrobiłem to jak potrafiłem najlepiej i... poszło w niepamięć. Nagle, po roku, dostaję telefon, że w związku z tym, że widzieli mnie w tym dubbingu, zaproszony jestem do zrobienia reklamy za ciężkie pieniądze. Jak to nazwać? Tylko szczęściem.

Szczęście to istotna sprawa. Pan jednak ma wielki talent, bo gdyby źle pan zrobił dubbing...

- To nie ulega wątpliwości, trzeba po prostu być zawodowcem, który zna się na tej robocie.

Wichura, Pyzdra, Balcerek - zagrał pan tak wiele wyrazistych, rzec można kultowych ról. Która z nich najdłużej była w świadomości widzów?

- Pyrkosz, pyrkosz a nie jedziesz. Wie pani, to się wiąże...

Z Wichurą z "Czterech pancernych...".

- Ale, właściwie nie do końca...

Ale kto to wymyślił?

- Dzieciaki reżysera filmu, Konrada Nałęckiego. Kupiłem im za to czekoladę i podziękowałem. Nie spodziewałem się, że wejdzie do scenariusza.

Robi na panu wrażenie, że może się pan oglądać, gdy miał 20,30 lat? Budzi to w panu jakieś uczucie?

- Nie oglądam tego. Gdy widzę moje stare role, to się za głowę łapię, jak mogłem tak źle zagrać. Nie lubię oglądać siebie nie dlatego, że to mnie obrzydza. Gdybym miał tę dzisiejszą świadomość, to bym o wiele lepiej zagrał, tak mi się przynajmniej wydaje.

Jak pan spędza czas wolny? Co pana cieszy w życiu?

Musiałbym powiedzieć, co mnie cieszyło kiedyś, a co teraz, gdy mam 80 lat. Teraz mnie cieszy święty spokój, który mamy w domu, bo już wszystkie dzieci wyszły, a gdy przyjeżdżają wnuczki, to jest tylko wielka radość. Cieszą mnie prace związane z posiadłością. Mamy cztery psy, które mieszkają w ogrodzie, siedem kotów, duży trawnik, mnóstwo iglaków i dużo liści jesienią, bo dom otoczony jest lipami i dębami. Kiedyś byłem szczęśliwy, gdy kupiłem sobie pierwszy motocykl WSK 125 i jechałem nim do mamy z Krakowa do Wrocławia prawie osiem godzin. Wygrany samochód, pierwszy ślub, teatr, pierwsze mieszkanie, to są rzeczy, które człowieka cieszą.

Stawia pan przed sobą nowe cele, niekoniecznie zawodowe?

- Tak, żeby dożyć do jutra...

i cieszyć się każdą chwilą...

- Tak, i nadal kupować kolejny samochód, jakby to był ostatni w życiu...

***

CIEKAWOSTKI

Pracował jako intendent w Centralnej Poradni Ochrony Macierzyństwa i Zdrowia Dziecka.

Jeździ oplem astrą GTC, model usportowiony, 140 KM. Jak mówi: "Wypasiony, brakuje tylko ogrzewanych foteli".

Planuje napisanie autobiografii.

Na zdjęciu: Witold Pyrkosz w "Pułkowniku - Ptaku" w Teatrze Ochoty w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji