Artykuły

O smutnej miłości

"Kraina uśmiechu" w reż. Marcina Sławińskiego w Gliwickim Teatrze Muzyczny. Pisze Regina Gowarzewska-Griessgraber w Dzienniku Zachodnim.

Chociaż "Kraina uśmiechu" Franciszka Lehara uznawana jest za operetkę, to właściwie bliższa jest ona "cięższemu" gatunkowi - operze. Mało w niej śmiechu, za to jest dramat miłości, która musi się zmierzyć z wielowiekową tradycją państwa chińskiego. Hrabianka Liza wyjeżdża za ukochanym księciem Su Czongiem do Chin. Chociaż jest jego żoną w świetle praw europejskich, to w jego ojczyźnie jest nikim. Książę ma poślubić cztery chińskie dziewice.

Gliwicki Teatr Muzyczny, przygotowując "Krainę uśmiechu" zaprosił do współpracy Marcina Sławińskiego, reżysera znanego z brawurowych fars. Niestety, wydaje się, że operetka mu "nie leży". Odniosłam wrażenie, że oglądam szereg osobnych, dosyć statycznych, scen. Było w nich sporo dobrych pomysłów, ale jakby niewykończonych.

Główne wady spektaklu? Brak tempa i konsekwencji.

Tego ostatniego również nie zauważyłatm w scenografii Ryszarda Melliwy. Szczególnie jeżeli chodzi o drugi akt. Nie miałabym nic przeciwko temu, by rozegrać go wśród uroczych parawanów i chińskich lampionów, które przez pewien czas oglądaliśmy na scenie. Niestety, część akcji rozgrywała się na tle złotej "kurtyny", która moim zdaniem przekroczyła subtelną granicę kiczu. Zresztą pewnie i biały ekran, czasem zastępujący tu horyzont, w zamierzeniu realizatorów miał coś oznaczać. Miłe dla oka obrazki mieszały się tu z niezrozumiałymi. To jednak potrafiły wynagrodzić kostiumy. Małgorzata Słoniowska ujęła mnie zarówno zwiewnymi i delikatnymi sukienkami chińskich tancerek, jak i przepychem Dalekiego Wschodu w strojach możnowładców. Przepięknie ubrała też wiedeńskie elegantki.

Zwiewne stroje tancerek były niemal częścią układów choreograficznych Henryka Konwińskiego. Mistrzowsko przemyślane sceny taneczne, subtelne -kobiet ze wstążkami i bohaterskie mężczyzn - wojowników. Warto jednak, by zespół baletowy GTM doszlifował perełki, które mogą być ozdobą spektaklu.

I wreszcie element w gliwickiej premierze, który naprawdę zaspokoił mój gust - głosy. Z wielką przyjemnością słuchałam Małgorzaty Długosz w roli Lizy i Janusza Ratajczaka jako Su Czonga. Moje wybredne ucho ucieszyli również Arkadiusz Dołęga jako Gucio i Wioletta Białk w roli słodkiej i zbuntowanej Mi. Stworzyli uroczą i bardzo pogodną parę. Strona muzyczna była mocnym punktem premierowego spektaklu, poprowadzonego przez Rubena Silvę.

Na korekty GTM ma trochę czasu, bo kolejne spektakle dopiero 17 i 18 lutego. A warto, bo "Kraina uśmiechu" powinna być ozdobą repertuaru. Ten spektakl ma na to duże szanse.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji