Artykuły

Piękny teatr staroświecki

Żeby zrobić przyjemne przedstawienie teatralne potrzeba trochę wyuczonego warsztatu aktorskiego, kilku miałkich pomysłów na scenografię i sztampowy pomysł inscenizacyjny - rozważania na temat teatru przyjemnego i teatru prawdziwego po obejrzeniu "Romansu z Czechowem" w Teatrze Nowym w Łodzi snuje Łukasz Pięta z Nowej Siły Krytycznej.

Czy przedstawienie teatralne jest łatwo zrealizować? Pierwsza odpowiedź, jaka narzuca się na to pytanie, to oczywiście: nie.

Wielu krytykom bądź teatrologom zarzuca się, iż wysnuwają swoje negatywne sądy odnośnie teatru, nie mając zielonego pojęcia, ile trzeba włożyć pracy w przygotowanie spektaklu. Tymczasem, wbrew wszelkim pozorom, zarówno teatrolodzy, jak i krytycy wiedzą doskonale, ile pracy wymaga twórczość artystyczna (i być może właśnie dlatego, iż wiedzą, jaka to wielka odpowiedzialność, nie biorą się za robienie spektakli).

W Polsce istnieje zbyt duży rozdźwięk między krytyką, a twórcami teatralnymi. Gdyby jednak spojrzeć prawdzie w oczy, szybko zauważymy, iż obie te grupy są od siebie bardzo zależne. Krytycy muszą mieć, co oglądać i o czym pisać, a twórcy teatralni, by byli wypromowani, zauważeni lub zapamiętani. Czemu więc powstaje ten nieprzyjemny rozdźwięk pomiędzy krytyką, a twórcami, objawiający się najczęściej tym, że wysnuwane na łamach prasy sądy na temat sztuki teatralnej, są bagatelizowane przez reżyserów, aktorów, dyrektorów, jako sądy ludzi, którzy wcale nie znają się na rzeczy? Odpowiedź jest prostsza, niż się wydaje.

Największym zagrożeniem dla teatru jest uleganie wpływom rutyny. W momencie, kiedy aktor, bądź reżyser stwarza przedstawienie z wewnętrznej potrzeby opowiedzenia o jakimś problemie, wszystko jest w porządku. Spektakl wówczas może się podobać lub nie, ale na pewno będzie doceniony za szczerość. Gorzej, jak dany artysta teatru zaczyna myśleć, że w zasadzie nie osiągnie już wiele (bo np. ma już swoje lata lub pracuje w tym, a nie innym teatrze). Nie ma nic, co by ciągnęło bardziej sztukę teatralną na dno.

Powodem do tych wszystkich rozważań jest spektakl "Romans z Czechowem" zrealizowany w Teatrze Nowym Łodzi. Spektakl był umiejętnie warsztatowo skrojonym dziełem (w zamierzeniu lekkim), które miało swoją premierę podczas wieczoru Sylwestrowego 2006. Już właśnie przez datę premiery, można było się spodziewać sztuki niezbyt odkrywczej, ponieważ, jak się utarło, teatralne programy sylwestrowe nie mają służyć poruszaniu ważnych lub drażliwych strun, ale umileniu ostatniego dnia w roku tym ludziom, którzy ten dzień zdecydowali się spędzić w teatrze.

Przedstawienie wydawało się zachęcające, ponieważ składało się z trzech jednoaktówek Antoniego Czechowa: "Oświadczyny", "Niedźwiedź" i "Łabędzi śpiew". Chociaż ogólnie wiadomo, że ten rosyjski dramaturg jest bardzo ceniony, jego jednoaktówki bardzo rzadko pojawiają się na afiszu z czysto prozaicznego powodu. Każdy z tych dramatów jest za krótki na cały wieczór teatralny. Jeśli zatem pokazywać jednoaktówki, to najlepiej kilka na raz. Nie jest to jednak tak łatwym zadaniem, jakby się mogło wydawać, gdyż aby pokazać te drobne teksty Czechowa w sensownej kompilacji, trzeba mieć dobry pomysł inscenizacyjny, który zaskoczyłby widza, a przynajmniej nie znudził. I tutaj właśnie otrzymujemy odpowiedź, czemu tak rzadko pojawiają się kompilacyjne inscenizacje krótkich tekstów Czechowa. Otóż jest to zadanie trudniejsze, niż się wydaje.

Chociaż spodziewałem się wiele dobrego, w rezultacie "Romans z Czechowem" okazał się inscenizacją zamkniętą w wyświechtaną szkatułkę sztampy. Rozpoczął się od scen,y kiedy to, rzekomo aktorzy wchodzili do garderoby, aby się przebrać w kostiumy, a zakończył się przesłynnymi słowami szekspirowskiego Hamleta: "Być albo nie być, oto jest pytanie". Wydaje mi się, że nic bardziej pretensjonalnego z tymi jednoaktówkami nie można było zrobić, chociaż trzeba przyznać, że poszczególne realizacje tych krótkich tekstów rosyjskiego mistrza miały momentami swój urok. W sumie był to, jak napisałem, dobrze skrojony, niezaskakujący teatr staroświecki, który aż mienił się blaskiem sztucznych świecidełek, nie mających nic wspólnego z prawdziwymi klejnotami.

Szkoda, że reżyser Mariusz Pilawski (który jednocześnie grał w tym spektaklu) chciał opowiedzieć o tym, jak często gramy różne role w życiu. Szkoda tym bardziej, że mam wrażenie, nie zdał on sobie sprawy z tego, jak wielu twórców powiedziało to samo o wiele piękniej, niż on.

Kiedy oglądałem ostatnią część spektaklu, czyli realizację dramatu: "Łabędzi śpiew", miałem ochotę wykrzyknąć reżyserowi: "Czemu pan mnie katuje tym tematem w tak nieatrakcyjny sposób". Przypominała mi się pierwsza część spektaklu "Niedokończony utwór na aktora" Krystiana Lupy, która zrealizowana była na podstawie "Mewy", która w zasadzie również opowiadała o tym, jak nasze życie przepełnione jest teatrem, ale robiła to oszałamiająco. Co jest zatem przyczyną mojego niezadowolenia?

Problem w tym, że "Romans z Czechowem" był bardziej popisem aktorskim (chociaż czasami niedbałym), pokazaniem warsztatu twórców. Każda z części tego przedstawienia mogłaby funkcjonować osobno. Podobnie zresztą było również z aktorami, którzy, miałem wrażenie, grali osobno, dbając tylko o swoją energię, a zupełnie zapominając o budowaniu napięć w relacji z innymi postaciami.

Jeśli jednak zdamy sobie sprawę, iż spektakl ten reżyserowany był, jak wyżej wspomniałem, przez aktora Teatru Nowego, Mariusza Pilawskiego, wiele może się wyjaśnić, dlaczego odebrałem ten spektakl tak, a nie inaczej. W tego typu inicjatywach, kiedy inscenizacji podejmuje się aktor, istnieje bowiem spora obawa, że w reżyserii większy nacisk będzie położony na indywidualne aktorstwo, aniżeli na koncepcję całości spektaklu, czy kształtowanie relacje między postaciami.

"Romans z Czechowem" okazał się momentami przyjemnym spektaklem-popisem, który generalnie nic nie zmienił w moim życiu. Nie zostałem przez niego ani wzbogacony, ani zubożony duchowo, czy estetycznie. I chociaż zdaję sobie doskonale sprawę z tego, iż każde przedstawienie teatralne wcale nie jest łatwo zrealizować, to jednak na podstawie "Romansu z Czechowem" muszę stwierdzić, że mimo wszystko powstają spektakle, których proces realizacyjny jest dużo prostszy. Szczególnie jest to widoczne, jeśli zdamy sobie sprawę, że nie ma w nich nic poza wyuczonym warsztatem aktorskim, kilkoma miałkimi pomysłami na scenografię i sztampowymi pomysłami inscenizacyjnymi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji