Artykuły

Warszawa. Beckett u Jandy

Piotr Cieplak odkrywa Samuela Becketta na scenie Teatru Polonia, przygotowując premierę "Szczęśliwych dni". Dziś premiera.

W jego przedstawieniach Elliot zderza się z Labichem, anioły i diabły szaleją w rytm rockowych dźwięków wygrywanych przez zespół Kormorany, a aktorzy fruwają nad głowami widzów.

Dobro i czułość - to pamiętamy ze "Słomkowego kapelusza", "Historyi o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" czy "Testamentu psa". Tym razem Piotr Cieplak odkrywa Samuela Becketta na scenie Teatru Polonia, przygotowując premierę "Szczęśliwych dni". To pierwsze jego spotkanie z tym dramaturgiem.

"Szczęśliwe dni" są opowieścią zawieszoną w czasie i przestrzeni, wypreparowaną przez Becketta z wszelkich zbędnych elementów.

Gdzieś, na końcu świata, zakopana popas w ziemi, tkwi starzejąca się kobieta - Winnie. Jedyne, co jej pozostało, to kilka przedmiotów z podręcznej torby. Czepia się kurczowo tych drobiazgów, jak rytuał powtarzając codzienne banalne gesty: szczotkowanie włosów, piłowanie paznokci. Pozostały jej też wspomnienia. I słowa. Winnie mówi, niezależnie od tego czy sama do siebie, czy do będącego cały czas przy niej, ale rzadko się odzywającego męża Williego. Oboje czekają. Na przybycie śmierci, a może na odnalezienie samych siebie?

Beckett, podobnie jak w innych swoich sztukach, także w tej stawia niemal nagiego człowieka wobec spraw ostatecznych. Każe mu zmierzyć się ze strachem przed przemijaniem, samotnością, potrzebą bliskości z drugim człowiekiem. "Szczęśliwe dni" zawiesza na cienkiej linie między tragizmem a absurdem, ironią i zwyczajnym ludzkim ciepłem.

Zobaczymy, co trójka wybitnych artystów polskiego teatru odnajdzie u autora "Czekając na Godota".

Teatr Polonia, ul. Marszałkowska 56, tel. 022 622 21 32, premiera: 12.01, spektakle: 13-19.01, godz. 20

***

Specjalnie dla "Rz"

Piotr Cieplak, reżyser "Szczęśliwych dni": - Przywykło się sądzić, że ten tekst jest monodramem aktorki. Tymczasem staramy się w Polonii opowiedzieć o wspólnym byciu dwojga ludzi. Willie pozwala mówić Winnie, czuwa przy niej do samego końca. Trzeba kogoś takiego jak Jerzy Trela, żeby swoją niemą obecnością na scenie nadać sens i stworzyć wartość tej postaci. Pamiętam słowa Krystyny Jandy, która powiada, że "Szczęśliwe dni" to historia jej unieruchomionej w łóżku babci, która, gadając bez ustanku, wylewała na dziadka wszystkie żale tego świata. A on trwał przy niej, z franciszkańską cierpliwością, wierny jak pies. Taka prosta, ludzka perspektywa jest najlepsza do czytania tej sztuki, wtedy wszystkie jej metaforyczne i filozoficzne warstwy wychodzą same na wierzch.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji