Artykuły

Nieprzemijający urok operetki

"Kraina uśmiechu" w reż. Marcina Sławińskiego w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.

Najnowsza "Kraina uśmiechu" to z pewnością interesujące przedstawienie, tak od strony realizatorskiej, jak i muzyczno-wokalnej. Ma tylko jeden feler: zbyt dużą liczbę baletowych wstawek, połowę z nich można by skreślić bez szkody dla urody przedstawienia, a z korzyścią dla jego zwartości.

Mimo że powszechnie uważa się operetkowe libretta za banalne i śmieszne, a sceniczne sytuacje za nieprawdopobne, to jednak wciąż nie brakuje miłośników tego gatunku. Dla nich nie liczą się bzdurne libretta z pogranicza bajki. Oni kochają tę jedyną w swoim rodzaju muzykę oraz pełne uroku arie i duety, których melodie można nucić, wychodząc z teatru. Właśnie taką operetką, pełną melodyjnych arii i duetów, jest "Kraina uśmiechu", opowiadająca o zderzeniu dwóch odmiennych światów. Ich reprezentantami są Hrabianka Liza i Książę Su Czong, ambasador chiński w Wiedniu. Ona to bywalczyni wiedeńskich salonów słuchająca porywów głosu serca. On wychowany w poszanowaniu tradycji jest zmuszony się jej podporządkować.

Na takim tle rozwija się akcja tej operetki wyreżyserowanej przez debiutującego w tym gatunku sztuki Marcina Sławińskiego, który - mam wrażenie - podszedł do niej zbyt serio, co sprawiło, że kilku scenom zabrakło operetkowej lekkości i humoru. Czasami szwankowała też dynamika, której bardziej zaszkodziła, niż pomogła jeżdżąca w górę i w dół złota zastawka.

Pod względem muzycznym premierę przygotował - gościnnie - Ruben Silva, który od wielowątkowej uwertury po dramatyczny finał prowadził orkiestrę z operetkowym polotem i swobodą, współtworząc klimat przedstawienia i dbając, by brzmienie orkiestry było dostosowane do poziomu głosów solistów.

W obsadzie prym wiodła Małgorzatą Długosz w roli Lizy. Jak zawsze podbiła serca publiczności: subtelnością, wdziękiem i pięknym śpiewem. Jako Su Czong dzielnie jej sekundował operowo poważny Janusz Ratajczak. Arkadiusz Dołęga potraktował partię Gucia z lekkim dystansem i przymrużeniem oka, a że przy tym dobrze śpiewał, więc z przyjemnością się go oglądało i słuchało, podobnie jak Wioletty Białk w roli dziewczęco kruchej Mi.

Zdjęcie z próby przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji