Artykuły

Warszawa. Kleks na miarę XXI wieku

W warszawskim Teatrze Muzycznym Roma dobiegają końca prace nad musicalową wersją "Akademii Pana Kleksa".

Nad musicalem o Panu Kleksie pracują m.in. Boris Kudlićka, autor scenografii do oper Trelińskiego, i Tomasz Bagiński, reżyser "Katedry".

Komputerowe animacje, magiczne sztuki rodem z show Davida Copperfielda, ruchoma scenografia, a w tym wszystkim atramentowowłosy Pan Kleks i uczniowie jego Akademii.

Na potrzeby musicalu uczelnia stała się placówką koedukacyjną, w której uczą się również dziewczyny. - To córki Lewkonika i Multiflory. Chłopaków o imionach na literę A jest oczywiście większość. Jednak dziewczyny, między innymi Róża, Piwonia, Rezeda, są w naszym przedstawieniu niezbędne. To nasz pomysł, jednak nie wymyśliśmy tych postaci. Zasługa w tym samego mistrza Jana Brzechwy - mówi Wojciech Kępczyński, reżyser musicalu i zarazem dyrektor Teatru Roma.

Kępczyński postawił wszystko na jedną kartę, a mianowicie na "Akademię Pana Kleksa". Już od ponad dwóch miesięcy niegrane są w Romie żadne spektakle, bo scena zajęta jest przez Kleksa, jego uczniów i inne malownicze postaci. - Bardzo intensywnie próbujemy. Mierzymy się przecież z ogromną materią. Do tej pory w naszym kraju nie było tak rozbudowanego, a co za tym idzie skomplikowanego musicalu - dodaje Kępczyński.

Do pracy nad Kleksem zaangażował artystów do tej pory z musicalem niezwiązanych, by wymienić choćby Borisa Kudlickę, autora monumentalnych, niekonwencjonalnych scenografii do oper reżyserowanych przez Mariusza Trelińskiego, i Tomasza Bagińskiego, animatora, nominowanego do Oscara za film "Katedra". - Chcieliśmy stworzyć nową jakość, przystosować Kleksa do wymogów musicalu, który rządzi się swoimi prawami. Założyliśmy, że zrobimy musical XXI wieku, stąd zaangażowanie Kudlicki i Bagińskiego. A oni postawili bardzo wysoko poprzeczkę. To wizjonerzy. Wydaję mi się, że również dzięki nim wszyscy pracowaliśmy tak, by stworzyć widowisko na najwyższym światowym poziomie - tłumaczy reżyser. Jego celem jest dorównać musicalowym produkcjom z londyńskiego West Endu.

"Akademia Pana Kleksa" jest najdroższym polskim musicalem. Kosztowała ponad milion dolarów.

Jednak Kępczyński ma nadzieję, że te koszty się zwrócą. Chciałby, żeby "Kleks" nie schodził z afisza przez najbliższe trzy lata. - Mam wrażenie, że widzowie czekają na nowocześnie zrobiony polski musical familijny - mówi. Konserwatywnie nastawieni widzowie, a także miłośnicy literatury Jana Brzechwy, nie muszą zbytnio obawiać się tej nowoczesności. W "Akademii Pana Kleksa", nawet tej musicalowej, najważniejsze się nie zmieniło: zamiast ocen są oczywiście piegi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji